Wzgórza Szkocji skutecznie utrudniały promieniom słonecznym dostać się do Zamku DunBroch, gdzie książęta Harris, Hubert i Hamish przygotowali się na poranne polowanie. Piętro wyżej królowa Elinor nerwowo chodziła po swojej komnacie. Miała zaplanowaną lekcję z wnuczką, która nie raczyła się zjawić.
- Pewnie wybrała się na przejażdżkę z bratem - uspokajała ją Merida. - Rzadko mają czas na stare zwyczaje. Odpuściłabyś jej tym razem.
- Ale byłyśmy umówione na zajęcia z zachowania przy stole - upierała się królowa. - Prawdziwa dama nie powinna się spóźniać na umówione spotkanie. Powinnaś to wiedzieć.
- Wiesz dobrze, że Meriam lubi te lekcje, więc pewnie za chwilę wróci - Merida przewróciła oczami.
W tym momencie dało się słyszeć głośny huk na korytarzu. Po chwili do komnaty wbiegła rudowłosa dziewczyna w zabłoconych butach i spodniach.
- Hej babciu. Przepraszam za spóźnienie - delikatnie dygnęła przed królową.
- Jak ty wyglądasz?! - Elinor zakryła dłonią usta z przerażenia. - Marsz się umyć i przebrać!
Meriam wyszła z komnaty z uśmiechem pełnym skruchy i pobiegła do siebie.
W tym samym czasie na wzgórzu zatrzymał się czarny koń, który w swoim ciele nosił geny wiernego rumaka Meridy - Angusa. Na nim siedział silny chłopak o włosach koloru zachodzącego Słońca.
- Ruszaj Anier! - szarpnął lejcami i skierował konia w stronę zamku.
Po drodze minął wujków i kilka powozów, pozdrowił leśne płomyki oraz wystrzelił kilka strzał do starych tarczy jej matki, która już rzadziej ich używała. Gdy zajechał do zamku, zeskoczył z konia i wbiegł do środka szukając kogoś.
- Mamo! - wołał co jakiś czas.
- Co się stało, Mark? - spytała Merida schodząc po schodach w sali tronowej.
- Na zachodzie jest Księżyc. Widziałem go rano. Kieruje się na wschód i jest bardziej widoczny niż w inne poranki.
- Sadzisz, że to może być już dzisiaj? - spytała Meriam, która zeszła do nich w czystej sukience.
- Będziemy musieli się przygotować - uśmiechnęła się ich matka.
Merida odwróciła się i weszła z powrotem po schodach kierując się do pokoju jej ojca. Do Marka podbiegła jego siostra.
- Jeśli to już dzisiaj, to znaczy, że zostaniesz Strażnikiem Lata! - była ewidentnie podekscytowana.
- A co, jeśli wybierze ciebie? - spytał z ironią.
- Błagam! - machnęła ręką. - Jedyne co potrafię, to savoir-vivre i strzelanie z łuku. Byłabym najgorszym kandydatem.
- Zobaczymy - Mark westchnął.
- Więc ja lecę na lekcje - pomachała mu. - Dzisiaj zachowanie przy stole.
- Nie robiłaś tego ostatnio, gdy mieliśmy po cztery lata? - zdziwił się.
- Babcia mówi, że to coś specjalnego! - krzyknęła do niego zza zakrętu i zniknęła w ciemnym korytarzu.
- Chodź! - Merida szturchnęła syna i zaprowadziła go do stajni.
- Gdzie jedziemy? - spytał, gdy matka zaczęła zapinać siodło na Angusie.
- Do zamku Mor'du - odparła, jakby była to najbardziej oczywista rzecz pod słońcem.
- Już teraz? Do południa jeszcze dużo czasu.
- Chyba tam nigdy nie byłeś - zaśmiała się królowa i zaczęła związywać swoje włosy w niechlujny kok.
- Bawiliśmy się w nim z Meriam. Znam tę ruinę jak własną kieszeń - Mark podparł ręce na bokach dając rodzicielce do zrozumienia, że go obraża.
- Więc pewnie wiesz jaki tam bałagan. Wypadałoby choć odrobinę posprzątać.
- Cały urok tego miejsca to właśnie ten bałagan - upierał się Mark.
- Więc chociaż odgrodzimy przejście - zgodziła się Merida.
Oboje wsiedli na konie i ruszyli w kierunku zamku Mor'du. Na miejscu nie zastali jednak mgły, która towarzyszyła temu miejscu od powstania klątwy. Był to niezbity dowód na to, że nadszedł dzień, w którym Księżyc wybierze następcę Meridy. Gdzieniegdzie zakwitły kwiaty dodając miejscu trochę uroku, a na drzewach znów pojawiły się liście. Mark wyciągnął jedną ze swoich strzał i rozciął korzenie, które otoczyły szczelinę będącą jedynym źródłem światła. Wejście do sali tronowej znajdowało się trochę z boku. Tam rósł gęsty bluszcz zagradzający całe przejście. Merida wydobyła miecz i zlikwidowała przeszkodę. Wewnątrz panował półmrok. Na ścianach wisiały pajęczyny, a pod nogami biegały szczury i myszy.
- Nie tak to sobie zapamiętałem - zaśmiał się Mark.
- Mówiłam, że będzie trzeba tu posprzątać - Merida ściągnęła mieczem kilka pajęczyn.
Godzinę później wszystko było gotowe i zaczęła zjeżdżać się rodzina królewska z Meriam na czele w pięknej ciemnozielonej sukni. Księżyc powoli zasłonił Słońce i rodzeństwo ustawiło się naprzeciwko siebie. Z ziemi wyłonił się pomarańczowy kryształ. Skupił światło emitowane przez Księżyc i stworzył wisiorek z herbem królestwa (trzy niedźwiedzie). Wtedy kryształ zgasł, jednak po chwili oświetlił Marka brzoskwiniowym światłem mianując go Strażnikiem Lata. Meriam od razu zaczęła skakać z radości.
- Wybrał cię! - przytuliła brata. - Mówiłam, że cię wybierze!
- Tak - Mark się uśmiechnął. Nie chciał tego przyznać, ale przez uścisk siostry, ledwo mógł oddychać.
- W takim razie należy do ciebie - Merida podeszła do syna z drewnianym łukiem. - To jest Letni Łuk podarowany mi przez Księżyc. Miał mnie chronić, oraz pomóc chronić tych, których kocham. Moim obowiązkiem jest przekazać go nowemu strażnikowi.
Mark wziął do ręki łuk i uśmiechnął się pod nosem.
- Dziękuję - przytulił swoją rodzicielkę.
- Więc teraz wracamy i organizujemy przyjęcie z tej okazji! - zarządził król Fergus klepiąc się po brzuchu.
CZYTASZ
𝕹𝖆𝖘𝖙𝖊̨𝖕𝖈𝖞. Wielka Czwórka ✔
FanficTom 3 Jeżeli ktoś twierdzi, że uwielbia Disney i DreamWorks, ale nie zna Wielkiej Czwórki, to chyba jednak coś jest nie tak. Zainspirowana "Następcami" postanowiłam napisać historię czwórki przyjaciół, którzy zostali wybrani przez Księżyc, by chroni...