9

1.7K 196 77
                                    

- Dokładnie tak jak zostawiłem to wtedy... - westchnąłem.

Otworzyłem szafę w której leżała torba sportowa i plecak, po czym do torby zacząłem pakować wszystkie ciuchy jakie tylko znalazłem.

- Weź też plecak. Przyda się. - powiedział niebieskooki, a ja tylko przytaknąłem.

- Nie zapomnij farb. - mruknął loczek, a ja ze zdziwieniem zauważyłem, że naprawdę zapomniałbym wziąć z łazienki farby i kosmetyków, o ile jeszcze się nie przeterminowały.

- Idę zobaczyć czy znajdę coś przydatnego w innych pokojach.

Kiedy Luke wyszedł, skończyłem się pakować i niepewnie podszedłem do ściany pełnej zdjęć, przy której stał.

- Co ty robisz?! - warknął kiedy zacząłem je zdejmować i chować do plecaka.

- Zabieram ze sobą. Nie pozwolę na to, żeby się tu kurzyły.

- Chłopaki musimy uciekać! - Hemmo wpadł do pokoju.

- Co się dzieje?

- Szóstka ludzi. Na najmilszych nie wyglądają. Są od strony ulicy.

- Tylne drzwi! - rzucił mój dawny przyjaciel i zaczął biec na schody. - Szybciej Michael! - wydarł się, złapał mnie za przedramię i zaczął ciągnąć po schodach, a potem w stronę wyjścia.

- Nie Ashty! - piszczałem potykając się, kiedy ten biegł. - Puść mnie! Ja nie mogę!

- Czego do cholery nie możesz?! - zwolnił trochę. Luke już czekał na nas przy drzwiach.

- Nie mogę biegać.

Puścił wiązankę przekleństw pod nosem i przerzucił mnie sobie przez ramię. Już kilka minut później byliśmy oddaleni na tyle, że zostałem postawiony na ziemi. Ledwo to się stało, a dostałem z liścia od Ash'a.

- Dlaczego niby nie możesz biegać co?!

- Nieumarli nie umieją biegać. Od razu tracę równowagę. Mówiłem ci już, że nie mogę biec. - dodałem ciszej.

"-...Musimy iść tak? No, wstawaj mały. Jak twoja noga?
- D-dam radę. Ale prosze... Nie biegnij."

Byłem pewien, że on też to sobie przypomniał.

- Wtedy jeszcze nie byłeś zombiakiem! Miałeś ranę na nodze!

Podwinąłem nogawkę za długich spodni Luke'a, pokazując tym samym wielką bliznę w kształcie ugryzienia. Przynajmniej się zagoiła dzięki tym lekom Luke'a.

- Mówisz o tej ranie? - widziałem, jak zszokowany unosi wzrok na moją twarz. - Dzień przed tym, w nocy jeden zawieruszył się i trafił na miejsce gdzie spaliśmy. Nie mogłem spać i tylko dlatego go usłyszałem. Rozwaliłem go ale za późno.

- Co?

Postać przyjaciela wyrażała czysty szok i niedowierzanie.

- Już wtedy w szkole byłem zarażony. Nawet jeśli wydostalibyśmy się oboje, to i tak ja... Teoria Luke'a jest bardzo prawdopodobna. Jakieś komórki we mnie spowolniły rozpoczęcie przemiany o parę godzin. Inaczej już nad ranem miałbyś nieumarłego mnie na karku.

- Czemu nic nie mówiłeś? - popatrzył na mnie ze smutkiem.

- Sam pomyśl, jakbyś zareagował.

- Czyli już jest między wami spoko? - spytał niezręcznie blondyn.

- Mikey to naprawdę jesteś ty... - szepnął przygarniając mnie do mocnego uścisku. Również go przytuliłem, a Luke zaklaskał.

- Gdybyś wiedział jak za tobą tęsknił! Cały czas płakał, że to przez niego i w ogóle nie śpał. - zaśmiał się niebieskooki w drodze powrotnej.

- Cicho, wcale nie.

- Jasne, jasne.

Pod wieczór byliśmy już w bazie, gdzie przywitał nas Kiwi. Trójka chłopaków zjadła zupę pomidorową z puszki, powiedzieli sobie dobranoc i poszli spać.

Ja oczywiście również zaszyłem się w pokoju i zacząłem na nowo przeglądać wszystkie zdjęcia.

"What's in your head?
In your head,
Zombie, zombie, zombie, hey, hey, hey, hey"

Nuciłem melodię wiecznie siedzącą w mojej głowie.

- Hey Mikey. - do pomieszczenia wszedł Ash w jakichś starych dresach.

- Cześć... - szepnąłem i przesunąłem się, żeby zrobić mu miejsce.

- Czemu jeszcze nie śpisz? Jest jakoś druga w nocy.

- Ja nie śpię. W ogóle. Nie potrafię.

- Och Mike... - poczułem się znów bezpiecznie. W ramionach mojej jedynej rodziny. On jest dla mnie jak brat. - Tak bardzo cię przepraszam...

- Nie masz za co.

- Mam. Traktowałem cię gorzej niż Calum, kiedy dowie się do jakichś zgnił-nieumarłych. - poprawił się.

- Możesz mówić jak chcesz. Przecież zawsze tak na nich mówiliśmy.

- Ty nie jesteś jednym z nich.

- Miejmy taką nadzieję.

- Nie jesteś. - powiedział twardo. - Co prawda nie jesteś człowiekiem, ale nie jesteś też zombie. Jesteś Michael. Rozumiesz?

- Tak. Dziękuję Ashty. - szepnąłem przytulając go tak jak kiedyś. - Dziękuję że tu jesteś. Ale... Jestem tylko kulą u nogi. Sam powiedziałeś, że nadaje się tylko do gotowania.

- Byłem na ciebie wściekły. Tak długo za tobą tęsknie i nagle zjawiasz się dając mi bezsensowną nadzieję. To kompletne kłamstwo Mikey. Robiłem wszystko żeby tylko jak najmniej za tobą tęsknić. Nie myśl tak o sobie Mike. Jesteś świetnym chłopakiem. Dzięki tobie zyskaliśmy nadzieję, że jednak istnieje jakieś rozwiązanie.

Parę minut później Ash zasnął w moim łóżku, a ja przeleżałem resztę nocy.

Rano do pokoju wszedł Luke i Calum, którzy spojrzeli na nas dziwnie.

- Hey. - szepnąłem, żeby nie obudzić przyjaciela.

- Czy wy... - Cal zrobił oczywisty gest dłońmi.

- Nie! Boże nie! - krzyknąłem cicho - On jest dla mnie jak brat, to byłoby kazirodztwo.

- To dobrze. - uśmiechnął się w dziwny sposób, a mi zajęło chwile, żeby zrozumieć co to oznacza.

- Niemożliwe! Ty się w nim...!

- Cicho! Chodź na dół, niech się wyśpi.

Ulotniłem się z pokoju i zszedłem na dół.

  Δ•Δ•Δ

   Więc mamy rozejm Mashtona :-)

Jak tam u was?? U mnie tak sobie.

Miłego dnia i nocy wszystkim!

Półmartwy / MukeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz