Rozdział dziewiętnasty

353 23 1
                                    

Winda zatrzymała się na parterze. Do zgrupowania miałem jeszcze jakieś trzy godziny, a że pogoda dopisywała, postanowiłem iść pobiegać, by przewietrzyć umysł przed meczem i przy okazji wybić sobie Carter z głowy. Uznałem to za konieczność, gdy — mijając recepcję — drogę zatarasowała mi dziewczyna łudząco podobna właśnie do niej.

Chwilę mi zajęło, zanim dotarło do mnie, że to naprawdę była ona. Nie poznałem jej na początku, bo uśmiechała się od ucha do ucha, co przecież nie było w stylu Carter, a ja zdążyłem już zapomnieć, jak śliczny uśmiech miała. Poza tym nigdy się tak nie cieszyła na mój widok; zazwyczaj wolała się krzywić albo na mnie krzyczeć. Kiedy jednak zrozumiałem, że przyjechała do Cardiff, że była tutaj i to w tym samym hotelu co ja, poczułem ukłucie w brzuchu. Jedno z tych przyjemniejszych.

Gdy zaproponowałem jej, żeby pojechała na mecz ze mną, a ona odmówiła, przez cały wyjazd nie potrafiłem przestać myśleć, że zrobiła to dlatego, że nic do mnie nie czuła, a ja źle odczytałem wszelkie znaki. Teraz nadzieja, że było inaczej, do mnie wróciła, wraz z przekonaniem, że znowu się pomyliłem i niewłaściwie ją oceniłem.

Nie poleciała ze mną do Cardiff nie dlatego, że byłem jej obojętny, a dlatego, że po prostu nie chciała. Tak też się przecież zdarzało. W końcu wiedziałem, że Pilar mnie kochała, ale nie jeździła za mną po świecie z tego powodu.

Ta właśnie myśl sprawiła, że sam się uśmiechnąłem na widok roześmianej Carter. No i cieszyłem się, że zmieniła zdanie i zdecydowała się przyjechać.

— Sergio! — zawołała i uniosła ręce w górę, jakby próbowała zwrócić na siebie moją uwagę. Nie musiała tego robić, bo swoją obecnością przyćmiewała innych.

Zrobiłem więc kilka kroków w jej stronę, żeby zmniejszyć dzielący nas dystans. Nie odrywałem przy tym wzroku od jej twarzy; od tych wielkich, roześmianych oczu oraz lekkich zmarszczek w ich kącikach, od małego nosa, który marszczyła zawsze, gdy coś jej nie pasowało, od dołeczków w jej policzkach, zaróżowiałych ust i szyi, która zwykle pachniała owocami. Włosy miała spięte w koka i chociaż uwielbiałem, kiedy były rozpuszczone, tym razem wolałem, żeby tak zostało, bo nic nie zakrywało tej ładnej buzi i niskiego czoła. Ubrana była w obcisłe dżinsy, luźną, szarą koszulkę i czarne baleriny.

Nie sądziłem, że w ciągu jednego dnia można było się tak za kimś stęsknić, ale gdy wreszcie opuściła ręce, a ja wyciągnąłem jedną rękę, żeby objąć jej policzek, zorientowałem się, że byłem nieswój z tęsknoty za nią. Nawet za własnym synem nie tęskniłem tak bardzo jak za nią.

Będąc tak blisko niej, spodziewałem się poczuć zapach owoców i mocnych perfum; tak zazwyczaj pachniała. Zamiast tego uderzyła we mnie porządna dawka alkoholu.

To dlatego była taka rozbawiona. A ja już, głupi, myślałem, że to na mój widok.

— Trochę wypiła w samolocie — usłyszałem niski głos zza pleców Carter, gdy strąciła ruchem głowy moją rękę ze swojej twarzy i rzuciła mi się na szyję. Alonso opierał się biodrem o kontuar recepcji i przyglądał mi się beznamiętnym wzrokiem. Widząc jego, natychmiast przestałem się uśmiechać. Czyli nie przyjechała sama.

Tak, jak my nie byliśmy sami w lobby. Oprócz Alonso, była tam jeszcze niska recepcjonistka ze spiętymi blond włosami oraz młody portier, pilnujący wózka z ich bagażami. Po mojej lewej stronie znajdowała się poczekalnia z fioletowymi kanapami i fotelami, która świeciła pustkami. Parę godzin temu recepcja pękała w szwach przez tych wszystkich dziennikarzy, ale najwyraźniej zdążyli się już zmyć na stadion.

Biorąc pod uwagę ostatnią przygodę z paparazzi, dobrze, że to zrobili. Carter nie potrzebowała kolejnego skandalu, chociaż wiedziałem, że ona się wtedy w ogóle tym nie przejmowała.

BURZOM [2]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz