Na początek...

10.5K 313 49
                                    

Mam na imię Glorietta i jestem z pochodzenia Telmarem, ale uważam się za Narnijczyka. Mój ojciec zginął na wojnie, a matka zniknęła zostawiając mnie jako małą dziewczynkę u dwóch karłów i borsuka. Zuchon, czyli karł, który mnie wychował i nauczył walczyć jest moim najlepszym przyjacielem, podobnie jak Ryczypisk, czyli dowódca mysiego oddziału. Truflogon, borsuk, jest dla mnie jak ojciec, a z Nikabrikem nigdy nie miałam dobrego kontaktu, ponieważ nigdy nie był do mnie przekonany, gdyż pochodzę od Telmarów i jestem córką "Ewy". Krótko mówiąc dorastałam wśród ukrywających się w puszczach narnijczyków.

Jestem osobą spontaniczną, pewną siebie, odważną, pyskatą i według Ryczypiska mam duże poczucie humoru, ale jestem też wredna i natrętna, nie protestuje bo tak jest. Z wyglądu wyróżniają się blond włosy, szaro-niebiesko-zielone duże oczy i to, że jestem niska. Mam również dołeczki w policzkach, jasną cerę i duży uśmiech. Jestem osobą bardziej optymistyczną i pozytywnie nastawioną, ale lubię też "znęcać się" nad niektórymi stworzeniami lub osobami.

Uwielbiam pojedynki na miecze itd. i odkąd pamiętam jeżdżę konno. W przeciwieństwie do Zuchona nigdy nie umiałam strzelać z łuku, po prostu nie wychodziło mi to, ale co innego z kuszą, którą szybko nauczyłam się obsługiwać.

******

Jest wieczór, jak zwykle siedziałam przy kominku słuchając opowiadań Truflogona. Co jakiś czas przedrzeźniałam się z nim i naśladowałam nie patrzącego na mnie Zuchona.

- Ale ty zabawna Glor- powiedział borsuk i spojrzał na rudego karła (Zuchona) i poruszył pyskiem w moją stronę- nie zachowujesz się jak siedemnastolatka tylko jak sześcio- zaśmiał się gadający zwierzak, a zaraz po nim ja i obydwa karły. Nagle nasz wesoły nastrój przerwały krzyki z zewnątrz. Wszyscy wstaliśmy i ruszyliśmy do wyjścia. Pierwsza wybiegłam z zamaskowanego w konarze drzewa domku, ale kiedy już wyszłam wpadł na mnie rozpędzony czarny koń. Jak już leżałam na ziemi zauważyłam jakiegoś chłopaka. Nikabryk podbiegł do zrzuconego jeźdźca, a ten wyciągną z pochwy przyczepionej do jego pasa biały róg i podpierając się jedną ręką przyłożył przedmiot do ust i dmuchną, co spowodowało, że "instrument" wydał z siebie głośny ryk. Czarno-siwy karzeł uderzył ciemnowłosego w głowę. Lekko podniosłam się z ziemi i usłyszałam jak Zuchon prosi drugiego karła o to, aby go (ciemnowłosego jeźdźca) zabrał. Wtedy podniosłam się z ziemi i usłyszałam: "Glor uciekaj...schowaj się". Zrobiłam to.

Usiadłam za jakimś wielkim drzewem w krzakach. Siedziałam przez jakąś chwilę w ciszy nasłuchując co się dzieje. Krzyki, jakieś rozkazy, rżenie koni, stukot kopyt, uderzanie metal o metal.

To Telmarscy żołnierze. Tam pobiegł Zuchon. Oni go zabrali. Co teraz będzie, co z nim zrobią?

Zaczekałam, aż odjadą. I tak bym nic nie dała rady zrobić, nie dałabym rady uratować Zuchona. Bez broni, sama na około 7-9 żołnierzy. Ale obiecuje, że go uratuje, odbije go i niech nie myśli, że go zostawię. A jak zginie, pomszczę go.

Po chwili odjechali, przeczekałam jeszcze parę minut w miejscu, nie ruszając się i wyszłam z kryjówki. Kiedy wstałam poczułam klujący ból głowy i klatki piersiowej. Podparłam się o drzewo i zamknęłam na chwilę oczy. Czarna barwa ogarnęła moje pole widzenia. Otworzyłam je po chwili i ruszyłam w stronę zamaskowanego domku. Złapałam za klamkę i lekko uchyliłam drzwi. Prześlizgnęłam się cicho do środka. Szłam cicho wzdłuż korytarzyka, aż znalazłam się w jadalnio-kuchnio-salonie. Truflogon spojrzał na mnie i odetchną z ulgą. Uśmiechnęłam się do niego i usiadłam na podłodze przy kominku. Oparłam się o mały fotel, który należał do Zuchona i zamknęłam oczy. Wyobraziłam sobie rzeczy, które mogą zrobić mojemu przyjacielowi Telmarowie. Poczułam jak po moim policzku spływa łza. Otworzyłam oczy i odwróciłam się w stronę borsuka. Moczył coś w misce.

- Co robisz- spytałam zwierze i otarłam oczy, usuwając łzy.

- Szykuje okład- odpowiedział - mamy gościa, który nabił sobie guza i poobijał sobie plecy i tyłek- zaśmiał się Truflogon. Dla mnie to nie było zabawne, bo przez tego "gościa" Zuchon został porwany. Nie chciałam nic mówić, ale nie wytrzymałam i krzyknęłam na borsuka.

- Od kiedy pomagamy osobą, przez które nasz przyjaciel został zabrany przez telmarskich żołnierzy- wybuchłam, a Truflogon spojrzał na mnie z żalem w oczach i zrozumieniem. Nie mogłam wytrzymać tego spojrzenia, więc wstałam i poszłam w stronę pokoju. Otworzyłam drzwiczki i usiadłam na łóżku. Zamknęłam oczy i zasnęłam.

******

Cześć to moje pierwsze opowiadane, więc no... Proszę nie zwracajcie uwagi na błędy ortograficzne i interpunkcyjne bo mam z nimi problem. O i życzę miłego czytania.

Wasza happy_maj

Opowieści z Narnii: Książę Kaspian i GloriettaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz