Rozdział 11

117 8 6
                                    

        Podczas dalszej drogi, Azazel był zmuszony dość brutalnie uciszyć roztrzęsioną, szlochającą Miriam.
Po szybkim uderzeniu w kark zapadła cisza.

************************************

Ciemność - to było wszystko co widziała kiedy ocknęła się
z pulsującym sińcem na karku. Podciągnęła się do pozycji siedzącej
i oparła plecami o coś,
co prawdopodobnie było ścianą. Zadrżała z zimna gdy przylgnęła
do kamienia. Zaczęła wpatrywać się prosto przed siebie, usiłując dostrzec cokolwiek w otaczającym ją mroku.
W międzyczasie zastanawiała się dlaczego właśnie ją to wszystko spotkało? Dlaczego ktoś, kto był dla niej tak miły, tak pomocny, okazał się być potworem?
Westchnęła cicho.
Jej umysł wypełniły wspomnienia Jego śmiechu. Wydawało jej się,
że widzi Jego piękną twarz, Jego delikatne, kojące dłonie...
Jednak On był zły. Zganiła się
w myślach. Nie mogła o Nim myśleć
w ten sposób. Jednak...
Nagle doznała szoku tak wielkiego,
że całe jej ciało najpierw stężało pod wpływem prawdy, a potem wstrząsnął nim szloch. Parzące łzy spływały po jej bladych policzkach, żłobiąc je niewidzialnymi rysami.
- On jest bezlitosny... - wyszeptała drżącymi wargami w ciemność. - A ja go... kocham...
Miriam siedziała jeszcze chwilę, próbując domyślić się, w którym momencie obdarzyła miłością Tego, który teraz ją więził.
Po jakimś czasie jej wzrok zaczął przyzwyczajać się do ciemności. Niewyraźne i lekko rozmyte kontury przedmiotów zaczęły wyłaniać się
ze smolistej czerni.
Znajdowała się w starej piwnicy.
Na podłodze rozciągał się gruby dywan kurzu, który zalegał tam już od naprawdę bardzo dawna.
W rogach walały się połamane deski, które niegdyś mogły być stołem.
Teraz jednak leżały i butwiały
w zapomnieniu.
Pod przeciwległą ścianą stał zupełnie pusty regał na przetwory. Poza tym
w pomieszczeniu nie było kompletnie nic.
Wokół tylko nagie, zimne ściany. Wysoko, pod samym sufitem Miriam dostrzegła maleńkie okienko, tak niebotycznie brudne i oblepione warstwą kurzu, że nie wpuszczało ono do piwniczki ani trochę światła.
Powietrze było ciężkie od odoru stęchlizny.
Całe pomieszczenie sprawiało wrażenie celi. Dziewczyna po raz kolejny zadrżała. Wiedziała podświadomie, że nie ma stąd żadnej drogi ucieczki.
Spojrzała w bok. Dostrzegła rzucony niedbale na podłogę sienniczek
i skrupulatnie złożony w kostkę koc, leżący na nim. Nie były zakurzone, więc musiały znaleźć się tam stosunkowo niedawno. Mimowolnie uśmiechnęła się i podpełzła na kolanach w tamtą stronę. Wzięła koc do rąk. Był gruby, ciepły i....pachniał Nim... zapach piżma i ziemi zmieszany z czymś słodkim...
Miriam zwinęła się w kłębek na sienniku i po chwili zapadła
w wyjątkowo niespokojny sen, przytulona do miękkiej wełny.
Nie obudziła się, kiedy drzwi zamknięte na kłódkę szczęknęły
i uchyliły się lekko.
Z twarzą schowaną w kocu nie mogła zobaczyć drapieżnego uśmiechu na bladej twarzy diabła, ani usłyszeć cichej melodii, którą nucił, kiedy zamykał spowrotem drzwi do jej więzienia.

AZAZEL Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz