Rozdział dwudziesty czwarty

357 18 0
                                    

— The Police?!

Sergio aż zachłysnął się powietrzem, kiedy podeszliśmy do baru. Skinął na młodego barmana, który zaraz zaczął nalewać nam czystej wódki do kieliszków, a następnie spojrzał na mnie z lekką pretensją.

— No nie wierzę, że mi nic nie powiedziałaś — rzucił z wyrzutem i podał mi jedną setkę, którą raz dwa wypiłam duszkiem. Wiedziałam, że mieszanie wódki z szampanem nie było zbyt mądre, ale i tak poprosiłam barmana o dolewkę.

— Ja naprawdę nie miałam o niczym pojęcia — broniłam się dziwnym głosem, bo alkohol powoli zaczynał uderzać mi do głowy. — Wspominałam dziewczynom, że przydałoby się skołować oprawę muzyczną, ale chodziło mi o jakiś kwartet smyczkowy czy coś w ten deseń.

— No, The Police to klawy kwartet smyczkowy — zauważył sarkastycznie Ramos, odstawiając pusty kieliszek na kontuar. Nie poprosił jednak o drugą kolejkę.

— Ciekawe, co ich przekonało do reaktywacji — zastanawiałam się głośno, ignorując sarkazm swojego chłopaka, i wypiłam następną setkę. To właśnie wtedy zakręciło mi się w głowie i stwierdziłam, że tyle musiało mi wystarczyć.

— Ty, a może Sting bzyknął Evelyn? — Sergio spojrzał na mnie z entuzjazmem, gdy postawiłam kieliszek na blacie i odwróciłam się plecami do baru, opierając łokcie o kontuar. Przy bufecie nie działo się nic ciekawego; celebryci byli zbyt zajęci wybieraniem najmniej tuczącego dania.

Zmarszczyłam czoło i rzuciłam Ramosowi spojrzenie pełne politowania.

— Nie patrz tak na mnie — uniósł ręce w obronnym geście. — Sama mówiłaś, że po urodzeniu twojego ojca rzuciła się w wir pracy i dużo podróżowała.

— Sugerujesz mi właśnie, że moja babka zdradzała mojego dziadka — zauważyłam.

— Jakby to nie było w stylu Evelyn — odparł, wywracając oczami, a ja musiałam przyznać mu rację. O babci można było powiedzieć wszystko, oprócz tego, że była cnotką. — Poza tym to ma sens. Inaczej po co Sting bawiłby się w chwilową reaktywację z Summersem i Copelandem, żeby oddać hołd zmarłej? Na pewno ze sobą spali.

— Zdecydowanie za mało wypiłam, żeby rozmawiać o życiu erotycznym mojej nieżyjącej babki — mruknęłam i z powrotem stanęłam twarzą do baru. Postanowiłam zamówić appletini, żeby chociaż spróbować zapomnieć o tym, co właśnie powiedział mi Ramos.

— Niezłą mowę tam dałaś — usłyszałam za plecami.

Chociaż ostatni raz rozmawialiśmy ponad tydzień temu, wszędzie poznałabym ten charakterystyczny angielski akcent z lekką nutką irlandzkiego. Głównie to dlatego, że zdążyłam się już przyzwyczaić do hiszpańskiego jako języka codziennego użytku i trudno było mi spotkać w Madrycie kogoś, kto mówił po angielsku, nie licząc Bale'a na kolacji u Cristiano.

Zatem kiedy Troy zwrócił się do mnie w moim ojczystym języku, serce zabiło mi szybciej. Od razu odwróciłam się do niego i spróbowałam się uśmiechnąć, w duchu mając nadzieję, że nie wyszedł mi z tego jakiś grymas. On jednak odwzajemnił mój uśmiech i wsadził ręce do kieszeni szarych spodni od garnituru. Przyjrzałam mu się i zobaczyłam, że zrezygnował z aż tak oficjalnego ubioru; nie założył krawata, a dzięki niedopiętej koszuli przy kołnierzu dostrzegłam jego owłosiony tors.

W tym samym momencie Ramos zbliżył się do mnie tak blisko, że zdołałam poczuć jego śmierdzący alkoholem oddech na policzku.

— Dzięki — mruknęłam i spojrzałam z wyrzutem na Sergio, który zrobił minę niewiniątka.

BURZOM [2]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz