- Halo? Słyszy mnie ktoś? Proszę, niech ktoś mnie usłyszy! - Hubert płacząc szarpał kratami. Nic to jednak nie dawało, owe kraty były bardzo mocne dzięki czemu Doknes nie miał żadnych szans na ucieczkę.
- Zamknąć się! Co to za cholerny gówniarz się trafił? No ja nie wierzę... - Jeden ze strażników (to nie fnaf debilko -.-) podszedł do Doknesa. - Słuchaj szczeniaku, albo się zamkniesz i dostaniesz co kolwiek do jedzenia albo stąd nigdy nie wyjdziesz i umrzesz! - Hubert natychmiastowo umilkł.
- Panie ochroniarzu...
- Czego?
- Jak długo będę tu siedział...
- A co żeś zrobił?
- Ja ja yy
- Szybciej gadaj bo szkoda czasu!
- Za za zabiłem brata...
- Ehh to trochę tu posiedzisz młody... - westchnął ochroniarz. - Jestem Harris (istnieje takie imię? chyba tak...). Mój brat umarł gdy miałem 16 lat (ty tępa pało Hubert ma 17 lat .-.). Nie wierzyłem w to... ale okazało się, że zabił go mój dobry kolega... to tej pory się do siebie nie odzywamy...
- Przykro mi, ja jestem Hubert. Miło mi się z panem rozmawiało. - Uśmiechnął się Doknes.
- Mi również. Ja muszę iść na służbę, do zobaczenia młody.
- Do zobaczenia!
***
Karol i Marcin zbliżali się do celu. MWK wciąż turlał się po ziemi a Dealer pogrążony w smutku szedł przed siebie. MWK zatrzymał się. - To tu. - Wskazał ogromny budynek. - Gdzieś tam jest Doknes. Musimy się zakraść do środka.
- Ej! A nas nie jest przypadkiem za mało? - Zapytał Dealer.
- Jak ZA MAŁO?!
- No, przydałoby się nam jeszcze kilka osób...
- Noooooo to do kogo mam zadzwonić?
- Do Roxa. Jest najmądrzejszy więc wymyśli dobry plan. Zadzwoń też do Jachiego, sprzyda się.
- A może Zio? Sheo? Enzzi? Skach....
- Okej to zadzwoń do wszystkich! Będziemy mieli kozacką ekipę! - Gdy MWK wydzwonił już do wszystkich praktycznie do wszystkich swoich znajomych usiedli z Dealerem na ławce i zaczęli na nich czekać. Siedzieli i siedzieli gdy nagle usłyszeli krzyk. Zignorowali to i czekali dalej. Kilka minut później ponownie usłyszeli przerażający krzyk i strzał. - Uciekajmy! - Wrzasnął MWK. Chłopaki zaczęli uciekać Bóg wie gdzie. Marcin i Karol biegli. Biegli we wszystkie strony . Gdzie tylko się dało byleby uciec od tego nawiedzonego lasu. - Co to było!? - spytał zdyszany Marcin.
- Nie wiem! - odpowiedział Karol.
- Jezuuu znowu takie przygody? Mam nadzieję, że nic złego się nie wydarzy!
- Oby!
Dziś jeszcze 9 rozdział więc czekajcie czy coś... jak ja was moge nazywać kurczaczki? hmmm nwm wymyślcie coś nudzi mi się... Cyryl dwa dni temu umarł. Piszcie miasta [*] XDDD