Rozdział piętnasty

385 23 1
                                    

Ruszyłam wybrukowaną ścieżką, którą oświetlały mi lampy z czujnikiem ruchu umiejscowione po obu jej krawędziach, zmierzając prosto do domu Ramosa. Była już późna noc, a do tego dość chłodna jak na madryckie standardy; księżyc na niebie świecił tak jasno, że nie potrzebowałam tych lamp, żeby widzieć drogę. Gdzieś po drodze zdjęłam szpilki, które wręcz dobijały moje stopy i które tylko mnie spowolniały.

Naprawdę chciałam jak najszybciej znaleźć się w środku, bo miałam nadzieję, że dzięki temu zdołam uniknąć Ramosa. Zaledwie zdążył podjechać pod dom, a ja wyskoczyłam z jego samochodu jak poparzona, nie czekając nawet, aż zaparkuje w garażu albo przynajmniej wyłączy silnik. Ta niezręczna cisza między nami już mnie męczyła, chociaż wiedziałam, że rozmowa nie byłaby lepsza, dlatego łapałam się czegokolwiek, byleby tylko wymigać się i od tego, i od tego.

Zmęczyło mnie to wszystko, a do tego żałowałam, że byłam tak lekkomyślna i dałam się ponieść emocjom po rozmowie z Xabim. Gdybym doszła do siebie po wyjściu ze szpitala, mogłam po prostu podziękować Ramosowi za troskę i wrócić do Londynu, a on nie musiałby rozstawać się z Pilar i byłoby po staremu. Tymczasem mnie się zachciało bawić w detektywa, bo potrzebowałam powodu, żeby zostać w Madrycie, skoro do Anglii nie miałam po co wracać.

Ale po co chciałam tu zostawać? Dla Ramosa, z którym kłóciłam się za każdym razem, gdy tylko któreś z nas otworzyło usta i powiedziało coś, co nie spodobało się temu drugiemu? To raczej nie był związek moich marzeń.

Musiałam w końcu zacząć myśleć o rzeczywistości, zamiast ciągle bujać w obłokach. Uświadomiłam to sobie, kiedy znalazłam się na werandzie i zrozumiałam, że nie miałam kluczy, bo to nie był mój dom. Nie mogłam szybciej od Ramosa znaleźć się w środku i zamknąć się w swoim pokoju, żeby się przed nim schować, bo byłam tutaj gościem. Pozostawało mi jedynie czekanie albo klasyczna ucieczka.

Co do przebiegu reszty wieczora, to po zdarzeniu w kuchni nie wydarzyło się nic szczególnego. Cała nasza piątka (ja, Sergio, Pepe, Marcelo i Cris) udawała, że ta mała pogawędka dotyczyła pogody, a nie spisku, do którego próbowałam ich wciągnąć, co mi się zresztą udało. Byłam tym taka podniecona, że nie mogłam wysiedzieć w miejscu i marzyłam, żeby ta kolacja się skończyła. Nawet nie potrafiłam udawać zainteresowanej rozmową z Bale'em; rzucałam tylko co jakiś czas ukradkowe spojrzenia Ramosowi, żeby załapał aluzję i powiedział coś w stylu, że musimy się zbierać. Tym razem jednak mnie ignorował i totalnie wciągnął się w dyskusję z Modriciem.

Im dłużej musiałam tam siedzieć i grać społeczną osobę, tym bardziej się męczyłam, co skutecznie gasiło moje podniecenie. Kiedy więc Sergio uznał, że nadszedł czas, żeby wracać do domu, byłam wrakiem człowieka i moim jedynym celem było jak najszybsze znalezienie się w łóżku. To dlatego milczałam przez całą drogę powrotną.

Gdy entuzjazm na myśl, że zyskałam pomoc w odszukaniu tego kogoś, kto zrobił mi zdjęcia z Xabim, zaczynał gasnąć, w mojej głowie pojawiło się powątpiewanie, czy dobrze postępowałam. W końcu co mnie obchodziło, czy to Nagore nas szpiegowała czy nie? Xabi ją wybrał, a że ja odeszłam, to pozostawało mi się z tym pogodzić. Do tego dochodziła kwestia Ramosa, który stawał się wobec mnie jeszcze mniej ufny, ilekroć wspominałam o tej aferze. Jeżeli mieliśmy być razem, nie powinnam była wykazywać takiego zainteresowania byłym facetem.

Najlepsze w tym wszystkim było to, że czułam, że coś się we mnie zmieniło. Carter sprzed tygodnia w takiej sytuacji by zwiała, bo nie potrafiłaby sobie z nią poradzić. Obecna ja też nie bardzo wiedziała, co zrobić, ale była gotowa, żeby się z tym zmierzyć. To było takie dziwne, bo nigdy przedtem nie byłam czegoś tak świadoma, mimo że to i tak w niczym mi nie pomagało.

BURZOM [2]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz