14. Hercules

228 43 12
                                    

Tego dnia mój cały świat zawalił się i odbudował na nowo, czyniąc ze mnie jakby nową osobę. Wszystko obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni.

Zaczęło się od tego, że miałam czuwać, a zasnęłam. I to w niezbyt bezpiecznym miejscu.

Obudził mnie Hercules, który złapał mnie i zakrył usta swoją wielką dłonią. Nie wiedząc, co dokładnie się dzieje, zaczęłam wyrywać się i krzyczeć, ale oczywiście dla Herkulesa byłam niczym przestraszona chihuahua.

Dopiero po jakimś czasie uświadomiłam sobie, o co chodzi, ale jednocześnie zdziwiłam się, że jeszcze żyję, a Hercules gdzieś mnie niesie. Przestałam się wyrywać. To wydało mi się zbyt bezsensowne.

Po całych wiekach dotarliśmy na Ziemię. Poznałam to po widocznym Rogu Obfitości i łupach zgromadzonych niedaleko niego.

- Dlaczego przyniosłeś tu ze sobą tego trupa? - Rozpoznałam głos Megary.

- To nie trup - odpowiedział sucho Hercules.

- To na co czekasz, idioto? Walnij ją w łeb i tyle.

Nagle zrobiło mi się przeraźliwie smutno. Wiedziałam, że to koniec, że za chwilę umrę. Żałowałam, że nie zdążyłam pożegnać się z Prince'm i z Kidą, którą bardzo polubiłam.
Żałowałam, że nie wytrzymałam jeszcze kilku dni, że nie zdążyłam się wykazać niczym szczególnym i że wszyscy ludzie, którzy na mnie jakimś cudem postawili, stracą przeze mnie pieniądze.

Poczułam, jak zaczynam płakać. Nie mogłam nad tym zapanować.

- Hercules, do cholery, dlaczego stoisz i się nie odzywasz? Ucisz tę dziewczynkę.

Wtedy poczułam, jak Trybut kładzie mnie na ziemi kilka metrów dalej i wraca na dawne miejsce. Zaskoczona i zdezorientowana, uniosłam głowę i popatrzyłam na Megarę, która także mnie obserwowała i była niemniej zdziwiona niż ja.

- Co ty wyprawiasz?! Na mózg ci padło?! - wrzasnęła Megara, po czym ruszyła w moją stronę.

Wiedziałam, że to babsko skręci mi kark w jednej chwili.

Lecz właśnie wtedy to jej kark trzasnął żałośnie i straszliwa Trybutka padła pod rękami swojego sojusznika. Zrobił to tak, jakby zabijał kurę.

Armata wystrzeliła, a ja zerwałam się na równe nogi i zaczęłam uciekać. Jednak moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa i po prostu ugięły się pode mną. Upadłam, jęcząc i kaszląc.

- Nie bój się mnie, Snow White - powiedział łagodnie Hercules.

Nie wierzyłam w to. Nie wierzyłam we wszystko, co się przed chwilą stało.

- Chodź, najesz się i odpoczniesz. Jesteś już bezpieczna.

Powoli obróciłam głowę w stronę Herkulesa i spojrzałam w jego oczy. W jego dziwnie łagodne oczy.

- Nie zabijesz mnie...? - wyszeptałam.

- Prędzej zabiłbym siebie samego - odpowiedział. - Dasz radę iść czy cię zanieść?

Wstałam najszybciej, jak mogłam.

- Okay. Jakby co, służę pomocą.

Zaprowadził mnie do swojego obozu nad zbiornikiem wodnym. Było tam tyle broni i pożywienia, że moje serce zatrzepotało.

- Przyniosłem twój ekwipunek. Mam nadzieję, że nic nie zostawiłem.

- Nie... Chyba nie. Dzięki - pisnęłam.

- Wyluzuj trochę. Naprawdę nic ci nie zrobię, Snow. - Hercules zaniósł moje rzeczy do namiotu i przyniósł mi jakąś paczkę, chyba z jedzeniem, oraz dwa koce.

- Jeden jest do siedzenia, drugi do okrywania, gdyby było ci zimno - oznajmił. - A to coś do jedzenia i...

- Co ty w ogóle robisz? - spytałam w końcu.

Spojrzał na mnie lekko rozbawionym wzrokiem.

- Jak to, co? Pomagam ci.

- Jesteśmy wrogami - zauważyłam. - Powinieneś mnie zabić. Mnie, nie swoją sojuszniczkę.

- Może dla ciebie jestem wrogiem - rzekł Hercules smutnym głosem. - Dla mnie nigdy nim nie byłaś.

Przez dłuższy czas już nic nie mówiliśmy. Siedzieliśmy i jedliśmy pysznego kurczaka, popijając wodą. Powoli wstawał kolejny dzień. Czwarty dzień na Arenie.

Kiedy sztuczne Słońce oświetliło nam twarze, Hercules spojrzał na mnie i wyznał:

- Kocham cię, Snow White. Kocham cię, odkąd cię zobaczyłem.

Wzdrygnęłam się.

- Chyba sobie żartujesz - syknęłam.

- Kocham cię i nie chcę, żebyś umarła. Kocham cię jak nikogo na świecie.

- Nie znamy się - powiedziałam szybko, czując gęsią skórkę.

- Ja ciebie znam - odpowiedział Hercules. - Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że nareszcie cię mam przy sobie. Zrobię wszystko, żebyś wygrała te igrzyska.

Nie wierzyłam, że to się dzieje. To było jak dziwny sen, z którego człowiek budzi się z pewną ulgą, że jego prawdziwe życie jest jednak normalniejsze.

- Chyba muszę już iść - mruknęłam.

- O, nie! - wykrzyknął Hercules. - Teraz jesteśmy sojusznikami. Jesteś moja i tylko moja, rozumiesz?

Przełknęłam ślinę.

- Mam męża... jeśli o tym zapomniałeś.

- Przecież ty go nie kochasz - prychnął Hercules. - Poza tym, nawet nie wiesz, gdzie jest.

- Nie zostanę z tobą, nie znam cię - powiedziałam, już na serio przerażona.

- Kiedyś rozmawialiśmy, ale pewnie już tego nie pamiętasz.

Nie pamiętałam.

- Kocham cię, rozumiesz? Pomogę ci wygrać te igrzyska, ale musisz zostać ze mną.

- To bez sensu - warknęłam. - Idę stąd.

Hercules złapał mnie i przywarł do siebie.

- Nigdzie nie pójdziesz. Nawet nie próbuj.

Wsadził mnie do namiotu i usiadł na przejściu. Byłam strasznie zmęczona, więc w końcu usnęłam.

Właśnie zostałam więźniem Herkulesa.


Dawno temu w KapitoluOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz