10

2K 128 8
                                    

Gdy Rick wyszedł, byłam bardzo zdezorientowana. Nie wiedziałam, co mam robić. Jedynie siedziałam tam i powstrzymywałam łzy trzymając nieprzytomnego Carla za rękę.
"Denise, muszę wyjść mu pomóc!" Krzyknęła Michonne zdenerwowana sytuacją
"Jeszcze chwilkę pouciskaj w tym miejscu" powiedziała Denise spokojnie, "No, już możesz wyjść" powiedziała i w trybie natychmiastowym Michonne i tata wybiegli z budynku. Siedziałam przez chwilę trzymając Carla za rękę
"Denise, powinnam wyjść czy zostać?"
"Jeśli umiesz walczyć, wyjdź. Carl będzie nieprzytomny jeszcze przez kilka dni, ale ja i Tara damy sobie radę" uśmiechnęła się, a ja przytaknęłam. Wzięłam karambit mojego ojczyma do prawej ręki, jego pistolet włożyłam do tylnej kieszeni i nacisnęłam na klamkę, gdy Denise mnie powstrzymała. "Masz, to ci się bardziej przyda" powiedziała wręczając mi siekierę
"Dzięki" wypaliłam i wyszłam. Na ganku zabiłam około 8 sztywnych, nadal wzrokiem szukając Ricka i reszty. Po chwili zobaczyłam ich niedaleko ode mnie, i dobiegając do Michone powiedziałam "To tylko ja, nie zabijaj mnie" by się upewnić, że mnie nie weźmie za sztywnego. Tak stojąc rozwalaliśmy wszystko i wszystkich dookoła nas. Po chwili dołączyło do nas więcej osób. Z każdym kolejnym martwym sztywnych z moich rąk, czułam się lepiej i lepiej.
Fajne uczucie
Kilka razy udało mi się uratować innych przed sztywnymi, którzy by ich zaatakowali od pleców, ale nie wywyższałam się tym. Było ich mniej i mniej, całe szczęście. Raz udało mi się usłyszeć "wow" chyba od Abrahama, gdy wbiłam sztywnemu siekierę pionowo w płat czołowy, a później pomagając sobie kopniakiem w brzuch ją wyciągnęłam. Zostało już naprawdę niedużo sztywnych, więc wszyscy rozeszli się w swoje strony, by ich powybijać. Ja poszłam w prawo, a za mną poszedł tata
"Nieźle sobie poradziłaś" powiedział
"Dzięki" odpowiedziałam wyciągając karambit z tylnej kieszeni, by wbić go w sztywnego. A dokładniej w sztywną. Chwilkę mi zajęło ogarnięcie, że prosto na mnie szła martwa Jessie. Nie potrafiłam nic powiedzieć, tak bardzo lubiłam Jessie. Była moją przyjaciółką. Tata zobaczył mnie w takim stanie i się ustawił, by ją zabić, ale ja się na nią rzuciłam wbijając jej mój mały nóż w oko i przewracając ją na plecy, razem ze mną. Zaczęłam masakrować jej płat czołowy, wyżywałam się na niej. Tata pobiegł do mnie i mnie od niej odciągnął, ale zrobiłam w jego kierunku agresywny ruch. On się odsunął o krok ode mnie, po czym mnie przytulił i dał mi się wypłakać w jego ramię.
"Tato, sztywni" powiedziałam ciągając nosem i znowu zaczęliśmy walczyć z tą zarazą. W oddali zobaczyłam małego Sama jako zombie. "Zasłużyłeś sobie, gnojku" powiedziałam podchodząc do niego. Zamachnęłam się siekierą i wbiłam mu ją w czubek głowy, a on upadł już dosłownie martwy. Usiadłam na chwilę by odpocząć, gdy Rick i reszta przybiegli do nas
"Jak stan?" zapytał Rick
"Zero" odpowiedział tata zabijając ostatniego sztywnego. Podszedł do mnie i podał mi rękę. Wszyscy pobiegliśmy do Denise.
"Co z Carlem?" wypaliłam ledwo wchodząc do budynku
"Odpoczywa. Źle oceniłam jego stan, już się wcześniej obudził, a teraz tylko śpi"
"Dzięki boguuuuuu" westchnęłam razem z Rickiem. Usiadłam obok Carla i złapałam go za rękę. Miał nasiąknięty krwią bandaż na oku, który mu nawet pasował. Z pomieszczenia wyszła większość osób. Zostałam tylko ja, Carl, Rick, Denise i Tara.
"Dobrze sobie poradziłaś. I nie myśl, że nie widziałem tego, jak mnie uratowałaś zabijając sztywnego za mną" uśmiechnął się.
"Dzięki" odpowiedziałam "To wszystko wina Sama" wypaliłam "Gdyby nie on, to Jessie by żyła, Carl by miał oko..."
"Sztywni nadal by chodzili ulicami Alexandrii" zauważył
"No.. niby tak, ale"
"Daj spokój. Było, minęło. Nie patrz w przeszłość, tylko w teraźniejszość."
"Może masz rację..."
"No jasne, że mam!" zaśmiał się "Masz zamiar tu zostać? W sensie w tym budynku z Carlem"
"Tak. A ty?"
"Niee, ja nie. Znaczy, powinienem, ale po części jestem też przywódcą i muszę zadbać o resztę"
"Się wie, szefunciu" zaśmiałam się, a Rick razem ze mną. Po chwili wyszedł.
"Jestem cholernie zmęczona" wyszeptałam sama do siebie i nie puszczając ręki Carla oparłam się głową o bok łóżka, na którym on leżał i zasnęłam. Obudziła mnie rozmowa Denise z Carlem
"Carl, poważnie, powinieneś coś zjeść" powiedziała opiekuńczo Denise
"Nie jestem głodny, serio, dziękuję. Zjem później" usłyszałam jego głos. Puściłam rękę Carla, którą o dziwo jeszcze trzymałam i się odwróciłam w jego stronę
"Dzień dobry" powiedziałam z uśmiechem
"Hej" powiedział również z uśmiechem "Wow! Jak można tak zajebiście wyglądać w ubraniach całych we krwi?" zdziwił się, a ja się zaśmiałam "...co się wczoraj stało?" Zapytał łapiąc się za głowę
"Ron, Jessie i Sam zginęli, a ja, twój tata i jeszcze kilka osób wyszliśmy wybijać sztywnych z ulic"
"Jessie... zginęła?" Powiedział zmutny. Przytaknęłam ukrywając smutek "Ron.. Nie żeby mnie cieszyła jego śmierć, ale przynajmniej nie mam już konkurencji" powiedział i się zaśmiał
"Nigdy nie miałeś" zaśmiałam się
"Ulice są czyste?" Zapytał
"Jeśli chodzi ci o ich czystość to nie, chyba nie znajdziesz miejsca, które nie byłoby ujebane w krwi, ale  jeśli chodzi ci o sztywnych, to wszyscy już są martwi..  tak jakby"
"To dobrze" powiedział
"Odpoczywaj" powiedziałam z uśmiechem
"A czy na coś nie zasłużyłeem?" powiedział wskazując palcem na swój policzek. Podeszłam do niego i pocałowałam go w tym miejscu na policzku. Zrobił minę zbitego psa, na co się zaśmiałam i pocałowałam go w usta. Po chwili się od siebie oderwaliśmy, gdy do budynku wszedł Rick i na nasz widok wybuchnął śmiechem.
"Tato!" krzyknął zdezorientowany Carl, a ja spaliłam buraka na twarzy.

~~~
kolejny burak spalony, biedne warzywa, nie zasłużyły sobie na palenie żywcem ; c
Coś mi wczoraj wattpad nie udostępnił rozdziału mimo iż był udostępniony </3
taki o rozdział, głosujcie i komentujcie jeśli wam się podobał
~qneri xoxo

Carl Grimes x CzytelnikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz