Malfoy nie był taki znowu bezużyteczny, nawet Harry i Ron musieli jej to przyznać. To znaczy – przyznaliby, gdyby się do niej odzywali. Hermiona wciąż była wśród Gryfonów persona non grata, ale coraz mniej jej to przeszkadzało. Na początku czuła się winna, to oczywiste. Była wręcz zdrajczynią! Być może... Tyle, że powoli zbliżały się święta, a dany Ślizgonowi kredyt zaufania okazał się nie być daremny. Harry jakoś to zaakceptował, Ron za to chodził cały zapieniony. Ostatnio nakrzyczał na nią tak głośno, że słyszał to cały Pokój Wspólny:
– Ty nic nie rozumiesz! Wciąż! Nie pamiętasz już jak nazywał cię szlamą i nasyłał na nas swoich goryli?!
Pamiętała. Bardzo dobrze pamiętała i na razie nie zamierzała nikomu niczego wybaczać. Wierzyła jednak gorąco w dawanie drugich szans, bo pamiętała też, jak w szkole podstawowej Michael Harris nazwał ją brzydulą. A przecież nie była... Nie, dobrze, to nie był najbardziej relewantny przykład, ale pomimo to! Rzeczy, które mówimy czy robimy w wieku lat dwunastu nie mogą o nas świadczyć przez resztę życia... Prawda? Hermiona bardzo chciała w to wierzyć. Chciała wierzyć w to, że ludzie w głębi duszy są dobrzy i każdy ma jakieś uczucia. Potrzebowała w to wierzyć, bo inaczej jaki był sens w ogóle podnosić rękawicę?
A może Malfoy miał rację? Może jej gryfoństwo kiedyś ją zgubi?
W każdym razie to właśnie on pokazał im Pokój Życzeń, który stał się idealnym miejscem do spotkań nielegalnego klubu. Nawet Harry był pod wrażeniem, a cała reszta musiała przyznać, że to świetny pomysł. Oczywiście nikt nie powiedział tego głośno, ale Hermiona znała już Harry'ego na tyle, by wiedzieć – tak samo jak znała Rona i w ciągu jednego spotkania Gwardii Dumbledore'a naliczyła, że chciał zabić Malfoya aż sześćdziesiąt cztery razy. Po prostu wręcz widziała to w jego oczach. A potem tygodnie mijały, Ginny zaczęła się do niej znowu odzywać i te liczby stopniowo malały... A może to ona przestała liczyć?
Malfoy został, oczywiście, uznanym za pariasa grupy. Można się było tego spodziewać, ale skoro po tylu spotkaniach jeszcze nie zostali nakryci przez Umbridge, stało się oczywistym, że nie jest żadnym szpiegiem, ani szpiclem. Tym razem. Rzeczywiście chciał się czegoś nauczyć, ale nikt nie chciał z nim ćwiczyć. To znaczy – najpierw na ochotnika rzuciła się na niego cała grupa Gryfonów, ale szybko zrezygnowali, kiedy okazało się, że Ślizgon umiał się bronić. Więc ćwiczył z Hermioną, ponieważ... Poczuła się za niego osobiście odpowiedzialna. Poza tym kto jak kto, ale ona zawsze doprowadzała swoje zadania do końca, a Ślizgon stał się jej swego rodzaju projektem. Musiała udowodnić (jemu? sobie?), że Slytherin to nie Voldemortjugend. Wojna była jak najbardziej realna, choć nie wszyscy w to wierzyli, a jeśli nie staną przeciwko wrogowi zjednoczeni, to równie dobrze mogą się poddać już teraz!
Na szczęście, widząc postępy swoich kolegów, istniała szansa, że kiedy przyjdzie co do czego mogą wcale nie być łatwym celem dla Śmierciożerców. Hermiona była szczególnie dumna z Harry'ego, który mężniał w oczach i w końcu stał się przywódcą z prawdziwego zdarzenia. Uczył ich wszystkiego, co wiedział, a wiedział naprawdę całkiem sporo. Ze zdumieniem odkryła, że wcale nie musi też tłumić swoich umiejętności w pojedynkach z Malfoyem, ba! Czasem stanowił dla niej wręcz wyzwanie. Był potężnym czarodziejem i niekiedy, nie bez widocznej satysfakcji, udawało mu się ją pokonać.
CZYTASZ
Siostry Hexwood
أدب الهواةSeverus Snape, Antonin Dołohow, dwie postrzelone siostry, ratowanie świata i bardzo autorytarna hrabina D. Oleńska.