Rozdział 4

7.9K 392 53
                                    

Czuję się jakby mnie tir ze dwa razy przejechał. Wszystko mnie boli w szczególności ramię. Eh chyba pora wreszcie wstać. Otworzyłam me piękne oczy. Szczerze kocham spać! Ale nigdy nie mogłam. Jako najpotężniejsza łowczyni wampirów musze być silna. Nie ważne co muszę każdemu pokazywać że jestem samowystarczalna. Jakbym miała wybór... Nigdy bym nie była łowczynią. Ale życie mnie do tego zmusiło. Nie chcę żeby inni przeżyli to co ja.

Rozejrzałam się po pomieszczeniu w którym byłam. Pokój o czerwonych ścianach, ciemno drewnianej podłodze, po prawej stronie są drzwi tak samo po lewej. Pewnie jedne prowadzą na korytarz drugie do łazienki. Na ścianie na przeciwko mnie była szafa z lustrem i komoda, a na ostatniej po środku wielkie łóżko z baldachimem na którym obecne leżę oraz ogromne okno.

Zdążyłam usiąść na materacu i weszła do mnie jakaś starsza kobieta około pięćdziesiątki. Z twarzy wygląda na surową.

-O widzę że panienka wstała, a już się bałam że muszę panienke obudzić-odezwała się kobieta. Ale chwila jak ona mnie nazwała?

-Panienka?-powiedziałam jakbym nie wiedziała co to znaczy. A jakby inaczej, pierwszy raz mnie tak nazywają!

-Tak, pan kazał żeby panienka była gotowa za dwie godziny-odezwała się natychmiastowo. Ale o kogo jej chodzi z tym "Panem"?

-Pan?-taa ja i te moje szczegółowe pytania.

-Tak, w szafie ma panienka ubrania a tam jest łazienka-wskazała na drugie drzwi- do widzenia-skłoniła się i wyszła. A kim ja jestem żeby mi się kłaniać co?! Ja tej morduje jej gatunek a ta mi się kłania! Świat schodzi na psy.

Po moich przemyśleńach w końcu podeszłam do szafy. Wow... Ile ciuchów! Dobra spokojnie Iza. Wyjęłam bieliznę, czarne getry z dziurami od połowy ud do końca, czarny top, czerwoną koszulę w kratkę, czerwone tenisówki i poszłam do łazienki. OMG, łazienka jest większa niż pokój. No to porywacz o mnie zadbał. Weszłam pod prysznic. Użyłam jakiś płyn o zapachu mięty. Wyszłam i opatuliłam się w zielony ręcznik który pasował do wystroju. Białe kafelki, zielone ściany, białe meble i wielkie lustro na całą ścianę. Ubrałam się w przygotowane ubrania i zrobiłam makijaż. Czyli trochę pudru kreski i potuszowanie rzęs. Wyszłam z łazienki.

Hmm, trzeba W końcu uciec. Nikt po mnie jeszcze nie przyszedł, a zostało mi pół godziny. Nie będę tu siedzieć i czekać na rozwój wydarzeń, biorę się w garść. Podeszłam do drzwi i je otworzyłam. Wychyliłam się czy nikogo nie ma. Wolałam być ostrożna bo nie mam broni. Kurwa nawet paznokcie mi zabrali, yh. Bez tego też dam radę zabić, ale będzie ciężko.

Nikogo nie było, więc wyszłam. Okey w lewo czy w prawo? W prawo. Doszłam do jakiegoś zakrętu. Kucnęłam i wyjrzałam. Nie, nie, nie! Czterech strażników idzie w moją stronę! Widać, że do słabych nie należą więc nie dam rady. Szybko wstałam i zaczęłam się cofać. Ominęłam "mój" pokój i dobiegłam do schodów.  Z dołu słyszę jakieś głosy. Tak ja i moje szczęście. A więc w górę! Zaczęłam iść i nasłuchiwać. Znowu?! Mnie ktoś chyba przeklął! Ok w prawo czy lewo? Prawo (znów. To się robi nudne). Teraz już trochę poirytowana nie patrzę czy ktoś idzie. I zgadnijcie co?!  Wpadam na PIĘCIU strażników! Okey co teraz? Ja gapię się na nich (bez broni) a oni na mnie tymi głodnymi oczami. Super odwracam się i zaczynam biec w drugą stronę. Jest! Na wprost mnie są szeroko otwarte drzwi. Wybiegam tam i zatrzaskuje drzwi. Oddycham głośno bo trochę się zmęczyłam. Ale mój spokój nie trwa długo.

-No nareszcie jesteś! Ile mamy czekać?-odezwał się męski głos na który zamarłam.

Odwróciłam się i zobaczyłam...

Zakochana Łowczyni Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz