"Carol..." wyszeptałam, gdy ją zobaczyłam. Wbiła swój nóż w kark Negana. Uśmiechnęła się z łzami w oczach na mój widok.
"Czemu uciekłaś...?" zapytałam się jej wiedząc, że gdyby nie ona, byłabym już pewnie martwa. Carol bez słowa wytarła jedną łzę i zamknęła mnie i Maggie w uścisku.
"(T/I)..." usłyszałam zachrypnięty głos Ricka. Obróciłam się w jego stronę, a on do mnie podbiegł i też mnie przytulił.
"Już dobrze, już jest dobrze." pocieszałam go.
"Gdyby nie ty, Abraham leżałby na tej ziemi martwy..." powiedział Rick, a ja się do niego uśmiechnęłam. "Dziękuję." dodał.
"Jestem taki kurwa dumny!" krzyknął mój tata i też mnie przytulił. "Ty i minigun? Niezłe połączenie, hehe. Dobrze, że ty przyjechałaś, a nie ten pajac Spencer." powiedział i mnie puścił. Wszyscy patrzyli się na mnie jak na bohatera. Próbowali coś powiedzieć, ale po chwili zamykali usta.
Spojrzałam na Negana i się uśmiechnęłam. Wyjęłam nóż z jego karku i oddałam go Carol. Maggie zabrała mu pistolet, a ja zabrałam mu kij baseballowy z czymś w stylu druta kolczastego na czubku. Chwilę po tym wszyscy wstali.
"Ej ludzie, ch-chyba mamy problem..." powiedział Carl rozglądając się dookoła nas. Zza krzaków, drzew i z głębi lasu zaczęli wychodzić sztywni. Dołączyli się do nich zbawcy, których zabiłam, nie uszkadzając mózgu. Ustawiliśmy się plecami do siebie, tak jak wtedy, kiedy wieża upadła i wpuściła sztywnych do Alexandrii. Zaczęliśmy wybijać wszystkich pokolei. Trzeba przyznać, całkiem nieźle się zabijało ich tym kijem baseballowym. Co ja gadam, było cudownie. Lepiej, niż moim karambitem.
Po chwili wszyscy sztywni leżeli "martwi" na ziemi. Wypuściłam kij baseballowy z ręki i oparłam dłonie na kolanach. Z wykończenia zaczęło kręcić mi się w głowie. Czułam, jak nogi się pode mną uginały. W pewnym momecie po prostu się przechyliłam i moje ciało było bliskie spotkania z ziemią, ale czyjeś dłonie mnie złapały. Carl.
"Musimy wracać. TERAZ." powiedział.
"Wszystko ze mną gra." uśmiechnęłam się słabo.
"Właśnie widzę." powiedział i zaniósł mnie do RV.
"Umiem sama chodzić." odrzekłam w połowie drogi.
"Podoba mi się takie noszenie cię." uśmiechnął się. Tata wziął ten kij baseballowy, który upuściłam. Później wszyscy wsiedli do RV i wróciliśmy do Alexandrii.
Time skip
Całą drogę powrotną przespałam. Strasznie bolała mnie ręka od ciężaru, jakim ją obciążyłam i kręciło mi się w głowie. Wyszłam z RV lekko się chwiejąc. Poczułam dłonie Carla na moich biodrach, pomagające mi utrzymać równowagę.
"Gdybyś wtedy nie przyszła, kilku z nas pewnie byłoby już martwych." Powiedział Carl, a ja się uśmiechnęłam.
"To nic takiego." odpowiedziałam.
Z moich ust wydobył się cichy pisk, gdy Carl niespodziewanie złapał mnie pod kolana i podniósł tak, że musiałam objąć go za szyją, by nie spaść.
"Hej." powiedział Rick. "Za niedługo robimy coś w stylu przyjęcia dla ciebie, w podzięce za uratowanie nam życia." dodał.
"Ale Rick, to naprawdę nic takieg-"
"(T/I), uratowałaś życie przynajmniej jednego z nas. To według ciebie nic takiego? Pomyśl, że ofiarą mógł być Daryl..." powiedział, a ja ścisnęłam usta w wąską linię i przytaknęłam.
"Będę na przyjęciu." odpowiedziałam i się uśmiechnęłam. Rick odszedł. "Posadź mnie na ziemi!" krzyknęłam ze śmiechem do Carla. On postawił mnie na ziemi i po chwili podeszli do mnie wszyscy, którzy wcześniej klęczeli przed zbawcami. Pierwszy był Glenn. Wpatrywał się we mnie przez chwilę, a potem bez słowa mnie przytulił. Spojrzał się na mnie i się uśmiechnął.
"Dziękuję." powiedział i odszedł. Później to samo zrobili inni. Potem przyszła pora na Abrahama.
"Chodź tu." powiedział, jak zamknął mnie w najmocniejszym uścisku, w jakim kiedykolwiek byłam. Chyba mi zgniótł jakiś narząd wewnętrzny. "Naprawdę uratowałaś mi tam dupsko, ten skurwysyn wybrał mnie jako pierwszą ofiarę Lucille."
"Lucille?"
"Ten kijek baseballowy, który wzięłaś do RV." Odpowiedział. "Negan tak ją nazwał." dopowiedział, a ja przytaknęłam. "Życie, które mam, zawdzięczam tobie. Jestem twoim dłużnikiem do pierdolonej śmierci." Powiedział, poklepał mnie po głowie i odszedł.
"Nie jesteś!" Krzyknęłam do niego jak odchodził, ale nie usłyszał. Albo nie chcial słyszeć. Cokolwiek. Następna podeszła do mnie Carol.
"Cześć. Chcę ci podziękować, uratowałaś im życie, a dzięki tobie, wróciłam do Alexandrii." powiedziała z uśmiechem.
"Uratowałaś mi życie." powiedziałam.
"Uratowałam IM życie." dopowiedziała, przytuliła mnie i odeszła. W oddali zobaczyłam Maggie.
"Maggie!" krzyknęłam do niej, gdy opierała się o RV w samotności. Jak mnie zobaczyła, rzuciła się na mnie, by mnie przytulić. Mogłam usłyszeć jak cicho płacze.
"Maggie, Maggie, już dobrze. Jestem tu, źli ludzie są martwi." powiedziałam, a Maggie spojrzała na mnie ze łzami w oczach. Ścisnęła swoje usta w wąską linię i znowu mnie przytuliła. Pogłaskałam ją po plecach i odeszłam do taty.
~~~
nie wiedziałam jak inaczej to zakończyć xd
joł siema cośtam
~qneri
CZYTASZ
Carl Grimes x Czytelnik
Fanfictionps pisałam to jak mialam 14 lat wiec nie jest to jakies wybitne, czytasz na wlasna odpowiedzialnosc lol (T/I) tkwi w centrum apokalipsy. Jest głodna, sama, spragniona, ale się nie boi. Jest odważna i gotowa na najgorsze. Nie potrafi myśleć tylko o...