11

1.6K 198 78
                                    

Pov. Luke.

Michael wyszedł. Bez słowa. Po prostu opuścił nas.

Opuścił mnie.

Nie mówiliśmy mu o niczym. Traktowaliśmy jak wroga, a ten mimo tego zawsze chodził uśmiechnięty. Udawał, że nie widzi co się dzieje, żeby nie sprawiać nam kłopotu.

Na jego łóżku leżało podarte zdjęcie, które sprawiło, że Ashton zaczął płakać.

Krzyczał jak bardzo głupi był i że to jego wina. Nawet kiedy go znalazłem, nie był tak roztrzęsiony jak teraz.

Tydzień później mieliśmy wyjść, żeby poszukać jedzenia.

Calum zachorował, a niedożywienie, sprawiało, że choroba stawała się sto razy gorsza niż była.

Mieliśmy już plecaki i broń. Ash otworzył drzwi i osunął się po ich ramię, znów zaczynając płakać.

Spojrzałem na werandę i ujrzałem nieprzytomny cud.

Przepchnąłem się obok loczka i wziąłem Michael'a na ręce.

Przerażające było jak słaby się stałem, przez głodowanie.

Położyłem go na kanapie w salonie, a Ashton przeniósł kartony do kuchni.

- Luke! Calum! - zawołał drżącym głosem.

Owinięty kocami mulat zamarł na chwilę gdy zobaczył ciało pół żywego chłopaka w pokoju.

Kartony były pełne jedzenia i wody pitnej.

- Mikey... - westchnąłem.

Ciągnął to wszystko tutaj, a sam nie wziął nawet łyka wody.

Usiadłem przy nim tak, że miałem jego głowę na udach i przyłożyłem do ust chłopaka odkręconą butelkę wody.

- No dawaj, pij aniołku. - szeptałem mając nadzieję, że w końcu odpowie na moje prośby.

Jego ciało było chłodne, serce nie biło. Nie miałem możliwości sprawdzić, czy "żyje".

Jednak w pewnym momencie wziął głęboki oddech, zakaszlał i otworzył oczy.

- Boże Mikey, tak strasznie się bałem!

Wbiłem się w jego blade usta, a ten zszokowany po chwili oddał mój pocałunek.

- Hey Luke - wychrypiał. - Ja przepraszam, już sobie idę.

- Nie, nie, nie! Nigdzie nie idziesz!

- Co? Ale... Ja jestem zgniły. Zjem wam mózgi i te sprawy...

- Co to ma do rzeczy zombie chłopcze? Co to ma do rzeczy... - ponownie się pocałowaliśmy.

W tamtym momencie nie wiedziałem, że Cal i Ash stoją w progu i mierzą nas troskliwymi spojrzeniami. Podejrzewam, że oboje baliśmy się obrzydzenia ze strony pozostałej dwójki.

Naszą słodką chwilę przerwał kaszel bruneta, który ledwo stał, oparty o Ashton'a.

- Co mu się stało? - szepnął Michael, podnosząc się powoli.

Podszedł do chłopaka owiniętego kocem i chciał wziąć go za rękę, ale zawahał się i po prostu położył dłoń na jego plecach, delikatnie prowadząc go na kanapę.

- Macie jakieś lekarstwa? Możecie podgrzać zupę? - mówił bardzo niepewnie, jednak rzeczowo. Wyglądał jakby znał się na takich rzeczach, ale za bardzo bał się dostać kulkę w łeb, żeby o cokolwiek prosić.

- Podgrzeje nam wszystkim. - powiedział Ashton i zniknął w kuchni.

- Nie jestem pewien czy coś będzie działać. - ostrzegłem i pobiegłem po apteczkę.

Kiedy wróciłem, Michael pytał o coś Hood'a.

- Wiesz co to może być? Nie wygląda jak zwykłe przeziębienie...

- Nie jestem pewien. Apokalipsa przyniosła wiele nowych chorób i prawdopodobnie to jedna z nich. Uczyliśmy się trochę o tym w szkole, jednak objawy u wszystkich wyglądają podobnie.

- Jak ty pamiętasz takie rzeczy?

- Nie jestem dobry fizycznie, więc nadrabiam to głową. - rzucił z małym uśmiechem. - Macie może zimną wodę? Trzeba zrobić kompres, ma wysoką gorączkę.

- Powinno coś być w chłodni.

- Zostań przy nim. - poprosił i poszedł na korytarz.

Usiadłem przy mulacie i dopiero teraz zauważyłem jak bardzo jego stan się pogorszył. Chłopak był cały spocony i drżał.

- Będzie dobrze Cal. - szepnąłem, odgarniając kosmyki z jego gorącego czoła.

- N-nie chce jeszcze umierać Luke. - powiedział cicho.

- Wiem, wiem. Nikt nie chce, żebyś umarł. Wyleczymy cię.

- Jesteśmy tacy głupi nie? Całkowicie instynktownie odcięliśmy się od tego zombie chłopca.

- Tak... Tacy z nas idioci. - odwzajemniłem jego słaby uśmiech.

Δ•Δ•Δ

  Heeey! Jak tam?

Miłego dnia i nocy wszystkim!

Półmartwy / MukeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz