rozdział 2

8.7K 438 50
                                    

Samochody były coraz bliżej. Żeby mieć lepszy skok szybko i zwinnie wdrapałam się na drzewo. Pozwoliłam dwum pojazdą przejechać, ale trzeci nie zdał się już na mą łaskę. Zeskoczyłam z drzewa lądując na masce samochodu. Pojazd się zatrzymał i wyszło z niego trzech dobrze zbudowanych chłopaków. Ukradkiem zobaczyłam że z innych maszyn też wychodzi po trzy osoby. Powolnie zeszłam na ziemię przy tym wyciągając srebrny miecz z trucizną. Trucizną szybciej zabija, a także boleśniej. Wampiry okrążyły mnie.

-No hejka pijaweczki-rzuciłam od niechcenia. Moja taktyka polega  na szybkim wyrwaniu ich z równowagi.

-A kogo my tu mamy. Nasza łowczyni, ale się stęskniłem-powiedział ktoś z tłumi.

Niestety nie mogłam zidentyfikować osoby która wypowiedziała te słowa.

-No dobra, a więc robimy tak wy uwalniacie moich znajomych z pracy, a ja was nie zabijam albo robimy bezsensowną walkę, oczywiście przegrywacie i uwalniam tamtych bezmuzgowców którzy dali się złapać. Więc jaka decyzja, hmm?

Odpowiedzi już nie odzyskałam, a za to wszystkich zebranych oczy pociemnaiały do krwistej czerwieni, co znaczy że chcą mnie zabić. Przyjęłam pozycję obronną. Po chwili zaczęli swój atak na poczontek  rzuciło się na mnie pięć stworów, a ja bez wysiłku albo skróciłam o głowę albo przebiłam serce. Spojrzałam na resztę, widziałam w ich oczach strach oraz lęk. Gdy myślałam że się rzucą po prostu się odsunęli. Czekajcie bo nie rozumiem on się poddają? Łał, aż taka to ja straszna nie jestem. Jeden z wampirów podszedł do ciężarówki i wyciągnął oddział po który przyjechałam. Oni przerażeni nie wiedzieli co się dzieje, po prostu szli w moim kierunku. Gdy mnie zobaczyli Od razu odetchnęli z ulgą, ale ja spojrzałam na nich z miną która mówi "szykujcie się to nie koniec". Odrazu spoważnieli. Coś mi tu śmierdzi. Przecież nie oddali by ich bez walki. I mnie olśniło. Im nie chodzi o oddział tylko o mnie! Wtedy kiedy dostałam objawienia wampiry zrobiły większy okręg, a te tępe pały nie wiedzą na co się szykować! Ja nie wytrzymam, kto ich szkolił?!

-Szykować się-wydałam rozkaz.

Natychmiastowo go wykonali co mi się spodobało. W tej pozycji będzie lepiej odeprzeć atak. Rozdałam tyle ile miałam broni, po czym rozejrzałam się wokół siebie żeby znaleść jakąś deskę ratunku. Kurde nic jedynie zostaje nam walka z osiemnastoma wampirami. Sama dałabym se rade, ale teraz jestem odpowiedzialna za oddział.

-No teraz to się zacznie- prychnęłam.

W mgnieniu oka wampiry nas zaatakowały. Ja z łatwością odparłam każdy atak nie to samo co reszta moich towarzyszy.

Ujrzałam że jedna cwana żmija chce ugryść jednego z moich. O nie, nie pozwolę na to. Szybko zerwałam się do biegu. Dalej! Szybciej! Zdążę! Odepchnęłam chłopaka na bok a wampir zamiast go, ugryzł mnie. Krzyknęłam przeraźliwie z bólu. Na krzyk widziałam że każdy przestał walczyć i przyglądają mi się i temu co robi sobie ze mnie kolacje.

-Uciekać!-zdołałam jeszcze krzyknąć i wszyscy z bazy mnie posłuchali. Broń mi wypadła z braku sił. Po chwili wampir się ode mnie odkleił.

-Dobranoc skarbie-to ostatnie słowa, które usłyszałam zanim pojawiła się ciemność...

Zakochana Łowczyni Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz