Rano dostałam prostą, żółtą sukienkę z bawełny. Wiedziałam, że jeśli umrę na Arenie, już nigdy nie będzie mi dane założyć czegoś takiego.
Zaprowadzono mnie do poduszkowca, gdzie jakaś jasnowłosa kobieta wstrzyknęła mi lokalizator. Później zjadłam swoje ostatnie syte śniadanie. Przez cały czas milczałam.
Po około trzydziestu minutach lotu okna poduszkowca zostały zaciemnione, co oznaczało, że zbliżamy się do Areny. Próbowałam nie myśleć o tym, co mnie czeka. Co przygotowali Organizatorzy w tym roku? Zapewne coś specjalnego, w końcu Setne Igrzyska powinny zostać w pamięci ludu na zawsze. Wszystkim już dobrze wiadomo, co jest nudne, a co przyciąga uwagę Kapitolińczyków. Sto lat wprawy robi swoje.
Poduszkowiec wylądował i zaprowadzono mnie do komory przygotowawczej, gdzie czekał na mnie Seth.
- Teraz masz trochę czasu na umycie i uczesanie, później pomogę ci się ubrać - poinformował mnie mój stylista.
Prysznic wzięłam wcześniej, dlatego teraz wyszorowałam jedynie zęby i uczesałam włosy w dwa warkocze, tak, jak najbardziej lubiłam, będąc Caroline. Później zabronili mi tej fryzury, bo nie kojarzyła się ze Śnieżką, no i wymagała dłuższych włosów.
- Uroczo wyglądasz, Snow - przyznał Seth. - Jesteś już gotowa?
- Tak, możemy się ubierać.
Seth pomógł mi włożyć obcisły, ciemny kombinezon i granatową, cienką kurtkę z kapturem.
- Wydaje mi się, że na Arenie będą panować różne klimaty. Zależnie od miejsca może być zimno, ciepło lub gorąco. Ten kombinezon wygląda na utrzymujący temperaturę ciała - rzekł Seth.
Pokiwałam głową. Przeszłam się tam i z powrotem, żeby sprawdzić, czy strój pasuje i jest wygodny. Wszystko było w porządku.
- Chcesz jeszcze coś zjeść?
- Może wzięłabym łyk wody.
Seth podał mi butelkę. Po chwili usłyszeliśmy dźwięk informujący, że muszę wsiadać do windy. Poczułam, jak ze zdenerwowania pocą mi się ręce.
- Wierzę w ciebie, Snow White. - Seth zacisnął kciuki. - Daj z siebie wszystko, co potrafisz, a wiem, że potrafisz wiele. Jesteś silną kobietą, wiesz o tym?
Uśmiechnęłam się niepewnie.
- Chciałbym się jeszcze z tobą zobaczyć.
- Ja też.
- Więc do zobaczenia, księżniczko.
- Do zobaczenia - odpowiedziałam cicho.
Winda ruszyła. Rozległ się głos spikera, Ernesta Dellair'a.
- Panie i panowie, Setne Igrzyska Głodowe uważam za otwarte!
Wyjechałam na powierzchnię i zamarłam z wrażenia.
Areną okazała się wielka, ale oczywiście niepełnowymiarowa makieta Układu Słonecznego z planetami połączonymi wiszącymi mostami.
Sześćdziesiąt sekund.
Sądząc po wyglądzie i klimacie, znajdowaliśmy się na Ziemi. Przed nami stał Róg Obfitości, wylewający z siebie masę przydatnych rzeczy. Obok niego znajdowało się duże jezioro, a może było to morze w pomniejszonej skali, nie mam pojęcia.
Wszystko nagle wydało mi się tu skomplikowane.
Pięćdziesiąt sekund.
Dłonie pociły mi się coraz bardziej. Jak ja tu sobie poradzę? Za nami zapewne rozciągały się... zaraz, zaraz... Wenus, Merkury i Słońce. Przed nami - Mars, Jowisz, Saturn, Uran i Neptun. W którą stronę biec? Ciepłą czy zimną? Oczywiście, najlepiej byłoby zostać na Ziemi, ale Róg Obfitości zawsze pozostaje dla Zawodowców - w tym roku można byłoby tak nazwać Herkulesa i jego ewentualnych sojuszników.
Czterdzieści sekund.
Nagle uświadomiłam sobie, że przecież tylko na Ziemi jest woda. To bardzo utrudniałoby sytuację. Z drugiej strony, myślę że na całej Arenie jest dostęp do powietrza, to raczej oczywiste. A więc i wodę powinni dać gdzieś indziej, chociażby pod postacią lodu. Inaczej wszyscy poumieraliby z pragnienia albo w walce o Ziemię i zabawa skończyłaby się za szybko.
Trzydzieści sekund.
Prince stał w odległości dwóch platform ode mnie. Dzielili nas Ariel i Naveen. Z drugiej strony moim sąsiadem był John. Widziałam, że wszyscy byli zaskoczeni i nieco przerażeni pomysłem Organizatorów na oryginalną Arenę.
Dwadzieścia sekund.
Musiałam szybko obmyślić plan. Biec w cieplejsze czy zimniejsze strony...? Zdecydowanie wygodniej byłoby udać się raczej na Marsa - chwycić coś z Rogu Obfitości i biec przed siebie. Gdybym wybrała Wenus, musiałabym się wracać, za czym szłoby większe ryzyko ataku przeciwnika.
Dziesięć sekund.
Zdecydowałam, że pobiegnę do Rogu, najpierw wezmę jakąś broń, aby nie zabito mnie od razu - później powalczę o jakiś plecak i namiot, po czym pobiegnę na Marsa. Spojrzałam na Prince. On też miał wzrok skierowany w moją stronę. Kiwnął głową w kierunku zimniejszych planet. Przytaknęłam.
Trzy, dwa, jeden.
Wystartowaliśmy.
CZYTASZ
Dawno temu w Kapitolu
FanfictionIgrzyska Głodowe z udziałem alter ego postaci z filmów Disneya. Czwarte Ćwierćwiecze Poskromienia, o jakim jeszcze nie czytałeś, opowiedziane z perspektywy Snow White - Królewny Śnieżki. Nieszablonowa opowieść o niezwykłych igrzyskach, chorej miłośc...