– Ach, cóż. – Lucjusz Malfoy obciągnął zamaszyście rękawy jedwabnej koszuli, które podczas podróży świstoklikiem nieco się pogniotły. Spojrzał ze wzgórza w dół, na palącą się wioskę mugoli, po której radośnie hasała Bellatrix Lestrange, piskliwym głosem strzelając w niedobitków Avadą i Crucio. – Idziemy? – Machnął ręką, jak gdyby zapraszał swojego towarzysza do tańca.
– Po co? Stąd mamy lepszy widok. – Severus stał niewzruszony jak posąg, krzywiąc się nieznacznie, pełen niesmaku dla szaleństwa i wyraźnej przyjemności, z jaką Najwierniejsza torturowała kolejnych nieszczęśników. Lucjusz uśmiechnął się wszechwiedząco.
– Pewnie zastanawiasz się, co też w niej widziałeś?
– Tak jakby – zgodził się, wkładając na głowę kaptur czarnej szaty. Maskę Śmierciożercy wciąż trzymał w dłoni i nie kwapił się za bardzo, by ją zakładać.
– Wszyscy się nad tym zastanawialiśmy. – Malfoy senior pokiwał głową w zadumie, jak gdyby właśnie rozprawiali o trywialnym aspekcie wyższości Błyskawicy nad Nimbusem 2000. – Na szczęście Cyzia zachowała tę pewną... Naturalną gentillesse, rozumiesz. To wynika z urodzenia, jak sądzę – stwierdził wyniośle.
– Przypuszczam, że brak konieczności pobytu w Azkabanie również miał tu pewne znaczenie – wycedził Snape, wbrew sobie postanawiając powiedzieć coś w obronie Belli, choć sam nie wiedział do końca dlaczego. Lucjusz skwitował to bardzo nieprzyjemnym uśmieszkiem.
– Ach, mon ami, jak zawsze sentymentalny! – Na widok miny Severusa odchrząknął i pokiwał głową. – Tak, tak, Azkaban, bez wątpienia, potworne miejsce, tak. Dobrze pamiętam jak...
– Jak nie spędziłeś w nim nawet minuty?
– Snape, ty i twoja wyższość martyrologiczna nad nami, zwykłymi śmiertelnikami, mógłbyś sobie darować.
Severus włożył maskę i wzruszył ramionami.
– Idziemy?
– Męczennicy przodem.
**
Anastazja uznała, że historia albo lubi zataczać koło, albo przeznaczenie chce jej mocno dać do zrozumienia, że cokolwiek zrobi, i tak wyląduje w tym samym miejscu. Być może tu właśnie miała być? Po co było się ruszać? Postukała cicho palcem w zniszczony blat stołu i rozejrzała się po kuchni na Grimmauld Place. Molly Weasley (ani na chwilę nie podejrzewała o porządki Syriusza) z pewnością zdziałała tu cuda. Wnętrze zapuszczonego domu wyglądało coraz lepiej. Sam właściciel również zmienił się nie do poznania. Po ostatniej walce w Ministerstwie zniknął gdzieś topiący smutki w alkoholu Black, a na jego miejsce pojawił się ten – nowy, zdeterminowany by oczyścić swoje dobre imię i z pewnym intrygującym błyskiem w oku.
Anastazja czekała już dobrą godzinę na resztę Zakonu, która miała ją poinformować o tym, czego właściwie od niej oczekują. Dumbledore nie teleportował się z nią tutaj z Moskwy, musiała to zrobić sama, gdy w tym czasie on, w ścisłej tajemnicy, eskortował gdzieś hrabinę i Tatianę, ale gdzie? Tego nie wiedziała. Na razie była w Kwaterze Głównej z Syriuszem i nikt więcej nie raczył się zjawić. W tle tykał stary zegar, a pan domu od czasu do czasu pochrząkiwał nerwowo. Patrzył też na nią trochę dziwnie, tak jakby się bał, że jeśli spojrzy jej w oczy, to padnie trupem.
CZYTASZ
Siostry Hexwood
FanfictionSeverus Snape, Antonin Dołohow, dwie postrzelone siostry, ratowanie świata i bardzo autorytarna hrabina D. Oleńska.