Rozdział 12

5.4K 319 17
                                    

Mark

Zgodziła się ze mną iść. Bardzo mnię to cieszy. Gdy ją zobaczyłem nie mogłem uwierzyć że to łowczyni. Taka delikatna, krucha, piękna. Co mi u niej przeszkadzało to ta jebana obroża. W obecnej chwili siedzimy na ławce w dość sporym ogrodzie. Przesunąłem się bliżej niej by ściągnąć smycz i zakryć obroże chustą.

-Odrazu lepiej-powiedziałem z ciepłym uśmiechem

-Zgadzam się. Pięknie tu.

-Cieszę się że Ci się podoba. Jak byś była u mnie w pałacu pokazał bym Ci najpiękniejsze kwiaty z Karaibów.

-Byłam kiedyś w Karaibach. Cudowne miejsce.

-Zwiedziłaś kawał świata. Prawda moja piratko?

-Tak. Czemu akurat piratko? Nazywano mnie różnie, ale piratka to nowość-zaśmiała się.

O szatanie ona ma taki piękny śmiech!

-Bo wyglondasz jak piratka.

-Ar Kamracie wrogie statki na dwónastej.

-Gdzie?-zapytałem, a ona rzuciła mnie z ławki.

-Tu- zaczęła się śmiać i uciekać.

Ruszyłem za nią. No nie! Wdrapała się na drzewo!

-Ar zejdź piratko.

-Ar po moim trupie Kamracie-wdrapałem się na drzewo, a ona zeskoczyła!

Rozumiecie?!  Zajęło mi to, aż dziesięć minut! A ona se tak poprostu zezkakuje!

-Ej to nie fair!-zrobiłem obużoną minę dziecka.

W wampirzym tempię znalazłem się koło niej i przeczuciłem Ją sobie przez ramię.

-Nie jestem workiem ziemniaków. Puść mnie!

-Sama tego chciałaś-puściłem ją w kałużę błota, ale musiało iść coś nie tak.

Gdy spadała pociągła mnie ze sobą i razem wpadliśmy w błoto. Zaczęliśmy się głośno śmiać. Cali byliśmy w błocie, liściach, trawie i nie chce wiedzieć w czym jeszcze.

-Aż tak to widać?-zapytała.

-Nie wcale...

-Sarkazm?

-Tak-powiedziałem i wybuchliśmy niekontrolowanym śmiechem.

-Jest już późno-zauwarzyła.

- Faktycznie jest już ciemno. Musimy wracać piratko.

-Musimy?

-Musimy-powiedziałem i założyłem dziewczynie smycz.

-Gdyby to od de mnie zależało nie miałabyś tego-powiedziałem.

Nie odpowiedziała. Wstaliśmy i ruszyliśmy w stronę wyjścia. Zaprowadziłem ją do pokoju i zamknąłem za sobą drzwi. Weszłem do mojej komnaty z zamiarem umycia. Jak pomyślałem tak zrobiłem. Po wyjściu z łazięki ubrałam się z zamiarem pójścia do łowczyni. Siedziała na łóżku czytając książkę. Usiadłem blisko niej. Paczyliśmy sobie w oczy. Zbliżyłem swoją twarz do jej, ona zrobiła podobnie. Wykorzystałem to i złączyłem nasze usta w namiętny pocałunek. Na początku była zszokowana, ale oddała pocałunek. Polizałem jej dolną wargę prosząc o dostęp, którego mi udzieliła. Popchnołem ją tak, że plecami leżała na materacu. Usiadłem na niej okrakiem nie odrywając naszych ust chodzby na sekundę. Czułem, że moje oczy zmieniły kolor z podniecenia. Pragnołem jej. Zakochałem się. Chce żeby była moja na zawsze. Zjechałem pocałunkami na jej szyje. Nie omijając żadnego miejsca na jej skórze.

-Moja. Tylko moja-szepnołem jej do ucha i zatakowałem jej usta.

Nagle przestała. Spojrzałem na nią zaskoczony. Twarz dziewczyny wyrażała zakłopotanie.

-Nie. Nie twoja-W tej chwili krew mnie zalała!

Jak ona może tak mówić!? Nie kontrolowałem się. Złapałem ją za gardło podduszając.

-Jesteś moja! Rozumiesz!? Należysz do mnie!-Nie odezwała się-Masz mi odpowiedzieć!

-T-two-ja-odezwała sie a ja ją puściłem.

-Czemu sądzisz, że nie należysz do mnie?!-powiedziałem dość srogo.

-Po pierwsze już gdzieś słyszałam ten tekst "moja". Po drugie mam góra dwa dni życia. I po trzecie jestem łowczynią, a ty wampirem!

-Matis dla mnie nie jest przeszkodą. Jak będę chciał zabiore mu Ciebie, nawet siłą. I nie obchodzi mnie co myślą inni.

-A nawet jeśli to co z areną?

-Wygrasz ją. Jako pierwsza-powiedziałem po czym ją pocałowałem.







Zakochana Łowczyni Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz