2 - Zamień się w dobrego samarytanina

889 110 20
                                    

Otworzył oczy, aby tuż po sekundzie je zmrużyć. Poczekał chwilę, aż jego źrenice dostosowały się do ostrego światła porannego słońca i ostrożnie podniósł się na łokciu.

Leżał na czymś twardym, lecz komfortowym. Tapczan, podpowiedziała podświadomość. Zrzucił z siebie ciepły, pluszowy koc i zlustrował spojrzeniem swój ubiór – koszulkę i spodenki, które wyglądały podejrzanie kobieco. Potarł brwi wierzchem dłoni, jakby to miało mu pomóc przypomnieć sobie, co on tu właściwie robił.

Ku jego zaskoczeniu, podziałało.

Poprzedniego dnia obudził się na podłodze w mieszkaniu należącym do obcej mu dziewczyny, która następnie bezskutecznie próbowała dowiedzieć się od niego, co się stało. Była zaskoczona i z pewnością zaniepokojona, lecz on wiedział na swój temat niewiele więcej od niej. Nic.

Prześlizgnął się wzrokiem po całym pokoju – salonie – i odkrył, że właścicielka chyba niezbyt dbała o porządek. Proste, minimalistyczne półki, choć bez wątpienia urokliwe, były przykryte grubą warstwą kurzu, zużytych skarpetek i... opakowań po jogurtach? Badając podłogę stwierdził, że nietrudno było potknąć się o zagubiony sweter czy ręcznik.

- Och – podsumował.

Zsunął się z tapczanu, dotykając bosymi stopami zimnych paneli. Musiał pozbierać myśli. W końcu nie wiedział nawet, kim był.

Szybko zlokalizował drzwi balkonowe. Postanowił zaczerpnąć nieco świeżego powietrza. Z jakiegoś powodu nie miał najmniejszego problemu z otworzeniem przejścia (którego mechanizm był skomplikowany jak na zwykłe drzwi), pomimo że nie robił tego nigdy wcześniej w życiu. Nie znam własnego imienia, nie pamiętam nic, co działo się przed wczorajszym wieczorem, a jednak wiem niektóre rzeczy. Znam ten świat, pomyślał.

Oparł się o barierkę i zapatrzył w miejski krajobraz rozpościerający się przed nim. Tworzyły go w większości nieduże budynki wielorodzinne, gdzieniegdzie przetykane biurowcami, a w tle majaczył się samotny uniwersytet. Wyglądało na to, że mieszkanie umiejscowione było na spokojnych przedmieściach. Głęboki wdech ujawnił świeży zapach kwiatów i porannego prania zamiast smrodu spalin.

Iloczyn ośmiu i siedmiu to pięćdziesiąt sześć. Dwanaście podniesione do kwadratu daje sto czterdzieści cztery. Pierwiastek sześcienny z dwudziestu siedmiu wynosi trzy. Wzór na pole trójkąta – iloczyn podstawy i opuszczonej na nią wysokości podzielony przez dwa. Największą rzeką świata jest Amazonka. Ottawa to stolica Kanady... Skrzywił się. Nieważne, jak się wysilał, nie mógł przypomnieć sobie bardziej zaawansowanych informacji. Czyżby posiadał wiedzę jedynie na poziomie wczesnego gimnazjum?

To wszystko było głupie. Strasznie, strasznie głupie. Jakby pojawił się na świecie wczoraj, z całą wiedzą załadowaną do głowy i z doświadczeniem życiowym równym zeru. I w ciele dorosłego, wysokiego (zdolnego do nabicia sobie guza o framugę) mężczyzny.

Westchnął.

***

Kiedy wrócił do pomieszczenia, które stało się nieznacznie chłodniejsze przez rześkie powietrze poranka wpuszczone przez drzwi balkonowe, Ellen już nie spała.

Siedziała na podłodze wśród rozkopanej kołdry, z kolanami przyciągniętymi pod brodę. Zdawało się, że nie zauważyła nawet, jak wszedł. Teraz, w świetle dziennym o wiele łatwiej było przyjrzeć się szczegółom jej wyglądu. Miała ciemną skórę upstrzoną gdzieniegdzie drobnymi punktami – nazywają się pieprzyki, podpowiedziała mu coraz bardziej wścibska podświadomość. Włosy kobiety były puszyste i intensywnie falowane, mniej więcej do połowy pleców, o barwie czekoladowego brązu. Jeśli mężczyzna miałby opisać Ellen jednym słowem, prawdopodobnie byłoby to „miękka". Sprawiała wrażenie bardzo delikatnej i puszystej, zupełnie niczym kłębek wełny albo swawolne chmury na czystym niebie.

Oswajanie demona - podręczny przewodnik [korekta]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz