Jego szept

680 29 5
                                    

-Babcia! Opowiesz mi jakąś historię? - Zapytała mała brunetka z błękitnymi oczkami.
-Mogę ci opowiedzieć pewną legendę. Jest ona dosyć długa, bo znam jej każdy szczegół. To jak chcesz? - Zapytała starsza kobieta, siadając na starym bujanym fotelu, naprzeciwko wnuczki.
-Tak!- Krzyknęła dziewczynka radośnie klaszcząc w rączki.
- Pół wieku temu żyła sobie pewna paczka przyjaciół. Alan, Dominic, Krystian, Nadia oraz Rosalie.
-Babciu, dlaczego ta ostatnia dziewczyna ma tak samo na imię co ty?- Zapytała zaciekawiona brunetka.
- Nie przerywaj. - Powiedziała w odpowiedzi starsza kobieta. - Byli oni szesnastolatkami , a jak to często z młodzieżą bywa, wpadały im głupie pomysły do głowy. Jednym z nich było pójście do starej, nawiedzonej kamienicy, która znajdowała się na wybrzeżach miasta. Każdy odradzał im ten pomysł, ale oni byli nieugięci. Mimo, że dobrze znali legendę o tym miejscu. Podobno w niej ukrywały się krwiożercze bestie, które były zdolne do wszystkiego, aby tylko uchronić jakąś tajemnicę swoich przodków przed światem. Każdy kto się tam wybierał już nigdy nie wracał. Niestety nastolatkowie uznali, że jest to zwykła bujda, mająca na celu odstraszyć dzieciaków od szwędania się po budynku, gdyż jego stan techniczny był dosyć poważny. Zapomnieli jednak, że w każdej legendzie jest ziarenko prawdy.
- I co dalej? - Zapytała błękitnooka.
-Sobotniego ranka spotkali się przed domem Dominica. Niestety musieli iść na pieszego, gdyż żaden z autobusów nie jechał w stronę kamienicy. Zajęło im to ponad kilka godzin, ale zmęczeni dotarli do celu. Jednak przed wejściem Rosalie usłyszała dziwny szept, aby nie wchodziła do środka bo spotka ją straszny los. Dziewczyna na początku zlekceważyła głos, uznając, że się przesłyszała. Ale gdy ponownie szept przemówił do Rose, ta postanowiła powiedzieć o tym znajomym. Oni, jednak nie przejęci tym faktem kazali jej zostać na dworze. Rosi została na podwórku i siedziała na piaskownicy, gdy nagle usłyszała krzyk z drugiego piętra. Mimo zakazów głosu zerwała się na pomoc. Dziewczyna zwinnie dostała się do mieszkania na samej górze, a to co zobaczyła nią wstrząsnęło. Dominic i Alan leżeli w kałuży krwi, a obok nich siedziało dziwne monstrum. Było ono około dwu-metrowe, nos, zęby i paznokcie miało spiczaste. Oczy, czarne niczym smoła, przelatywały ją na wylot. Cały potwór był owłosiony, co nie sprawiało przyjemnego widoku dla oczu. Trzymał w dłoniach bogato zdobioną skrzynię. Rose, która spanikowała, postanowiła jak najszybciej się wydostać z budynku. Gdy, chciała się wycofać, było to nie możliwe. Drogę zagrodziły jej dwa inne, równie odrażające stwory. Brunetka z pewnością by umarła, gdyby nie Krystian, który odwrócił uwagę potworów od przyjaciółki, oddając za nią życie. Nastolatka rzuciła się do ucieczki, ale na schodach hucznie upadła. Gdy zobaczyła biegnące w jej stronę potwory, postanowiła zaryzykować. Desperacko odepchnęła się nogą od ściany i sturlała ze schodów. Kiedy znalazła się na parterze, naprzeciwko drzwi podniosła się i lekceważąc wszelki ból ruszyła w ich stronę. Będąc za murami kamienicy zauważyła jak jedno z monstrum chce ruszyć za nią, ale pole siłowe uniemożliwia mu to. Dziewczyna, wtedy po raz pierwszy się rozpłakała. Jej przyjaciele zginęli, a ona cudem przeżyła. Mimo, że nigdzie nie zauważyła ciała Nadii, wiedziała jaki spotkał ją los. Wykończona, dziękując głosu ruszyła w stronę pobliskiej drogi z nadzieją, że jakiś przejeżdżający samochód zatrzyma się i zlituje nad nią. Tak, też się stało. Dziewczyna, wróciła wkrótce do domu, ale nie można było powiedzieć, że jest tą samą Rosalie co kiedyś. Wydarzenie z soboty odcisnęło na jej psychice duże piętno.
- Łał! babciu, to jest niesamowite, ale kim był szept? Do kogo on należał? - Zapytała.
- Rosalie od najmłodszych lat była grzeczną i mądrą dziewczynką. Zanim zaczęła przyjaźnić się z Krystianem, Nadią, Alanem i Dominicem miała bliskiego przyjaciela, którego traktowała jak brata. Był nim Brian. Niestety, chłopiec cierpiał na rzadką chorobę, a w tamtych czasach nie znano na nią lekarstwa. Gdy Rosalie dowiedziała się, że blondynowi zostało kilka miesięcy życia, postanowiła być z nim, aż do jego końca. Spędzała z nim każdą wolną chwilę, nie dlatego, że musiała, a chciała. W ten sposób starała się pokazać mu, że przez chorobę nie jest innym dziciakiem. Gdy przyszedł czas, Brian na łożu śmierci obiecał jej, że gdy będzie w śmiertelnym niebezpieczeństwie da jej znaki, które z łatwością odczyta. Tak, też się stało.
- Babciu, to takie wspaniałe. Szkoda, że wymyślone.
- Nie koniecznie Amando. Przed tobą całe, życie, ale wiedz, że są legendy prawdziwe, jak ta o powtórnej kamienicy. Ludzie w nie nie wierzą, bo łatwiej im żyć w przekonaniu, że świat jest idealny, bez żadnej skazy. Boją się dopuścić do siebie myśli, że istnieje coś czego nigdy nie z rozumieją bo są zbyt zamknięci. Wierzą w to co chcą zrozumieć. Coś co jest dla nich niepojęte nie istnieje.
- Ale skąd ty to wszystko wiesz?
- Powiedzmy, że przeżyłam to na własnej skórze.

↑↑ Historia z aplikacji powyżej ↑↑

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

↑↑ Historia z aplikacji powyżej ↑↑

Straszne historieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz