9 - Zabierz go w miejsce lepsze niż biblioteka

476 67 17
                                    

Samochód wjechał na kamienisty podjazd, chwiejąc się lekko na boki i zatrzymał się, budząc tym Ellen.

Kobieta jęknęła i uniosła głowę z kościstego ramienia Jamiego. Przez chwilę zastanawiała się, czy po drodze nie złamała przypadkiem szyi. Zaczęła rozcierać ją ręką, rzucając zaspane spojrzenie na mężczyznę, który przyglądał się jej z rozbawieniem.

- Co cię tak śmieszy? - burknęła, udając obrażoną.

Taylor i Charlie zbierali rzeczy porozrzucane na podłożu samochodu, a Linda i Sam przeciągały się i ziewały – najwyraźniej nie tylko Ellen postanowiła uciąć sobie drzemkę podczas jazdy.

- Masz zaschniętą ślinę. – Jamie zaśmiał się i wskazał na własny kącik ust.

- Tu? - szatynka potarła wściekle policzek, starając się zetrzeć pozostałości snu i jednocześnie ukryć wstyd.

- Nie, tutaj. – Zielonooki parsknął śmiechem i ostatecznie jednym zdecydowanym ruchem kciuka starł ślinę – Nie wiedziałem, że ślinisz się podczas snu...

Umilkł, gdy wsadziła mu łokieć pod żebro.

- No, gołąbeczki, zbieramy się i wysiadamy, bo ciocia Powell czeka! – Taylor już stał na zewnątrz, rozciągając zesztywniałe mięśnie – Ruszajcie swoje zdrętwiałe dupki.

Po usłyszeniu zachęcających słów blondyna, Jamie otworzył drzwi i wysiadł z samochodu, a za nim ruszyła Ellen. Szatynka z ulgą wzięła głęboki oddech, wciągając do płuc świeże walijskie powietrze, jedynie lekko skażone spalinami wydzielonymi przed chwilą przez ich pojazd.

Przed nimi rozciągał się widok niewielkiej wioski. Budynki ściśnięte były w większości na jednej lub dwóch ulicach, z małymi chatkami na bardziej oddalonych ścieżkach. W tle rozpościerały się zielone pola i łąki, kontrastujące z błękitem nieba. Nad wioską górowała masywna góra z płaskim szczytem porośniętym trawą.

- Woah, naprawdę tu ładnie – zachwycała się Sam tuż po wygramoleniu się z tylnego siedzenia – Widzicie tę górę? Podobno można się na nią wspinać jak po ściance!

- I tak tego nie zrobisz, bo masz lęk wysokości – zripostował Taylor, pomagając Charliemu wyciągać walizki z bagażnika.

- Ty i twoja dbałość o szczegóły...

- Czy jesteśmy teraz w Llanfairpwllgwyngyllgogerychwyrndrobwllllantysiliogogogoch? - zapytał wesoło Jamie, wręcz tryskając entuzjazmem – Zawsze chciałem tu przyjechać!

- Jakim cudem to wypowiedziałeś – powiedziała Sam, nawet nie siląc się wyjątkowo, aby nadać głosowi pytającego tonu – Jak.

- Godziny intensywnego treningu i czytania Wikipedii – wyjaśniła Ellen. Nie była tak zaskoczona kompetencją fonetyczną mężczyzny, bo zielonooki nie omieszkał pochwalić się swoją nienaganną wymową jaszcze przed wyjazdem.

- Przykro mi niszczyć twoje marzenia, Jamie, ale jesteśmy w Tremadog – wyjaśnił Charlie, klepiąc znajomego po ramieniu – Chociaż ciocia zawsze chciała mieszkać w Llanfairpwllgwyngyll, choćby ze względu na jego nazwę.

Taylor zbladł.

***

- Charlie, ale urosłeś! - W drzwiach domu stanęła niewysoka, pulchna kobieta w kwiecistej sukience i fartuchu. Szybko zbiegła po schodach i już po chwili znajdowała się obok grupy zgromadzonej przy samochodzie – I jak zmężniałeś! Jak dobrze cię widzieć.

- Ciebie też, ciociu. – Charlie przyjął soczyste całusy na obydwóch policzkach z lekką niechęcią, choć wciąż pozostawał uśmiechnięty – Zdrowie dopisuje?

Oswajanie demona - podręczny przewodnik [korekta]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz