VIII

131 21 1
                                    

Pierwszoroczni Gryfoni zasnęli tej nocy jako ostatni, do późna opowiadając wszystkim, którzy tylko chcieli słuchać, że to właśnie do ich dormitorium próbował się zakraść Syriusz Black. Percy Weasley w szale obowiązku nie miał zamiaru dopuścić do podobnych harców. Latał wśród młodszych uczniów i bardzo nieskutecznie wszystkich uciszał. Nauczyciele zostali wysłani na przeszukanie zamku, choć wiadomym było, że sławny przestępca jeśli nie chciał być odnaleziony, to raczej nie zostanie. Zgromadzeni w Wielkiej Sali też niezbyt kwapili się do spania, więc tej nocy zamek czuwał.

Branwen ze skruchą przyznała w duchu, że nie mogła wybrać gorszego wieczora na poszukiwanie swoich korzeni i opuszczenie nauczycielskiego posterunku. Dziwiło ją tylko, że Snape nie zamierzał jeszcze dotąd podjąć jakiejkolwiek próby zaspokojenia ciekawości i wciąż z nią nie porozmawiał. Błąkała się po ciemnych korytarzach trzeciego piętra, pogrążona głęboko w swoich myślach, gdy nagle jej stopa napotkała na podłodze coś śliskiego. Z trudem utrzymała równowagę.

– Lumos!

Przez cały korytarz ciągnęły się ślady błota, ślady, które wyglądały jakby zostawiło je za sobą jakieś ogromne zwierzę. Nachyliła się nad nimi w skupieniu, ponownie poważnie kontemplując wniosek o byciu znarkotyzowaną przez Severusa Snape'a.

– Owens. Możesz mi wyjaśnić czemu dokładnie szukasz sensu życia w podłodze?

Już nawet nie próbowała udawać, że ją to dziwi. Powracał na dźwięk swojego imienia niczym Krwawa Mary z miejskiej legendy, tyle że tu wystarczyło chyba przywołać go myślami. Odwróciła się i niecierpliwie pokazała mu błoto na podłodze. W świetle jej różdżki twarz Snape'a wyglądała jeszcze bardziej blado i nadnaturalnie, zupełnie jakby faktycznie był wampirem niewychodzącym na słońce. Ukucnął i dotknął jednego ze śladów.

– Tak, Snape, to błoto – prychnęła. – Naprawdę powinieneś częściej wychodzić na zewnątrz.

– Wychodzę – warknął. – Na przykład czasem eskortuję nieokrzesane wariatki na ich misjach.

– Posada, jak sądzę, w dzisiejszym świecie niezbędna.

– Jesteś po prostu zła, że nadal nie zapytałem o twoją matkę. – Posłał jej jeden z tych swoich irytujących uśmieszków, o których wiedział, że wyprowadzają ją z równowagi.

– Nawet jeśli! Chodź. Musimy to sprawdzić. – Poszła pierwsza korytarzem, nie czekając aż za nią podąży, choć wiedziała, że ją zignoruje. Nie słyszała by się ruszył, więc raczej tak właśnie było. W końcu straciła cierpliwość i odwróciła się, myśląc że ukradkiem, tylko po to, by zauważyć, że Snape cały czas bezszelestnie szedł tuż obok. Miał skurczybyk talent.

– Owens, nie sądzisz, że to dziwny zbieg okoliczności? – zapytał nagle, niezwykle spokojny jak na zaistniałą sytuację.

Ona była zamotana w swoich myślach, więc mogła mieć prawo do odkładania zdenerwowania na później, ale biorąc pod uwagę fakt, że niebezpieczny morderca grasuje po zamku, można by spokojnie wysnuć szaleńcze wnioski, że Snape będzie chociaż trochę zaniepokojony. Z drugiej strony, widziała co zrobił tamtemu facetowi w Holyhead. Jeśli był ktoś, kto nie musiał bać się świata, to z pewnością Severus.

– Jaki zbieg okoliczności? – zapytała niemrawo, orientując się, że milczała odrobinę zbyt długo.

– Ślady błota jakiegoś dziwnego zwierzęcia. Na trzecim piętrze. – Starał się brzmieć niewinnie, ale musiał chyba wiedzieć, że mu nie wychodziło.

– I co z tego? Co niby jest na trzecim piętrze?

– Nic – mruknął. – Tylko gabinet Lupina.

Niedorzeczne rozważania o wężach i miotłachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz