Lekko się roześmiałam z zachowania Shawna, ale spróbowałam zachować pełną powagę przed Cameronem.
- Super. Właściwe kiedy jest ten bal? - zmarszczył lekko brwi.
- Za tydzień. - odpowiedziałam niecierpliwie, miałam nadzieję, że nie wywinie się z tego zaproszenia.
- Super. Mam nadzieję, że będziemy się świetnie bawić.
- Ja też. - na mojej twarzy pojawiły się małe rumieńce. - Lecimy? Nie chcę się spóźnić na zajęcia.
- Chodźmy. - złapał mnie za rękę i wyszliśmy ze stołówki.
Cameron był naprawdę cudownym chłopakiem, ale ja nadal byłam związana emocjonalnie z Shawnem. Ta cała sytuacja jest śmieszna, ale nie da się tego odwrócić. No cóż, nie narzekam, bo mogłoby być gorzej, ale chciałam ten dzień śledzić z ważną dla mnie osobą. Camerona znam dosłownie godzinę, a Shawna o wiele dłużej. Brakuje mi całym sercem jego delikatnego dotyku, ale nie ma odwrotu z tej sytuacji. Za błędy trzeba płacić, nawet te najmniej istotne.
***
Dzień przeleciał dość szybki. Postanowiłam dzisiaj, że dam do zrozumienia Shawnawi, co stracił. Posłużyłam się do tego troszkę Cameronem, ale znam go tak krótko, że nie miałby prawa mieć mi tego za złe. Skończyliśmy dzisiaj lekcje, a od razu później miał zacząć się mój dyżur w bibliotece.
- Podrzucić Cię do domu? - spytał Cameron.
- Po pierwsze mam auto, a po drugie mam dyżur w bibliotece, więc nie mogę. - przewróciłam oczami i chciałam już iść.
- Za co ten dyżur? - stał się bardzo ciekawski.
- Bójka. - rzuciłam na odchodne.
Szłam korytarzem w stronę biblioteki. Odsunęłam się od szafek, by czasem ktoś mnie nie zdążył za rękę chwycić i pociągnąć w ich stronę tak jak mają to w zwyczaju moje przyjaciółki. Stanęłam przed drzwiami biblioteki, wzięłam głęboki oddech i weszłam do środka. Przede mną stanęła bardzo miła starsza pani.
- Witam, ty jesteś pewnie panna Jackson, tak? - wyszczerzyła swój szczerbaty uśmiech.
- Tak, tak. - odwzajemniłam go z grzeczności.
- Taka przyjemna dziewczyna, a taka łobuziara. - zaśmiała się i pokręciła głową. - No cóż, dodatkowe ręce do pracy zawsze się przydadzą. Możesz pooglądać sobie książki, może znajdziesz coś dla siebie.
- Mam swojego ulubionego autora, ale wykupiłam już wszystkie książki. - zaśmiałam się z dumy.
- Mol książkowy! Gratuluję wytrwałości, ciężko o taką młodzież w tych czasach. - zaczęła głaskać się po policzku. - Za moich czasów to czytanie książek było podstawą. A teraz? Jest jak jest. Nic z tym już nie zrobimy niestety.
- Taak... No to co mam robić? - chciałam jak najszybciej to wszystko skończyć.
- Zabierz się za układanie alfabetycznie tych książek z tego stosu. - wskazała za górę nowych książek. - Alfabetycznie według nazwiska autora oczywiście.
- Już się robi. - kiwnęłam głową na znak zrozumienia.
Siedziałam przy jednej szafce przez dłuższą chwilę i zauważyłam, że ktoś wszedł do biblioteki i usiadł przy ławce. Pozornie zaczął czytać, czasami zerkając na mnie. Niestety przez tą szczelinę nie dało się zauważyć kim była ta osoba. Moja ciekawska osobowość nie pozwalała na zostawienie jego postaci w tajemnicy, więc po chwili wyszłam z zakamarka i doznałam wielkiego szoku. Mendes w bibliotece czytający książkę, przecież to śmierdzi na kilometr. Bez powodu by tutaj nie przyszedł, przecież on nie czyta książek... Chyba, że to kolejna rzecz, którą o nim nie wiem. On jest pieprzonym stalkerem, moim ukochanym prześladowcą... Zerknął w moją stronę, uniósł lekko kąciki ust i wyszedł z biblioteki. Tego mi brakowało, jego widoku w samotności, ale szkoda, że nie udało się nam zbliżyć. Znając nasze możliwości to gdybyśmy się nie pokłócili to zaraz uprawialibyśmy seks w bibliotece. Wolał bawić się w nowe związki, to jego strata. Jest już zbyt późno na zwykłe wybaczenie, musi cierpieć i zrozumieć, by wreszcie docenił za wszelką cenę. Gorzej, jeśli Katherina mu się spodoba, wtedy stracę go na zawsze. Nie mogę przełknąć tej myśli, więc wracam do swojej pracy.
***
Skończyłam zajęcia w bibliotece, więc czas na powrót do domu. Doszłam do samochodu i zobaczyłam, że pod wycieraczką leży jakaś karteczka.
"Give me a sign
Take my hand, we'll be fine
Promise I won't let you down
Just know that you don't
Have to do this alone
Promise I'll never let you down...S."
Nie rozumiem, co on chciał mi w ten sposób przekazać. Brzmi jak jakiś tekst piosenki, wiersz, hymn, czy inne cudawianki. Nienawidzę tego, że on zawsze jest taki tajemniczy. "Daj mi znak...", "Obiecuję, że nigdy Cię nie opuszczę..." - Shawn, ale już to jeden raz zrobiłeś, czy jestem w stanie Ci wybaczyć? Nie byliśmy w związku, ale łączyła nas niesamowita relacja, którą obydwoje odczuwaliśmy, czy tak od początku miało być? Ja wiedziałam, że to wszystko będzie złym pomysłem, moja namiętność i chciwość beztroska umysłu dała górę za wygraną. Pokonałam swoje lęki, ale kosztem czego? Cierpienia? To z pewnością nie miało tak być. Zgniotłam kartkę i weszłam do samochodu. Wrzuciłam ją na tylne siedzenia i zaczęłam płakać. Nie mogłam wytrzymać tych emocji. Ten chłopak jest pieprzonym dupkiem, ale ja właśnie tego dupka kocham. TAK, Grace Jackson się właśnie zakochała i mimo wszystko nie powinnam się bać miłości. Będziemy musieli w odpowiednim momencie o tym porozmawiać. Jeśli tak ma wyglądać moje życie to wolę już je stracić.
***
- Grace, masz już sukienkę na bal? - zagaduje matka przy obiedzie.
- Nie, jeszcze nic nie kupiłam. - zagryzłam lekko wargę.
- Bal jest przecież jutro. Co powiesz na wspólne zakupy, tylko Ty i ja, tak jak kiedyś?
- A mam jakieś wyjście? - rzuciłam zrezygnowana.
- Niestety nie, o której jutro przyjdzie po Ciebie Shawn? - uniosłam brwi do góry.
- Nie idę z Shawnem, idę z Cameronem.
- Ah, a kto to ten Cameron? - spytała ciekawsko.
- Nowy chłopak z naszej szkoły. Poznasz go jutro. Możemy nie drążyć tematu chłopaków i pojechać na te pieprzone zakupy?
- Jasne...
***
- Grace, co w Ciebie wystąpiło? Dlaczego to zrobiłaś? - nie ukrywała swojego przerażenia.
- Bo nie mogę dłużej na niego patrzeć...
CZYTASZ
Secret Diary |S.M.
FanficDo Toronto przeprowadza się angielska rodzina słynnych naukowców, a wraz z nimi ich osiemnastoletnia córka - Grace. Zamieszkują w bogatej dzielnicy, na której mieszka także szkolny podrywacz - Shawn Mendes. Dziewczyna od samego początku jest nim moc...