Mark
Zgodziła się ze mną iść. Bardzo mnię to cieszy. Gdy ją zobaczyłem nie mogłem uwierzyć że to łowczyni. Taka delikatna, krucha, piękna. Co mi u niej przeszkadzało to ta jebana obroża. W obecnej chwili siedzimy na ławce w dość sporym ogrodzie. Przesunąłem się bliżej niej by ściągnąć smycz i zakryć obroże chustą.
-Odrazu lepiej-powiedziałem z ciepłym uśmiechem
-Zgadzam się. Pięknie tu.
-Cieszę się że Ci się podoba. Jak byś była u mnie w pałacu pokazał bym Ci najpiękniejsze kwiaty z Karaibów.
-Byłam kiedyś w Karaibach. Cudowne miejsce.
-Zwiedziłaś kawał świata. Prawda moja piratko?
-Tak. Czemu akurat piratko? Nazywano mnie różnie, ale piratka to nowość-zaśmiała się.
O szatanie ona ma taki piękny śmiech!
-Bo wyglondasz jak piratka.
-Ar Kamracie wrogie statki na dwónastej.
-Gdzie?-zapytałem, a ona rzuciła mnie z ławki.
-Tu- zaczęła się śmiać i uciekać.
Ruszyłem za nią. No nie! Wdrapała się na drzewo!
-Ar zejdź piratko.
-Ar po moim trupie Kamracie-wdrapałem się na drzewo, a ona zeskoczyła!
Rozumiecie?! Zajęło mi to, aż dziesięć minut! A ona se tak poprostu zezkakuje!
-Ej to nie fair!-zrobiłem obużoną minę dziecka.
W wampirzym tempię znalazłem się koło niej i przeczuciłem Ją sobie przez ramię.
-Nie jestem workiem ziemniaków. Puść mnie!
-Sama tego chciałaś-puściłem ją w kałużę błota, ale musiało iść coś nie tak.
Gdy spadała pociągła mnie ze sobą i razem wpadliśmy w błoto. Zaczęliśmy się głośno śmiać. Cali byliśmy w błocie, liściach, trawie i nie chce wiedzieć w czym jeszcze.
-Aż tak to widać?-zapytała.
-Nie wcale...
-Sarkazm?
-Tak-powiedziałem i wybuchliśmy niekontrolowanym śmiechem.
-Jest już późno-zauwarzyła.
- Faktycznie jest już ciemno. Musimy wracać piratko.
-Musimy?
-Musimy-powiedziałem i założyłem dziewczynie smycz.
-Gdyby to od de mnie zależało nie miałabyś tego-powiedziałem.
Nie odpowiedziała. Wstaliśmy i ruszyliśmy w stronę wyjścia. Zaprowadziłem ją do pokoju i zamknąłem za sobą drzwi. Weszłem do mojej komnaty z zamiarem umycia. Jak pomyślałem tak zrobiłem. Po wyjściu z łazięki ubrałam się z zamiarem pójścia do łowczyni. Siedziała na łóżku czytając książkę. Usiadłem blisko niej. Paczyliśmy sobie w oczy. Zbliżyłem swoją twarz do jej, ona zrobiła podobnie. Wykorzystałem to i złączyłem nasze usta w namiętny pocałunek. Na początku była zszokowana, ale oddała pocałunek. Polizałem jej dolną wargę prosząc o dostęp, którego mi udzieliła. Popchnołem ją tak, że plecami leżała na materacu. Usiadłem na niej okrakiem nie odrywając naszych ust chodzby na sekundę. Czułem, że moje oczy zmieniły kolor z podniecenia. Pragnołem jej. Zakochałem się. Chce żeby była moja na zawsze. Zjechałem pocałunkami na jej szyje. Nie omijając żadnego miejsca na jej skórze.
-Moja. Tylko moja-szepnołem jej do ucha i zatakowałem jej usta.
Nagle przestała. Spojrzałem na nią zaskoczony. Twarz dziewczyny wyrażała zakłopotanie.
-Nie. Nie twoja-W tej chwili krew mnie zalała!
Jak ona może tak mówić!? Nie kontrolowałem się. Złapałem ją za gardło podduszając.
-Jesteś moja! Rozumiesz!? Należysz do mnie!-Nie odezwała się-Masz mi odpowiedzieć!
-T-two-ja-odezwała sie a ja ją puściłem.
-Czemu sądzisz, że nie należysz do mnie?!-powiedziałem dość srogo.
-Po pierwsze już gdzieś słyszałam ten tekst "moja". Po drugie mam góra dwa dni życia. I po trzecie jestem łowczynią, a ty wampirem!
-Matis dla mnie nie jest przeszkodą. Jak będę chciał zabiore mu Ciebie, nawet siłą. I nie obchodzi mnie co myślą inni.
-A nawet jeśli to co z areną?
-Wygrasz ją. Jako pierwsza-powiedziałem po czym ją pocałowałem.
CZYTASZ
Zakochana Łowczyni
VampirosOd trzeciego roku życia jestem łowczynią wampirów. Ale nie byle jaką łowczynią, tylko najokrutniejszą ze wszystkich. Jednej z wielu misi zostaje pojmana w ręce księcia wampirów. Jestem Iza, a oto moja historia... #4 Miejsce- O wampirach 06.02.2017...