Rozdział siódmy

447 23 0
                                    

Dlaczego ten przeklęty deszcz nie przestawał padać?

Skrzywiłam się. Krople wody, które spadały wprost na moje czoło i policzki, były strasznie zimne. Do tego wszędzie było ciemno i nigdzie nie widziałam Xabiego, a miałam ochotę skrzyczeć go za to, że nie schronił mnie przed deszczem i pozwolił, żebym nadal mokła. Dopiero kiedy podniosłam ręce, żeby palcami przetrzeć oczy, uzmysłowiłam sobie, że przez ten cały czas były one zamknięte, dlatego nic nie mogłam zobaczyć, i natychmiast je otworzyłam.

Na krótką chwilę oślepiła mnie przeraźliwa jasność. Zmrużyłam oczy, żeby chociaż zorientować się, gdzie się znajdowałam; rozejrzałam się i okazało się, że leżałam w szpitalu. Przy moim łóżku siedział Troy i trzymał w dłoni szary, plastikowy kubek z wodą. To, co kapało na moją twarz, nie było kropelkami deszczu — to on mnie chlapał, żebym się obudziła.

Co za idiota.

— Zadziałało! — zawołał Troy z triumfem, gdy zobaczył, że otworzyłam oczy, i wytarł mokrą rękę o dżinsy. Brzmiał, jakby był z siebie nad wyraz zadowolony. — Carter, wiesz, ile spałaś? Dziewiętnaście godzin. Już się bałem, że w śpiączkę zapadłaś.

— Pić — poprosiłam.

Mój głos był ochrypnięty, nie wspominając o bólu gardła, który dawał o sobie znać za każdym razem, kiedy próbowałam coś powiedzieć. Troy podał mi kubek z wodą, który trzymał, a ja wyciągnęłam po niego rękę i właśnie wtedy zauważyłam, że byłam podłączona do kroplówki.

— Co się stało?

— Ześwirowałaś — wyjaśnił, wzruszając nonszalancko ramionami. Wziął dzbanek z wodą, który stał na szafce obok łóżka, żeby mi dolać, bo piłam z prędkością światła. — Wybiegłaś z restauracji, a przecież nic nie zjadłaś, i wtedy Ramos pokrótce wytłumaczył nam, co zaszło między wami. Według mnie to było totalnie wredne i chociaż powiedział, że wcale nie miał tego na myśli, to zachował się trochę tak, jakby cię w ogóle nie znał. Co on, jak sądził, że zareagujesz? Wydawało mu się, że się uśmiechniesz od ucha do ucha i w podskokach pójdziesz zamówić bilet na samolot?

— Do rzeczy — ponagliłam go.

Może faktycznie zbyt długo spałam, a może to była wina kroplówki, bo zupełnie nie czułam się wypoczęta ani nie ogarniałam na tyle, by wdawać się z Troy'em w dyskusję na temat tego, co się wydarzyło. Wolałam, żeby oszczędził sobie komentarze i od razu przeszedł do sedna.

— Ktoś musiał za tobą pójść, to oczywiste — ciągnął, choć słyszałam po tonie jego głosu, że poczuł się urażony, że go tak pospieszałam i nie chciałam nawet wysłuchać, co on o tym wszystkim myślał. — Prawie przesądziliśmy, że ja to zrobię, ale wtedy Ramos dosłownie na minutę poszedł do toalety, i Alonso wyszedł bez słowa. Padało coraz mocniej, później zaczęło grzmieć, a was nadal nie było. Ronaldo zażartował, że zapewne nadrabiacie zaległości, czyli wiadomo, co robicie, i Ramos rzucił w niego babeczką. Wiem, co ci powiedział, ale po nim widać, że nie przestał cię kochać i, dobra, miałem nie komentować, ale według mnie kazał ci wyjechać, bo wiedział, że jeżeli zostaniesz to znowu wszystko będzie się kręcić wokół Alonso. Co więcej, rozmawialiśmy o tym i niedługo potem Alonso wniósł cię na rękach do restauracji, bo straciłaś przytomność.

— A dalej? — zapytałam, gdy niespodziewanie zamilkł. Troy zmarszczył czoło, kiedy dolewał mi wody do kubka.

— Marcelo zadzwonił po karetkę. Chciałem jechać z tobą, ale Alonso powiedział sanitariuszom, że jest twoim kuzynem, a przynajmniej tak zrozumiałem, bo mój hiszpański jest do bani, i oni to kupili. Barany! — pokręcił z niedowierzaniem głową. — Kiedy reszta z nas dojechała do szpitala, byłaś już na badaniach. Potem czekaliśmy, aż się obudzisz, ale robiło się coraz później i Ronaldo zaproponował, że mnie odwiezie. Alonso i Ramos z tobą zostali, tyle że kiedy niedawno wróciłem, to Alonso siedział sam i wymieniłem go, żeby mógł wrócić do domu i się ogarnąć, bo czuwał przy tobie całą noc. Po południu powinien przyjechać.

BURZOM [2]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz