Rozdział drugi

679 27 2
                                    

Dlaczego Cristiano?

Nie mogłam zaprzeczyć, że faktycznie tliła się we mnie nadzieja, że za drzwiami zobaczę Xabiego, choć próbowałam samą siebie oszukać, że to nieprawda. Wiedziałam w końcu, że to nie miało żadnego sensu, bo przecież on nawet nie zamierzał mnie oglądać — gdyby było inaczej to by przyszedł na stypę po Evelyn. Ale jeśli już ktokolwiek miałby zaszczycać mnie swoim przyjściem, prędzej obstawiałabym Ikera niż Cristiano.

Dlaczego więc on?

Nie byliśmy bliskimi przyjaciółmi, o ile w ogóle. Co prawda, dwa lata temu mieszkał po sąsiedzku kilka domów dalej, ale pod moją nieobecność zdążył się przeprowadzić do zupełnie innej okolicy w zupełnie innej części Madrytu. Dotarcie na to osiedle udałoby mu się tylko, gdyby wziął samochód, ale wtedy nie wyglądałby, jakby przebiegł spory kawał drogi i jakby wiele go kosztowało zobaczenie się ze mną. Im dłużej mu się przyglądałam, tym bardziej nie dawała mi spokoju myśl, że robił to wbrew komuś, ale mogłam się mylić. Nawet chciałam się mylić.

Po co więc to robił? Nie utrzymywaliśmy kontaktu (oczywiście, że z mojej winy), odkąd wyjechałam. Musiało upłynąć sporo czasu, zanim uświadomiłam sobie, jak bardzo swoim wyjazdem zraniłam Xabiego i Ramosa, a zanim to się stało, byłam święcie przekonana, że wyświadczałam im wielką przysługę. Dopóki Cristiano nie stanął w moich drzwiach i nie spojrzał na mnie z żalem, nie dopuszczałam do siebie faktu, że w rzeczywistości skrzywdziłam o wiele więcej osób. W tym także Evelyn.

Ta myśl była wręcz abstrakcyjna, ale i takie wpadały mi do głowy.

— Cristiano? — wydusiłam z siebie jego imię, kiedy szok na jego widok znacząco zmalał. Moje drugie pytanie było idiotyczne. — Co ty tu robisz o tak późnej porze?

— Nie wpuścisz mnie do środka? — spytał z lekką kpiną w głosie. Od razu pomyślałam o Troy'u, który siedział w kuchni i o tym, jak bardzo nie chciałam, by usłyszał tę rozmowę. W innym wypadku znalazłby kolejny pretekst, żeby drążyć moją przeszłość.

— Jest ktoś u mnie — wyjaśniłam, jednocześnie starając się, by głos mi nie drżał. Cristiano prychnął i odwrócił się w stronę ogrodu, a ja automatycznie ruszyłam za nim.

Był ubrany w ciemne szorty i biały podkoszulek, który wręcz dosadnie podkreślał jego mięśnie. Włosy miał zmierzwione i mokre, ale nie umiałam stwierdzić, czy od potu czy po prostu nie wysuszył ich przed wyjściem. Szłam za nim wybrukowaną ścieżką, przy której zapalały się światła i gasły, kiedy już je minęliśmy, i wpatrywałam się w plecy Cristiano. Wydawał mi się naprawdę wysoki na tle tych świateł i pełni księżyca. Zraszacze były włączone i chlapały nas po odkrytych łydkach.

— Cokolwiek masz mi do powiedzenia, nie chcę, żeby on to usłyszał — wytłumaczyłam się, chociaż, to jasne, nie musiałam. Cristiano jednak nie powiedział ani słowa, więc dodałam: — Wolałabym, żeby to zostało między nami.

— Masz sekrety przed swoim chłopakiem? — znów usłyszałam kpinę w jego głosie, ale nawet się do mnie nie odwrócił, nie spojrzał na mnie.

— To nie jest mój chłopak — zaprzeczyłam.

— Dobra, słuchaj... — Cristiano obrócił się tak szybko, że nie zdążyłam się zorientować, co w ogóle zamierzał zrobić, więc w niego uderzyłam. Jego klatka piersiowa była okropnie twarda, ale był na tyle uprzejmy, żeby złapać mnie za ramiona i nie pozwolić mi upaść. — Nie przyjechałem, żeby cię umoralniać czy coś takiego. Masz prawo sobie kogoś zna...

— On nie jest moim chłopakiem — powtórzyłam i zacisnęłam zęby, poirytowana, że nie dotarło to do niego za pierwszym razem. Cristiano mnie zignorował i zaprowadził na najbliższą ławkę, a gdy usiadłam, spojrzałam na niego z wyrzutem. — Powiedziałeś, że musimy porozmawiać. O czym? O tym, czy mam kogoś czy nie? Przyjechałeś na zwiady?

BURZOM [2]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz