Rozdział V - "Awans"

3K 196 27
                                    

- Zobaczyłem zasłonięte rolety, więc pomyślałem, że jesteś w domu. Wspiąłem się na parapet i próbowałem do Ciebie zapukać przez okno, ale nie byłem pewny, czy jesteś w mieszkaniu. Gdy usłyszałem krzyk, przestraszyłem się i spadłem z wysokości. A później to już sama widzisz.

- Uff. Mniejsza z tym, idziesz już? - spytałam z ulgą.

- A co? Mam zostać na noc? - posłał chytry uśmieszek w moją stronę.

Podszedł do mnie i zaczął bawić się moimi sznurkami od szlafroku.

- Lepiej nie, widzę, że już w miarę chodzisz. Mówiłam, rozruszasz nogę i będzie lepiej. Do zobaczenia. - puściłam w jego stronę oczko i zamknęłam szybko przed nim drzwi.

Co ja właśnie odwaliłam? Wpuściłam tego dupka do domu i jeszcze z nim minimalnie flirtowałam. Co za życie. Lecę ubrana w mój wygodny szlafroczek na górę i ściągam z siebie całe ubrania. Zamykam drzwi na klucz i kładę się do łóżka. Przypominam sobie o pamiętniku. Gdyby ktoś go otworzył... Szybkim ruchem go zamykam, odkładam długopis na bok i ponownie kładę się do mojego łoża księżniczki. Utulam swoje ciało w wygodnej pościeli i usypiam delikatnym snem.

Słyszę głośny trzask drzwi.

- Co do cholery? - wkurzona podnoszę się z mojego miejsca spoczynku, ubieram szlafrok i lecę zobaczyć, co się stało.

- Yeah! - słyszę krzyk matki. - O tak!

Jezu, oni uprawiają seks. Schodzić tam, czy nie? A co mi tam, jeśli nie zejdę to nie zorientują się, że nie śpię. Schodzę cichym krokiem na dół i widzę mocno uradowanych ojca i matkę przy barku, pijących szampana.

- Co się stało? - spytałam zdziwiona.

- Nie uwierzysz! Uzyskaliśmy nasz wymarzony szczep bakterii potrzebny do badań, nad którym pracowaliśmy przez kilka miesięcy w poprzedniej klinice. Dostaliśmy podwyżki, a nasze badania wskoczyły na kolejny poziom.

- Czy to oznacza, że znowu się przeprowadzamy? - moje oczy posmutniały, bo zdążyłam przyzwyczaić się do tego miejsca.

- Oczywiście, że nie. Zostajemy tutaj, kochanie. A i jeszcze jedno, nie idziesz jutro do szkoły. Idziemy wybrać samochód, żebyś miała czym jeździć.

- Jezu, dziękuję! Tak się cieszę! - udawałam wielkie uradowanie, żeby wrócić nareszcie do snu.

Żeby umilić atmosferę fałszywego szczęścia, podbiegłam do rodziców i ścisnęłam ich w mocnym uścisku. Byli tak mocno podbudowani na sile, że zaczęli nadal świętować, ale faktycznie w swoim pokoju. Nie chciałam tego słyszeć, więc zamknęłam szczelnie swój pokój i bez żadnych dźwięków z zewnątrz usnęłam potulnie jak baranek.

***

- Grace, obudź się. Spóźnisz się do szkoły...

- Jeszcze chwilka. - odpowiedziałam wyrwana ze słodkiego snu.

- Nie zgrywaj się. Wstawaj, poza tym ktoś przyszedł po Ciebie.

- Co? Kto? - wyrwałam się z łóżka.

- Sama zobacz.

- Jezu, przecież ja się nie pokaże w tym stanie. - wyleciałam szybko z łóżka z myślą, że to Shawn.

Ubrałam szybko na siebie ubrania, które chciałam założyć do szkoły. Pobiegłam do toalety, lekki makijaż i wyleciałam z łazienki zakładając po drodze skarpetki.

- Grace! - zawołała mnie matka, gdy ja na jednej stopie biegłam i jednocześnie ubierałam skarpetki.

- Co jest? - spytałam wywracając się przed matką w jej pokoju.

- Ja tylko żartowałam kochanie. Chciałam żebyś się przygotowała, myślałam, że drugi raz się na to nie nabierzesz. Nie pamiętasz?

- O nie. Jak mogłaś, ostatnim razem prawie zabiłam się na schodach. Znowu dałam się nabrać... Co tym razem?

- Jedziemy teraz po samochód. Ojciec czeka już na dole, mamy dzisiaj być w pracy w południe, więc musimy jechać z rana po niego. Gotowa?

- Najwidoczniej. - uśmiechnęłam się z zawiedzionym wzrokiem.

Myślałam, że to on. Ale... skąd ta myśl? Dlaczego miałby po mnie przyjść? Nie rozumiem sama siebie. Tak bardzo się ucieszyłam, jestem idiotką. Nawet nie potrafię cieszyć się teraz z tego pieprzonego auta, które należało mi się od dawna. No cóż, takie życie. Schodzę na dół i ruszam w stronę auta ojca. Wsiedliśmy do środka i pojechaliśmy do salonu Porshe. Gdy zobaczyłam, gdzie dojeżdżamy mój wzrok szeroko się rozszerzył. Porshe? Wow, ojciec się postarał.

- Dzień dobry. Jaki model państwa interesuje? - podszedł do nas przedstawiciel po ówczesnym przywitaniu ojca.

- Dzień dobry. To dla córki. Grace, masz coś na oku?

- Model obojętny, byle żeby był biały, haha. - zaśmiałam się z własnej głupoty.

- No cóż, w takim razie zapraszam za mną. - ekspedient wskazał ręką przejście.

Weszliśmy do pomieszczenia w którym było mnóstwo białych aut. Wszystkie były naprawdę cudowne i... drogie. Cena dla ojca nie grała roli, ale mi było głupio naciągnąć go na coś lepszego. W końcu wybraliśmy auto, które było idealnie dla mnie wyposażone i miało w samym środku kremowe, skórzane siedzenia. Bardzo mi się spodobało. Podpisaliśmy wszystkie dokumenty, ojciec zapłacił z góry całą kwotę i odebrałam swój prezent.

- To co, widzimy się w domu? - zaśmiał się w moją stronę.

- Jeśli dojadę, haha. - wyszczerzyłam się szeroko.

- Nawet tak nie mów. Bądź ostrożna, zrób sobie małą przejażdżkę po mieście i wróć zaraz.

- Okay. Pojadę po Carę i wrócę za niedługo na obiad.

- Nas już nie będzie, więc na karcie masz pieniądze. Pójdź do restauracji na obiad, widzimy się wieczorem.

- Dziękuję, tato. - przytuliłam go mocno, bo wiem, ile to dla niego znaczy.

Odjechał, a ja zastanawiałam się, jak to będzie. Wsiadłam za kierownicę. Nadal nie mogłam uwierzyć, że to moje auto. Ruszyłam w stronę domu Cary. Pojechałam po nią, a gdy byłam pod jej domem to kazałam jej wyjść na zewnątrz. Zapatrzyłam się chwilkę na ulicę i nagle usłyszałam wielkie jęki dochodzące z pobliżu domu Cary.

- O mój Boże! Ty. Masz. Porshe. Jak?

- Prezent od ojca. Miałam mieć auto od dawna, ale bał się o mnie. Teraz nie mieli wyboru, bo muszę jakoś dojeżdżać do szkoły. - nie lubiłam się wychwalać, więc skończyłam temat na tym. - Jedziemy?

- No pewnie. - wsiadła do środka.

Zrobiłam z nią małą rundkę po mieście, po pytaniu, czy ma ochotę coś zjeść niestety zrezygnowała. Musiała wracać do domu, więc odwiozłam ją ostrożnie pod jej miejsce zamieszkania i sama ruszyłam w stronę baru. Zaparkowałam moim Porshe pod barem i zobaczyłam, że duża ilość osób z baru bacznie się przygląda mojemu samochodowi. Gdy wysiadłam i ruszyłam w stronę baru to wszystkim opadła szczęka.

- Cnotka ma Porshe?! - głos wydawał mi się znajomy.

To był Shawn. Jak zwykle bezczelny i arogancki.

Secret Diary |S.M.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz