Rozdział dwudziesty siódmy

366 18 0
                                    

Początek grudnia 2012 r.

— Co zrobimy z Ramosem?

Gdy odwróciłem się w stronę Carter, spojrzała na mnie tymi swoimi wielkimi brązowymi oczami, w których dostrzegłem niepewność i zmartwienie. Siedziała z podkulonymi nogami na skórzanej kanapie w moim salonie, mając na sobie jedynie gruby — i trochę na nią za duży — karmelowy sweter, i obejmowała rękami kubek z gorącą herbatą z cytryną. W tym czasie ja zapalałem zapachowe świeczki, stojące na kominku, w którym jarzył się ogień.

Byliśmy razem zaledwie od kilku dni, ale już zdążyłem przyjąć do wiadomości, że Carter była dość powściągliwa, jeżeli chodziło o publiczne okazywanie mi uczuć. Na treningach w ogóle nie zachowywała się jak moja dziewczyna, a ja, oczywiście, nie zamierzałem jej do niczego zmuszać ani tym bardziej na nią naciskać. Domyślałem się zresztą, że była taka tylko dlatego, że w pobliżu ciągle kręcił się Ramos i nie chciała mu dokuczać czy wszczynać zbędne kłótnie przy pozostałych członkach drużyny.

Tyle że to, że ją rozumiałem, nie oznaczało, że planowałem iść w jej ślady. To dlatego dzisiaj przesadziłem (przynajmniej według niej) i pocałowałem ją, doskonale wiedząc, że Ramos stał niedaleko i ciskał w nas morderczymi spojrzeniami, kiedy Carter poprosiła mnie, żebym pomógł jej z workami z piłkami. Zdawałem sobie sprawę, że to było wręcz dziecinne zachowanie i nie przystawało tak facetowi w moim wieku, ale gdy zobaczyłem go przyglądającego się nam, naszła mnie ogromna chęć, żeby zrobić mu na złość. Pokazać mu, że to ja zdobyłem dziewczynę, którą tak kochał i której tak pragnął. Co, tak przy okazji, strasznie mnie wpieniało.

Zapewne był to dopiero początek końca naszej wieloletniej przyjaźni, ale mało się tym wtedy przejmowałem. Jeśli w ogóle.

Carter jednak nie wyglądała na zachwyconą moim posunięciem. Jak tylko zobaczyła, że Ramos był tego świadkiem, odepchnęła mnie od siebie i nie odezwała się do mnie przez resztę treningu, a potem milczała przez całą drogę powrotną. Dopiero chwilę temu jej przeszło.

Szczerze mówiąc, sądziłem, że takie zachowanie w stylu Ramosa bardzo jej się spodoba, ale chyba nie wychodziło mi to tak dobrze, jak jemu. Musiałem być do bani w udawaniu swojego kumpla, mimo że i tak byłem gotów posunąć się i do takich rzeczy, byle ją przy sobie zatrzymać. Bo nieustannie odnosiłem wrażenie, jakby była ze mną z litości, a tak naprawdę wolała związać się z nim.

— Uważam, że coś należy zrobić — dodała na widok mojej obojętnej miny, którą przybierałem za każdym razem, gdy wspominała o Ramosie, żeby pokazać jej, że ani trochę mnie to nie ruszało. — W końcu chodzi o waszą przyjaźń. O drużynę. Xabi, nie możecie ciągle grać w grę, który bardziej dokopie drugiemu...

— Carter — westchnąłem ciężko i odłożyłem zapalniczkę, uprzednio zapalając ostatnią, czerwoną świeczkę. — My tylko się tak droczymy. Wiesz przecież, że to nie wpłynie na to, co dzieje się na boisku. Obaj jesteśmy profesjonalistami.

Nie wyglądała na przekonaną; może dlatego, że wyczuła kłamstwo. Minąłem szklany stolik i usiadłem obok niej na kanapie, kładąc rękę na oparciu, tuż za jej szyją, schowaną pod burzą ciemnych włosów.

— Przepraszam — powiedziałem, patrząc jej prosto w oczy. Carter miała ponurą minę. — Zachowałem się dzisiaj jak ostatni palant. Nie wiem, co mnie opętało.

W odpowiedzi tylko ścisnęła mocniej kubek i spojrzała na mnie. Tym razem jej oczy były smutne.

— Ja naprawdę — zaczęła, bardzo powoli, a ja już wiedziałem, do czego zmierzała — ale to naprawdę nigdy nie chciałam znaleźć się w takiej beznadziejnej sytuacji.

BURZOM [2]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz