Rozdział 5

7.4K 414 55
                                    

Odwróciłam się i zobaczyłam moich trzech porywaczy. Paczałam na nich z miną "co jest do cholery". Debile to zaplanowali! Już jakąś chwilę się na nich gapie, a Ci na mnie. Wreszcie czarnooki zakończył głuchą ciszę.

-Będziesz tak stać czy usiądziesz?-wredota nie zna granic...

Nie odezwałam się tylko do nich podeszłam i usiadłam. Dopiero teraz zauważyłam, że jesteśmy w jadalni gdzie naszykowano pełno jedzenia. Nie jadłam kilka dni, ale nie odczuwam głodu.

Za bardzo nie rozumiałam sytuacji. Znów nastała głucha cisza. Zaczęłam bawić się nożem. Trochę mnie to dziwi że jednak położyli go koło mnie. Lepiej dla mnie.

-Możesz odłożyć ten nóż? Mówiłem, że to zły pomysł kłaść go koło niej-odezwał się brunet.

-No, Izak ma rację. Kłaść nóż koło łowczyni-tym razem odezwał się blondyn.

-Ironia losu co nie-zaśmiałam się podle.

-Spokój!-wrzasnął czarnowłosy.

Postanowiłam zacząć rozmowę.

-Więc może do jasnej cholery powiecie o co tu kurwa chodzi?-powiedziałam nawet ze spokojem.

-Może od początku. To jest Izak-wskazał na bruneta- Alex-tym razem blondyn- A ja jestem Matis.
-Yhym tak bardzo interesujące-powiedziałam ze sarkazmem.

-A ty to...?- zapytał.

-Nie musicie znać mojego imienia-odpowiedziałam.

-Ale lepiej było by je poznać-powiedział z zawiadackim uśmieszkiem.

-Nie-odpowiedziałam i się groźne uśmiechnełam.

-Resztę Ci powiemy po obiedzie.

-Ta.. Smacznego- mruknęłam pod nosem.

Nie mam zamiaru jeść, nie jestem głodna. Siedzę tak dobrą chwile. Chłopacy widząc to zaprzestali jeść.

-Masz jeść-rozkazał Matis.

-Nie jestem głodna-powiedziałam zgodnie z prawdą.

-Jedz albo sam cię nakarmie-ta jasne.

Siedziałam, nie chce. Nagle podszedł do mnie, wziął na ręce (natychmiastowo zaczetłam się szarpać) i usiadł na swoim starym miejscu ze mną na kolanach.

-Zostaw mnie pedalcu!-krzyknęłam wkurwiona-okey, okey zjem ale mnie zostaw!

-Za późno teraz ja cię nakarmię-odpowiedział bliski nerwicy.

Wciąż się wyrywam ale ścisnął moje biodro tak że przestałam. Chciałam już zacząć wyzywać, ale wepchnął mi łyżkę zupy. Le ochydne! Nie lubię brokułowej!

-Ochydne weź z tym wyjdź!

Mam dosyć chwyciłam za nóż i się zamachnęłam, ale on złapał moją rękę i wgryzł się w szyję. Boli gorzej niż poprzednim razem. Po chwili oderwał się.

-Masz być grzeczna, albo spotka cie kara-szepnął mi na ucho.

Nie miałam sił nawet odpowiedzieć. Chciałam spać. Przymykałam już oczy, ale nie dane mi było zasnąć.

-Ej nie śpij. Musisz jeść, bo mi padniesz-powiedział.

Brak mi sił żeby się opierać, więc dałam się nakarmić tą ochydną zupą. W końcu "zjadłam"! Oni już też nie jedzą wiec muszą mi powiedzieć o co im chodzi. Zwykle wampiry próbują mnie zabić, a nie porywają.

-To chyba pora na "dobranockę". Wiesz już jak mamy na imię  ale nie wiesz, że jestem księciem wampirów. Zgodnie z naszym prawem ja jako pierwszy że napiłem się twojej krwi jesteś moją własnością.

-Ale nie ty pierwszy jej się napiłeś...-powiedziałam słabym głosem.

-A z tych co Cię gryźli ilu przeżyło?-zapytał.

Nic nie powiedziałam bo zabijałam wszystkich.

-Widzisz? Od tamtej walki należysz tylko do mnie-powiedział to z wyczuwalną dumą.

-Nie jestem niczyją własnością-powiedziałam i odpłynełam w krainę Morfeusza...

Zakochana Łowczyni Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz