5. Kapitol

374 57 8
                                    

Rano wkładam śliczną, żółtą koszulę i czarne spodnie. Niewiarygodnie podoba mi się ten strój.

Kapitol nakazuje mi zawsze mieć na sobie żółty lub niebieski element - te kolory najbardziej kojarzą się z Królewną Śnieżką. Na wywiady i audycje muszę ubierać się w jakąś ohydną kieckę.

Teraz mogę chodzić w czym mi się podoba, a wybrałam akurat żółtą koszulę.

Przeczesuję moje czarne jak noc włosy palcami.

Powinnam nienawidzić siebie za swój wygląd. Gdybym miała inne włosy, oczy i cerę, nadal byłabym Caroline.

Mocno zaciskam powieki. Powinnam zapomnieć o swoim dawnym imieniu. Może wtedy zapomniałabym o głosach matki, ojca, brata.

Tylko, że wcale nie chcę zapomnieć.

Mam za długie włosy jak na Śnieżkę. Gdybym nie została wylosowana, niedługo by mi je ścięli. Ale teraz nie ma żadnego powodu, aby to zrobić.

Zaplatam niedbały warkocz i wchodzę do wagonu restauracyjnego. Cała śmietanka towarzyska zajada już śniadanie.

- Dzień dobry - wita się Rapunzel, popijając sok pomarańczowy.

- Dzień dobry - odpowiadam. - Cześć, Prince.

Chłopak wstał i delikatnie mnie pocałował.

- Jak się spało? - spytała Xenia, gdy ja i Prince usiedliśmy na kanapie.

Kelner postawił przede mną tackę z małymi bułeczkami, filiżanką kawy i jajkiem na miękko. Niedaleko mnie stoi też cała masa wędlin, serów i jogurtów.

Dopiero zdaję sobie sprawę, jaka jestem głodna.

- W porządku - odpowiadam, po czym wgryzam się w bułkę.

Jest ciepła i miękka.

Gadaliśmy o wszystkim i o niczym. Kilka razy zapadła niezręczna cisza.

Podczas jazdy przez tunel już prawie w ogóle się nie odzywaliśmy. W końcu pociąg zwalnia. Przedział wypełnia się jaskrawym światłem.

Ja i Prince byliśmy już raz w Kapitolu - na Paradzie Postaci z Bajek. Było to niedługo po tym, jak opuściłam swój prawdziwy dom i zostałam Snow White.

Już wtedy stolica Panem wydawała mi się największym cudem świata, ale teraz miałam wrażenie, że Kapitol jakby urósł i wyładniał - jeśli można tak powiedzieć.

Ludzie pokazują nasz pociąg palcami, krzyczą, machają rękoma. Z godnym podziwu sztucznym uśmiechem przyklejam nos do szyby i trzęsę ręką jak głupia. Prince robi to samo, tyle że mniej sztucznie... A może tak mi się tylko wydaje.

***

Oskubali mnie jak ptaka. Czuję się, jakbym zaraz miała trafić do piekarnika, a później na stół - jako główne danie głodnych Kapitolińczyków.

Zaraz... Powiedziałam głodnych? Czy oni są kiedykolwiek głodni?

- Ślicznie wyglądasz bez tego brudu i niepotrzebnych włosów! - wykrzyknęła Allia.

- I pomyśleć, że księżniczka mogła być tak zaniedbana. - Czerwonowłosy Rael pokręcił głową ze współczuciem.

Zgrzytam zębami. Albo robią ze mnie żarty, ale są skończonymi idiotami.

- Możemy już iść po twojego stylistę! - pisnęła Cherry.

Ekipa przygotowawcza wybiegła w podskokach z pomieszczenia.

Z melancholią zaczęłam przesuwać palcami po całkowicie nagiej skórze. Zastanawiałam się, jak czuje się Prince, także wydepilowany ze wszystkich włosów - oprócz tych na głowie, oczywiście.

Nagle do sali wszedł mężczyzna. Miał opaloną cerę, czarne włosy i oczy obrysowane czarną kredką. W pierwszej chwili wydało mi się to dziwne, ale po chwili uświadomiłam sobie, że i tak mój stylista jest bardzo naturalny jak na Kapitol.

- Witaj, Snow. Nazywam się Seth i mam nadzieję, że się polubimy.

- Ja też - wyszeptałam, bo nie wiedziałam, co powiedzieć.

Seth obejrzał mnie od stóp do głów. Czułam się okropnie. Zmrużyłam powieki i spróbowałam myśleć o czymś przyjemnym.

- Załóż szlafrok - nakazuje mężczyzna.

Z wielką chęcią wykonuję jego polecenie.

Seth nie ma aż tak irytującego głosu jak przeciętny Kapitolińczyk. Poza tym wydaje się miły, choć nie wyobrażam sobie nas jako przyjaciół.

Siadamy przy stole. Stoi na nim kilka półmisków z różnymi potrawami, ale nie jestem głodna. Poza tym mam wrażenie, że ze stresu skurczył mi się żołądek.

- Porozmawiajmy o twoim kostiumie - odzywa się Seth. - W tym roku wyjątkowo wasze stroje nie muszą nawiązywać do Dystryktu, lecz baśni, z której pochodzicie.

Wzdycham ciężko. Błagam, tylko nie ta ohydna kiecka.

- Bez obaw, nie każę ci założyć twojej rozpoznawalnej sukienki - śmieje się Seth.

- Całe szczęście.

- Myślałem o tym, aby podkreślić twoją charakterystyczną urodę. Błękit oczu, biel cery, czerwień ust. No, i pokażemy cię jako królewnę, a nie uciekinierkę mieszkającą w domku Krasnali.

- Czyli...? - spytałam niepewnie.

- Będziesz wyglądała iście królewsko. I pięknie, jak na Śnieżkę przystało.

- Ale nie zetniecie mi włosów, prawda? - upewniłam się.

- Obiecuję, że nie. Ubierzemy cię w czerwoną suknię i piękny diadem na głowie. Będziesz "najpiękniejszą dziewczyną w Królestwie". Tylko uważaj, na pewno znajdzie się zazdrosna Królowa, która będzie chciała cię zabić.

Nie przewracam oczami, bo Seth wcale nie próbuje być zabawny. On mówi serio.

Czuję, jak po plecach spływa mi strużka potu.

***

Po kilku godzinach jestem gotowa.

Nie chcę przesadzać, ale wyglądam naprawdę... znośnie.

Jestem ubrana w czerwoną jak krew, błyszczącą suknię balową. Mam odkryte ramiona. Na szyi połyskują białe korale.

Pomalowano mi usta na czerwień równie krwistą jak suknia, a oczy podkreślono czarną, grubą kreską.

Gdy Prince mnie zobaczył, nie powstrzymał się od westchnięcia.

- Jesteś najpiękniejszą istotą, jaką stworzył Bóg.

- Dziękuję. Ty też wyglądasz nieźle. - Uśmiechnęłam się niepewnie.

Prince'a ubrano w czarny, książęcy strój i czerwoną pelerynę. Na głowie miał koronę o wiele okazalszą niż mój diadem.

- Ciekawe, czy Charming będzie miał większe świecidełko na głowie niż ja - roześmiał się Prince.

Przez chwilę próbuje przypomnieć sobie, kto to Charming.

Ach, to ten od Cinderelli. Ciekawe, czy przedstawią ją jako księżniczkę czy zakopconą służącą.

Rozlega się muzyka. Potężne wrota rozstępują się.

Setne Igrzyska czas zacząć.



Dawno temu w KapitoluOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz