A mówią, że magia świąt nie istnieje. Mówią, że w pewnym wieku wyrastamy i przestajemy wierzyć w szczęście. Przestajemy, wierzyć w spadające gwiazdy. Przestajemy szukać czterolistnych koniczynek. Podobno ludzie po przejściach przestają wierzyć, że spodka ich szczęścia, że jeszcze będą potrafili budzić się z uśmiechem na twarzy. Ludzie są tego pewni do czasu gdy sami nie zaznają tej poprawy. Dziesięć lat temu i ja przestałam wierzyć w szczęście. Nie ufałam sobie i innym, myślałam, że moje życie jest przegrane. Myślałam, że na zawsze pozostanę sama. Teraz wiem, że wszystko co się wydarzyło było próbą, było egzaminem. Musiałam przejść piekło, by teraz móc usiąść i z czystym sumieniem powiedzieć, że jestem szczęśliwa. Bo jestem. Wierzę, że każdy z Was, każdy kto to czyta odnajdzie kiedyś swoje szczęście jeśli tylko uwierzy w to, że szczęście jest mu pisane. Jeszcze parę lat temu myślałam, że moje życie nie ma sensu, że moja rodzina to porażka, że brak przyjaciół to koniec świata. Mimo tego ile przeszłam ile osób straciłam jestem szczęśliwa. Osiągnęłam to czego tak bardzo pragnęłam.
Pamiętacie dzień gdy Nikodem przyjechał do mnie i wyznał mi miłość? Tak tą wigilię. Na sylwestra wróciliśmy do Poznania. Spędzaliśmy sylwestra na rynku a o północy Niko mi się oświadczył. Niby to takie oklepane ale powiedział wtedy, że może to wszystko dzieję się za szybko, może jesteśmy za młodzi ale on nie chce stracić mnie tak jak ostatnim razem. Jego największym marzeniem jest spędzić ze mną resztę życia. Czułam się wtedy tak bardzo szczęśliwa. Studnia minęły niewiarygodnie szybko, nim się obejrzałam przyjmowałam dyplom. Postanowiliśmy wyjechać do Warszawy i właśnie tam zacząć nowe życie. Oczywiście pożegnanie z Mileną wywołało wiele łez. Mimo tego szybko uśmiech wróciły nam na twarz. Gdy Milena przyjechała do nas zobaczyć jak mieszkamy poznała Mikołaja i od razu się w sobie zakochali, po kilku miesiącach mieszkali już razem. Pięć lat po tym jak Nikodem mi wyznał mi miłość, pojechaliśmy na Śląsk, by właśnie tam w jednym z starych kościołów przed całą rodziną powiedzieć sobie sakramentalne tak. Ślub wywołał wiele wzruszenia. Ubrana byłam w długą, białą sukienkę. Wyglądałam niczym księżniczka. Gdy Nikodem wymawiał słowa przysięgi płakałam niczym małe dziecko, Bóg zapłać temu kto wymyślił wodoodporny tusz do rzęs. Po ślubie oczywiście wesele z orkiestrą, które trwało dwa dni.
~~-A Ty co taka blada? - spojrzała na mnie Milena, gdy wpadła na cotygodniowe ploteczki.
-Nie wiem, jakaś grypa żołądkowa chyba -powiedziałam i zaprosiłam ją do środka, jednak ona nadal mi się przyglądała.
-Skoczę do apteki po jakieś krople - stwierdziła i nim zdążyłam zaprzeczyć już jej nie było.-Proszę -podała mi pudełko, na którym była podobizna małego dziecka.
-Eee to nie są krople na żołądek. -spojrzałam na nią zdziwiona.
-Kiedy miałaś ostatni raz okres?
-Kurwa -westchnęłam i pobiegłam do łazienki.
Oczekując na wynik tego testu stresowałam się bardziej niż na maturze.-Zaraz zemdleje -stwierdziła Milena.
-Serio? - i w tym momencie rozległ się dźwięk budzika, który dał znak, że test jest gotowy.Podniosłam go ale bałam się zobaczyć. Milena chciała to zrobić za mnie ale wiedziałam, że muszę sama sprawdzić.
Kilka godzin później byłyśmy w centrum szukając małych bucików. Chciałam by Nikodem dowiedział się o tym w szczególny sposób.
Gdy wrócił z pracy czekała na niego kolacja przy świecach, jego ulubiona potrawka z kurczaka. A na stolę mały pakunek. Mój mąż spojrzał na mnie zdziwiony a ja zachęciłam go by sprawdził co jest w środku. Gdy zobaczył test i buciki rzucił się na mnie i wyściskał. Oczywiście, że wiedział o mojej poprzedniej ciąży i o tym jak straciłam dziecko, więc przez dziewięć miesięcy obchodził się ze mną jak z jajkiem.
A dzisiaj piszę do Was siedząc na fotelu i podziwiając moją małą kruszynkę, która śpi tak spokojnie. Jest taka malutka i bezbronna, jest naszym największym szczęściem. Nadia przyszła na świat pierwszego czerwca, ważyła ponad trzy kilo i miała pięćdziesiąt dwa centymetry. Ma duże niebieski oczka, które już tak mądrze patrzą na otaczający ją świat. Na główce ma czarną czuprynkę, którą stawiam jej na irokeza. Wystarczy jedno spojrzenie na nią i uśmiech mimowolnie pojawia się na mojej twarzy. To jak mocno ją kocham nie wyrażą żadne słowa. Jej pojawienie się na świecie sprawiło, iż pogodziłam się z rodzicami. Jej przyjście na świat sprawiło, że inaczej patrzę na swoje życie. I trzymając to maleństwo w ramionach, i mając obok siebie człowieka którego kocham ponad wszystko mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwa. I życzę każdemu z Was by odnalazł swoje szczęście. A jeśli myślicie, że Wam się nie należy to się grubo mylicie, każdy z Was zasługuje na to by czuć się szczęśliwym. Tak więc wraz z Nadią i Nikodemem, życzymy Wam byście odnaleźli swój bilet do szczęścia.
Koniec:)
Dziękuję wszystkim, którzy byli ze mną podczas pisania tego opowiadania. Za każdą gwiazdkę i każdy komentarz, który sprawiał, że widziałam sens kontynuacji. Historia Lili się skończyła, jednak nie znaczy to, że ja kończę z pisaniem. Na dniach pojawi się nowe opowiadanie mojego autorstwa, mam nadzieję, że również przypadnie Wam do gustu. Korzystając z okazji nadchodzących świąt. Chciałabym życzyć Wam dużo zdrowia, SZCZĘŚCIA, miłości, prawdziwych przyjaciół. Świąt spędzonych w gronie rodzinnym i udanego Nowego Roku.
CZYTASZ
to mój czas
Teen FictionDalsze losy Lili z "bilet do szczęścia". Już teraz dziewczyna ma dwadzieścia lat, a to co było kiedyś nadal tkwi w jej psychice. Jednak wie, że teraz jest pora by postawić grubą kreskę, która oddzieli przeszłość i przyszłość. Z bohaterką spotykamy s...