16 - Bądź przy nim w zdrowiu i chorobie

366 45 15
                                    

Przekroczył próg mieszkania, dokładnie tak samo jak robił to milion razy wcześniej.

Tak jak kiedyś przywitała go cisza. Nie lubił jej; nigdy nie oznaczała niczego dobrego.

Kilkumetrowa droga przez niewielki korytarzyk dłużyła się niczym jakiś maraton. Zdawało mu się, że jego długie nogi za wszelką cenę nie chcą wykonywać swojego zadania.

Pomiędzy jego stopami przemknęła biała kotka w rdzawo-szare plamy, niknąc po chwili w mroku sypialni. Nie zatrzymała się nawet, by powitać swojego ukochanego właściciela.

Czuł paskudne drapanie w gardle. Przeszedł do kuchni, by napić się choć szklanki wody. Chłodny napój pomagał jednak tylko na chwilę, nie gasząc pragnienia. Jak zwykle.

Po chwili płyn zaczął wyciekać przez szklankę, a ona sama powoli roztapiała się w dłoniach. Patrzył bezradnie na miękkie szkło formujące kałużę na kafelkach.

Już wiedział, o co chodziło.

Mógł domyślić się wcześniej.

Nie chciał czekać bezradnie na samoistny rozwój wydarzeń, więc szybko przemieścił się w stronę salonu. Pokój był równie ciemny jak całe mieszkanie; ze ścian zniknęły włączniki światła. Pomimo wszystko mógł dobrze widzieć całe pomieszczenie, zupełnie jak przez noktowizor.

Nie było też telewizora, laptopa, stolika do kawy i licznych komód, które zwykle wypełniały przestrzeń salonu. Obecny był jedynie tapczan, niewielki dywan i okno.

A pod oknem - ciało.

Podszedł, by przyjrzeć się mu bliżej, choć znał jego wygląd na pamięć. Wiedział jednak, że musiał to zrobić, jeśli chciał uniknąć wiecznego krążenia w kółko. Robił to już wiele razy.

Ciało było niewielkie i skulone. Należało do młodej kobiety o nieco ciemniejszej karnacji, ciemnobrązowych włosach i skórze pokrytej tysiącem drobnych znamion. Kobiety bardzo dobrze mu znanej.

Z pleców szatynki wyrastały brązowo-szare skrzydła, teraz połamane i z poobrywanymi piórami; niektóre z nich spoczywały na podłodze wokół ciała.

Podniósł ostrożnie jedną lotkę i przejechał po niej palcem; była miękka i gładka. Zauważył zdobiące ją drobne plamki szkarłatu.

Ponownie spojrzał na bezwładne ciało kobiety i delikatnie potrząsnął jej ramieniem. Szatynka była zupełnie sztywna i emanowała przeraźliwym chłodem.

Przełknął ślinę. Jeszcze tylko jeden krok.

Powoli uniósł wzrok. Gdyby miał serce, prawdopodobnie zaczęłoby bić odrobinę szybciej.

Jego oczy napotkały sylwetkę wysokiego, rogatego mężczyzny o skrzydłach pokrytych cienką warstwą nocnego nieba. Zza jego pleców wychylała się nieśmiało ślepa, rudowłosa zmiennokształtna.

- Za późno – westchnął z rozczarowaniem demon, zanim wyciągnął w jego stronę swoje szpony.

On zawsze był za późno.

***

Otworzył powieki.

Jeszcze przez krótką chwilę słyszał w uszach głośne, irytujące dzwonienie, niczym echo słów wypowiedzianych w jego śnie. Na szczęście szybko ucichło.

Jamie powoli uniósł się do siadu, niezbyt delikatnie zrzucając posłanie z tapczanu. Podkurczył nogi pod pierś, przejechał dłonią po włosach i przetarł twarz. Bolała go głowa, jak zwykle po takim śnie. Był dość przyzwyczajony, ale migrena nigdy nie była niczym wesołym.

Oswajanie demona - podręczny przewodnik [korekta]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz