Epilog - Serpens Caput

648 47 15
                                    

luty, 1997

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

luty, 1997

– Pięć minut! – Strażnik zatrzasnął za sobą ciężkie, żelazne drzwi. Do korytarza weszła niska kobieta w czarnym, za długim swetrze. Jej buty stukały głucho o kamienną podłogę więzienia. Westchnęła, a jej oddech zaraz zamienił się w obłoczek pary. Latający wokół dementorzy nie odważyli się jej tknąć, nowy Minister Magii skutecznie ustawił ich z powrotem do pionu, ale i tak nie mogła się pozbyć wrażenia, że jej myśli są koszmarnie niepoukładane. A miała przygotowaną taką porządną przemowę! Stanęła naprzeciwko właściwej celi i wsunęła między kraty tabliczkę czekolady.

– Mówią, że przywłaszczyłeś sobie głowę Voldemorta i trzymasz w formalinie dla dekoracji. Mogę obejrzeć?

Zauważyła wyraźne drgnięcie gdzieś pod ścianą. Snape podźwignął się na nogi i poczęstował ją jednym ze swoich lepszych złośliwych uśmieszków. Spojrzał na czekoladę i zauważyła, że na chwilę odsłonił gardę. Był zdumiony. Ha! Punkt dla niej.

– Dawniej przyniosłabyś Ognistą – burknął.

– Jak nie chcesz, to zabieram.

– Dawaj! – Zaraz odłamał sobie kawałek i wsadził do ust.

Anastazja oparła się o kraty i obserwowała go uważnie. Jak na tymczasowy areszt wyglądał bardzo źle, ale jak na Azkaban: Encore...

– Przypuszczam, że niedługo rozpatrzą twoją sprawę, co?

Wzruszył ramionami. Osobiście miała nadzieję, że Dumbledore uwija się w tym całym Ministerstwie jak w ukropie, żeby Snape'a z tej kabały wyciągnąć. Bo jak nie...! To pośle na niego hrabinę Oleńską.

Patrzyła dalej, jak jego wzrok powoli robi się mniej mętny, choć zarost, wory pod oczami i jeszcze brudniejsze niż zwykle włosy wciąż sprawiały upiorne wrażenie. Nawet nie próbowała sobie wyobrażać jak koszmarne wspomnienia przywołują w nim dementorzy. W sumie... Zważywszy na okoliczności – naprawdę wyglądał całkiem dobrze.

– Przyszłaś – powiedział nagle.

Zaśmiała się cicho. Jak mogłaby nie przyjść?

– Niezwykła dedukcja, panie Snape. Jak na to wpadłeś?

– Nie ironizuj, kobieto. W Azkabanie wpuszczają tylko dwa rodzaje wizytujących: Ministerstwo i rodziny. – Pożerał czekoladę łapczywie.

– No i? – Udała, że nie wie o co mu chodziło.

Uśmiechnął się ironicznie, co zaobserwowała z ulgą. Więc jednak. Jego umysł miał się nieźle, dojdzie do siebie. Całe szczęście, jego mózg był bez wątpienia jego najlepszym atrybutem. Oprócz wrednych uśmieszków.

– Brakowało mi twojego puchoństwa, Hexwood.

– Naprawdę? Mi brakowało tego sarkazmu.

– Czyżby? – Uniósł brew. Dojrzała błysk w jego oczach i ledwo powstrzymała uśmiech. Nie, nie mogła mu tak wszystkiego ułatwiać. – No dalej. Nie wyglądasz zbyt profesjonalnie, czyżbyś tak przekonująco zagrała panią Snape? Nie dowierzam.

Siostry HexwoodOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz