#8 "Niestety mam związane ręce"

798 69 4
                                    

Moim oczom ukazała się ogromna hala, na której znajdował się ring, masa sprzętu, worek bokserski, bieżnie, pistolety, łuki, sztylety, cele, manekiny, panele sterujące i masa innych niepotrzebnych rzeczy. Co prawda dzięki nim, poczułam się jak w niebie. Może to dziwne, ale treningi do tej pory były moim całym życiem. Uwielbiałam wszelaką aktywność fizyczną. Co prawda może nie pochwalałam metod Hydry, ale wyszkolili mnie dobrze, trzeba im to przyznać. Zaczęłam się rozciągać, po chwili rozgrzewka, bieżnia, rowerek, hantle, worek bokserski, serie brzuszków, pompek, ćwiczenia na równoważni, a ja wciąż czułam niedosyt. Żadnej zadyszki, zero przyspieszonego oddechu. Potrzebowałam poczuć bólu mięśni, musiałam mieć świadomość, że to wszystko dzieje się naprawdę, że to nie jest tylko kolejny cholerny sen. Że za kilka minut zadzwoni budzik, a ja będę musiała wrócić do rzeczywistości. Po raz kolejny podeszłam do worka zawieszonego, gdzieś z boku.

Zaczęłam zastanawiać się nad poziomem umiejętności Avengersów. Ciekawe czy są lepsi od Zimowego Żołnierza? Taaa spotkałam go, naszego spotkania nie wspomina pewnie za dobrze. Miałam po nim olbrzymie wyrzuty sumienia. Tylko on w Hydrze okazał mi mały odsetek uczuć. Śmieszne. Po chwili worek zerwał się z haka i odleciał na kilka metrów do tyłu. Czemu to się zawsze tak kończy? Ehhh. Trzeba im go zawiesić. No dobra, to może teraz ćwiczenia z mocą? Ciągle się łudzę, że jak będę je wystarczająco długo trenować to osiągnę nad nimi kontrolę. Jasne póki panuję nad tym co się dzieje w mojej głowie jest super (prawie), ale później pamięć zaczyna wysyłać obrazy, o których nie chce pamiętać i BUM! A potem całe piękne nic. Ciekawe z czego są te ściany? Wytrzymałyby? Może lepiej nie próbować, bo nadszarpię gościnność gości. A co tam, małe sztuczki nie zaszkodzą prawda?

 Stworzyłam wokół siebie bańkę, o średnicy około 20 metrów, która powinna uniemożliwić zagrożenie dla otoczenia. Zmieniłam swój strój na czarny kombinezon z materiału z włókien węglowych i jakiegoś materiału elastycznego. Na rękach nieodłączne rękawiczki. Od stóp do szyi nie ma żadnego odkrytego kawałka ciała. Dookoła pojawia się czarna mgła. Kształtuję z niej karego wierzchowca. Ku mojemu zdziwieniu po chwili stoi przede mną silny, materialny ogier. Rzuca się i wierzga, staje dęba, ale kiedy do niego podchodzę przestaje i wyciąga w moim kierunku swoje chrapy. Wiem, że teraz czuje się bezpiecznie. Po chwili rozwiewa się w mgłę. Jestem w szoku. Pierwszy raz zrobiłam coś takiego. Znowu próbuję stworzyć jakieś zwierzę. Nie wychodzi mi to. Jedyne co mi się udaje to rzeczy martwe, ale to już umiałam od dawna. Moja bańka pęka, a ja padam na ziemię, dopiero teraz dopada mnie zmęczenie, jestem wykończona. Mimo wszystko także szczęśliwa. Zrobiłam coś czego do tej pory nie umiałam. Dodatkowo panowałam nad wszystkim. Z uśmiechem wstałam i udałam się do swojego pokoju. Padłam twarzą na łóżku i zasnęłam. To zdecydowanie był bardzo emocjonujący dzień.

Obudziło mnie przeczucie, że ktoś mnie obserwuje. Powoli podniosłam powiekę i przygotowałam się do ataku.

- Hej spokojnie to tylko ja. –Usłyszałam znajomy, zachrypnięty głos. Rozluźniłam mięśnie i spokojnie spojrzałam w kierunku „przeciwnika".

- Loki nie strasz mnie tak! Co ty tu robisz? Ile tu tak siedzisz?

- Przyszedłem ci podziękować, że przekonałaś jakimś cudem Avengers, żeby mnie wypuścili z celi. A siedzę tu tak już dłuższy czas. – Widać było, że słowo podziękować trudem przeszło mu przez gardło.

- Czyli? –Zapytałam.

- Kiedy przyszedłem ciebie nie było, a Jarvis powiedział, że jesteś w Sali treningowej, więc nie chciałem ci przeszkadzać, bo uznałem, że potrzebujesz chwili samotności, a potem jak tylko weszłaś do pokoju padłaś na łóżko, a ja nie miałem serca, żeby cię budzić.

It's all right I AvengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz