(T/I)=Twoje imię
(K/O)=Kolor oczu
(K/W)=Kolor włosów
(Perspektywa T/I)
Byłam w szkole podczas lekcji biologii, gdy to wszystko się zaczęło. Pan, którego tak bardzo nie znosiłam, ciągle pieprzył coś o tkankach chrzęstnych, gdy próbowałam usnąć. Po jego 10-cio minutowym monologu podyktował zadania, które mamy zrobić na lekcji. "Super, mogę wreszcie odpocząć" pomyślałam kładąc głowę na rękach i zamykając oczy. Leżałam tak kilkanaście sekund, gdy z błogiego stanu wyrwał mnie przerażony głos dyrektorki wydobywający się z głośników.
"W-wszycy uczniowie proszeni są o zejście do wyjścia ewakuacyjnego. Zostawcie wszystko co macie, to nie są ćwiczenia! Powtarzam to nie są ćwi-" głos dyrki się urwał. Brzmiało to, jakby mówiła dalej, ale zabrała dłoń z przycisku pozwalającego na mówienie przez owe głośniki. "Co się do chuja stało?" pomyślałam.
W szkole panował gwar. Niektórzy spieprzali ile sił w nogach, inni zachowywali spokój, inni robili zdjęcia na snapchata jak oni to super mają bo coś się w szkole stało i odwołują lekcje. Ja nie byłam jedną z osób, które wymieniłam. Ja biegłam w stronę biura pani dyrektor. Bałam się o nią, zawsze mi pomagała w trudnych chwilach. Była dla mnie drugą matką. Często ją spotykałam wychodząc z domu. Staruszka, była w wieku około 52 lat. Zawsze rozmawiała ze mną o warzywach, jej wnukach, jej życiu. Wysłuchiwałam, nie miałam nic lepszego do roboty. Ale w jedną sekundę, wszystko prysło.
Jak wbiegłam do jej gabinetu, widząc co sie dzieje, umiałam powiedzieć tylko ciche "nie...". Widok był przerażający. Jakiś człowiek? Chyba człowiek, z podgniłą skórą, wgryzał się w jej ciało. Właśnie straciłam jedną z kilku bliskich mi osób.
Wracając, a dokładniej biegnąc do domu mówiłam pod nosem "nie, nie, nie, nie, kurwa nie" za każdego martwego człowieka jakiego widziałam. Znałam ich z widzenia.Dobiegłam do domu. "Mamo! Tato! Nathan! Jeśli tu jesteście, błagam, dajcie znak życia!" wykrzyczałam ze łzami w oczach. Nie chciałam ich tracić, o nie.
Po chwili usłyszałam pukanie, a raczej uderzanie w drzwi szafy od środka. "Nathan!" krzyknęłam, myśląc, że schował się w szafie. Mój o 7 lat młodszy braciszek zawsze umiał o siebie zadbać. Mocno złapałam za klamkę i otworzyłam szafę. Jak myślałam, Nathan z niej wybiegł i przytulił mnie przerażony.
"(T/I)... Na górze jest mama... i tata. Ja usłyszałem krzyki... (T/I) proszę zrób coś... Tu masz nóż, mama mi go dała do obrony, gdy kazała mi wejść do szafy.." powiedział co chwile biorąc głębokie wdechy.Poszliśmy na pierwsze piętro po schodach. Od razu uderzył we mnie ten okropny odór zgnilizny. Zobaczyłam tam mamę, martwego tatę i jednego szwędacza wyjadającego jeszcze przytomnej mamie wnętrzności. "(T/I)! Tam jest mama i tata! Oni żyją, ratuj ich!! Zabierzemy ich do lekarza, będzie dobrze!!" Nathan mówiąc to zwrócił uwagę sztywnego na naszą dwójkę. Jego szczęka, pełna krwi, otworzyła się wydając dźwięk. Bałam się, ale gdy pomyślałam o Nathanie, zawładnęła mną adrenalina. Podążałam do martwego kanibala bad-assowym krokiem i tak jak w filmach, wbiłam mu nóż w oko. Padł szybko.
Fajne uczucie, co?
Nie, nie fajne. Nawet tak nie myśl.
Podbiegłam do mamy i widziałam łzę spływającą jej z oka. Jej ciało... Masakra.
Ledwo się powstrzymałam od puszczenia pawia na jej wnętrzności.
"Moje...dziecko... uciekaj póki możesz... Znajdź grupę ludzi której można ufać, zabierz tam Nathana i pilnuj go jak oczka w głowie..." powiedziała mama na ostatnim tchu
"Dobrze.. dobrze mamo. Zaopiekuję się nim. Będę go pilnowała... Dla ciebie" powiedziałam gdy strumień łez wydobył się z moich oczu
"Kochanie.. One rozpoznają ludzi, zwierzęta i inne stworzenia po zapachu i hałasie... Umierają tylko gdy dostaną czymś w mózg.. Lekkie draśniecie, śmierć lub ugryzienie zamieniają ich ofiarę w jednego z nich... Bądź ostrożna. K o c h a m c i ę" powiedziała wszystko z wielkim bólem, a dwa ostanie słowa z trudem. Umierała. Płakałam jak debilka, ale wróciłam do Nathana, który patrzył się na mnie wściekłym wzrokiem.
"Ratuj ją!!! (T/I) ją da się uratować!! zrób coś!"
"A-ale Nathan.. nic już się nie da zrobić..."
"Kłamiesz! Ale dobrze, skoro ty jej nie uratujesz, to ja to zrobię!" powiedział Nathan podbiegając do mamy i podając jej rękę. Chyba chciał, żeby wstała "No dawaj mamusiu, dasz rade, złap mnie za rękę!" mama, a raczej to co z niej pozostało, otworzyła oczy i spojrzała na Nathana białymi ślepiami bez emocji. "...Mamo?" powiedział Nathan, gdy przybrał zmieszany wyraz twarzy."Nathan, boże, uciekaj!" Krzyknęłam do niego, a ten się na mnie spojrzał. W tym samym momencie mama złapała go za rękę i pociągnęła do siebie. "Kurwa, nie!" zaczęłam biec do Nathana ze łzami w oczach. Odciągnęłam przerażonego Nathana od niej, kazałam mu iść na schody i patrzyłam się na to coś, co jeszcze wczoraj zrobiło mi zajebiste paluszki rybne na obiad. Łzy leciały mi z oczu, musiałam to zrobić. Złapałam ją za ramię, wbiłam jej nóż w oko i odeszłam do Nathana.
"...Czemu to zrobiłeś?" zapytałam nie powstrzymując łez
"Miałem powód. Spójrz!" Powiedział, pokazując ugryzienie na nadgarstku. "Mama zawsze była dla mnie autorytetem, chciałem być jak ona. Teraz chce być z nią w niebie!"
Niebo nie istnieje, kretynie
"Nathan, to szaleństwo" powiedziałam płacząc jeszcze bardziej i przytulając go
"Idę do mamy, chce być obok niej. Do zobaczenia, (T/I)"
"N..Nathan nie..." powiedziałam upadając na kolana i obserwując jak Nathan kładzie się obok martwej już mamy przytulając ją za szyję.
Opuściłam dom, wcześniej zabierając pojemny plecak, ubrania na zmianę, jedzenie, mp3 ze słuchawkami, pistolet z gabinetu ojca i karambit, również znaleziony w jego gabinecie.
CZYTASZ
Carl Grimes x Czytelnik
Fanfictionps pisałam to jak mialam 14 lat wiec nie jest to jakies wybitne, czytasz na wlasna odpowiedzialnosc lol (T/I) tkwi w centrum apokalipsy. Jest głodna, sama, spragniona, ale się nie boi. Jest odważna i gotowa na najgorsze. Nie potrafi myśleć tylko o...