XXII - Tango

334 27 6
                                    

grudzień, 1996

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

grudzień, 1996

William Weasley nigdy nie należał do ludzi szczególnie sentymentalnych, chociaż teraz miał wrażenie, że właśnie przez jakiś kompletnie irracjonalny sentyment rozpada się od środka. Od trzech miesięcy w Zakonie trwały gorączkowe przygotowania do ostatecznego rozliczenia, a on nie potrafił racjonalnie myśleć, nie mógł się skupić, bo wciąż się zastanawiał, gdzie do licha podziewają się siostry Hexwood. Konkretnie jedna. Ta ruda. Podskórnie wręcz czuł, że mają z tym wszystkim coś wspólnego, ten cały plan był zbyt szalony. Żeby tak... Voldemorta! Mieczem! I eliksirem! Zrozumiałe, że Harry był już całkiem nieźle przeszkolony, ale na Merlina...! Tak, na pewno miały z tym coś wspólnego, a za sznurki niewątpliwie pociągała hrabina Oleńska. Był o tym przekonany. Nie mógł konkretnie wskazać palcem przyczyny swoich podejrzeń, ale zwyczajnie wiedział, że ma rację. Teoretycznie nie miały uczestniczyć w niczym, ich bezpieczeństwo było zagwarantowane z góry, ale czy ktoś w ogóle wierzył w to, że nie będą się wtrącać? Mało prawdopodobne. Wszystko wokół tych kobiet było po prostu zbyt tajemnicze, zbyt dziwne, ich wpływ na wszystkich dookoła zbyt lepki, by tak po prostu się od nich uwolnić.

Przebrany w garnitur, stanął w hallu Grimmauld Place i poprawił muszkę przy kołnierzu, choć i tak wiedział, że leży idealnie. Zerknął kątem oka na Tonks, która próbowała dyskretnie poprawić sukienkę, ale została zgromiona wzrokiem przez McGonagall. Moody tymczasem machnął różdżką i przed zebranymi na dole pojawił się okrągły, duży stolik. Dumbledore, czując się wyraźnie nie na miejscu w garniturze, podszedł i poustawiał na blacie szereg buteleczek z szarym, brejowatym eliksirem.

– Wszyscy wiemy, na czym opiera się cały plan – zaczął. – Harry eskortuje pannę Granger, młody Malfoy jest już na miejscu i miejmy nadzieję wspina się na wyżyny gry aktorskiej. Wszystkie fiolki są podpisane, Alastor dopilnował, by pierwotni... dawcy znaleźli się tam, gdzie ich miejsce. Wiecie co robić. – Spojrzał czujnie po zebranych. – Jeśli ktoś chce się wycofać, teraz byłby na to odpowiedni moment.

Bill westchnął ze zrezygnowaniem, podszedł do przydzielonej sobie fiolki i odkorkował zawartość. Spojrzał na etykietkę. Wywar z Avery'ego. Cudownie. Gdyby nie fakt, że Snape już dawno przeszedł na tamtą stronę, uznałby, że chyba ich dostawca eliksirów ma chore poczucie humoru. Facet próbował go przecież wykończyć!

– Na zdrowie. – Uśmiechnął się łobuzersko i wypił do dna, starając się zachować zimną krew. Czuł, że chyba mu nie idzie.

– Do zobaczenia po drugiej stronie – uznał Moody.

**

Kiedy zeszła do hallu, z wikińskim mieczem bezpiecznie ukrytym w zaczarowanej sakiewce, która mieściła wszystko, Hermiona niemal nie poznała swojego odbicia w lustrze. Suknia pasowała idealnie, efekt końcowy był taki jak zamierzony: panna Granger w końcu poczuła się jak bohaterka własnej bajki. Szkoda tylko, że musieli lecieć do Malfoy Manor na testralach, to było jakieś takie... Mało balowe. Ale cóż, odkąd Voldemort się tam zainstalował kompletnie zablokowano teleportację, a nie mogła przecież paradować w szpilkach przez środek pola. Oddelegowani w bezpieczne miejsce rodzice zabrali samochód, a Hermiona szczerze wątpiła, żeby jakikolwiek taksówkarz w okolicy przyjmował galeony.

Siostry HexwoodOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz