Rozdział szesnasty

377 19 0
                                    

Carter.

Na dźwięk tego niskiego i wyjątkowo łagodnego głosu, który jeszcze do niedawna potrafił zadziałać na mnie wręcz upajająco, klucze wypadły mi z rąk i spadły na drewnianą posadzkę, niosąc za sobą to irytujące dźwięczenie. Bardzo powoli odwróciłam się za siebie i dosłownie zamarłam na widok Xabiego, który stał przed werandą z dłońmi schowanymi w kieszeniach spodni, a z jego twarzy mogłam wyczytać, że był w tamtej chwili dość spokojny (szkoda, że ja nie byłam). Dawno go takiego nie widziałam; zapamiętałam go wściekłego i mówiącego mi, że już zawsze miałam być dziewczyną, która wzięła jego serce i je zdeptała.

Skoro byliśmy przy sercach, moje zabiło szybciej. Po części dlatego, że to nadal był Xabi, za którym latami szalałam jak wariatka, a po części dlatego, że nasze ostatnie spotkanie skończyło się stosunkowo wymownie. Nie sądziłam, że istniał jeszcze jakiś powód, żebyśmy się ze sobą widywali.

Może on też tak myślał, dopóki Ramos nie wyjechał do Cardiff na mecz z (najwyraźniej) prawie całą drużyną. Może uznał, że jednak było coś do wyjaśnienia, a nieobecność Sergio tylko nam sprzyjała; w końcu działał on na Xabiego jak płachta na byka i vice versa.

To gdybanie jednak mnie nie uspokajało.

Poza tym byłam zaskoczona jego widokiem. Nie żebym wcześniej o nim myślała, ale kiedy wczoraj wieczorem, niedługo po wyjściu Rene, Ramos wspomniał o wyjeździe do Cardiff na mecz o Superpuchar Europy, wydawało mi się, że jak wszyscy to wszyscy. Dlaczego więc Xabi został w Madrycie?

Sergio nie próżnował i wykorzystał okazję, żeby zapytać mnie, czy nie wybrałabym się z nim. Najpierw w mojej głowie zakołatała się myśl, że nie chciał się ze mną rozstawać na te kilka dni i uznałam, że to było słodkie, a potem pomyślałam, że tak naprawdę nie chciał zostawiać mnie samej, jakbym pod jego nieobecność miała zniknąć czy coś takiego.

Zresztą, nieważne było, co sobie pomyślałam. Jakoś nie bardzo miałam ochotę znowu spędzać czas z piłkarzami i stwierdziłam, że wolałam zostać.

Co skończyło się na tym, że kiedy rano specjalnie wcześniej wstałam, żeby się pożegnać z Ramosem, nie było po nim śladu. Na stole w kuchni leżały tylko klucze od domu, a obok liścik, na którym niedbale napisał, żebym o sobie dbała.

Teraz, gdy już wiedziałam, że Xabi również został w Madrycie, dało mi to do myślenia, że Sergio chciał wziąć mnie ze sobą, żebym przypadkiem się z nim nie spotkała. Zdążyłam się nauczyć, że Ramos był strasznie uczulony na Xabiego, chociaż ja nie zamierzałam mu dokładać zmartwień. Poza tym i tak nie miał się czym martwić.

Schyliłam się, żeby podnieść klucze, co nie było takie łatwe, bo równocześnie starałam się nie spuszczać oka z Xabiego, tak dla pewności. Może miałam urojenia. Może wyobraziłam sobie, że on tam stał, a tak naprawdę go tam nie było. W końcu upały mi nie służyły.

Ale był tam. Odważył się nawet zrobić krok naprzód, a ja analizowałam go całego, od stóp do głów, starając się uważnie prześledzić każdy jego najmniejszy ruch. Czułam się trochę tak, jakbyśmy się nie widzieli od wieków; powoli zaczynałam zapominać wiele szczegółów z jego wyglądu.

Jak jego głębokie spojrzenie, które zawsze skupiało całą uwagę na swoim celu, albo kilkudniowy zarost, którym mnie łaskotał, kiedy mnie całował. Nie pamiętałam tych ciemnych, krótko przystrzyżonych włosów, które często sprawiały wrażenie, jakby Xabi dopiero co wyszedł spod prysznica; o jego szyi, która pachniała czymś, co wywoływało u mnie poczucie bezpieczeństwa, gdy trzymał mnie w swoich ramionach. Zapomniałam o jego owłosionym torsie, który dostrzegłam dzięki temu, że przy kołnierzu czarnej koszulki polo odpiął guziki, o jego dłoniach, które zobaczyłam w całej okazałości, kiedy wyciągnął je z kieszeni, robiąc kolejny ruch w moim kierunku, i o jego miękkich ustach, którymi potrafił wyczyniać ze mną cuda.

BURZOM [2]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz