Straciłem Wszystko

1K 131 16
                                    


(Yuri POV)

Ogień...

Ogień był wszędzie. Płomienie buchały z okien liżąc ich framugi, drzwi frontowe stoją w ogniu, który pnie się coraz wyżej. Łzy samoistnie lecą z moich oczu, tak, jakby jakimś cudem mogły zatrzymać czerwone języki niszczące wszystko, co miało dla mnie jakiekolwiek znaczenie. Upadam na kolana widząc jak dach mojego rodzinnego domu zawala się trawiony przez tańczące płomienie.

Nie mogąc znieść tego widoku siłą woli podnoszę się z klęczek ruszając biegiem w stronę lasu. Szloch dławi moje gardło a łzy płyną po zmarzniętych policzkach tworząc lodowe ścieżki. Biegnę przed siebie nie patrząc pod nogi po drodze potykając się o gałęzie i kamienie. Nie wiem gdzie jestem ani gdzie zmierzam. Wyciągam ręce przed siebie chcąc osłonić twarz przed mroźnym powietrzem. Las zaczyna się przerzedzać a ja wybiegam na sporą polane zasypaną białym puchem.

Nie mając już sił zrobić kolejnego kroku upadam na śniegową taflę ciężko dysząc. Obracam się kładąc na plecy, moje ręce wędrują do włosów ciągnąc za czarne kosmyki.

-Dlaczego? -Pytam cicho unosząc wzrok na czyste, rozgwieżdżone niebo.

Księżyc w pełni rzucił na polanę srebrzystą poświatę, która odbijając się od śniegu nadawała magicznej aury temu miejscu.

-Dlaczego? -Pytam ponownie tym razem patrząc na księżyc i myślami błagając o jakąkolwiek odpowiedz. -Czym zawiniłem? Gdzie popełniłem błąd? Za jakie grzechy to jest kara?

Nie potrafię znaleźć logicznego wytłumaczenia. Jednej zimowej nocy straciłem wszystko.

Dom...

Rodzinę...

Ukochanego psiego przyjaciela...

Wszystko uleciało z dymem trawionego przez płomienie domu a wszyscy, których kochałem spłonęli razem z nim. Nie mam nic. Jestem teraz nikim bez szans na jakąkolwiek dobrą przyszłość.

Zamykam oczy wsłuchując się w otoczenie. Szum lodowatego wiatru pozwolił mi się odrobine uspokoić. Zaczynam przyswajać fakty. Jest przecież środek mroźnej zimowej nocy a ja leże w śniegu przemoknięty, zapłakany i niezdolny do jakiegokolwiek ruchu.

-Czyli to tak umrę, huh? Zamarzając w śniegu? -Zapytuję w przestrzeń, mentalnie godząc się ze swoim losem.

Zmęczenie i zimno doprowadziły do tego, że jestem coraz bardziej senny. Spoglądam na gwiazdy podziwiając ich piękno i dziękując, że przed śmiercią mogę podziwiać coś tak pięknego.

Z oddali dochodzi do moich uszu wycie a po nim kolejne i kolejne łącząc się w pewnego rodzaju pieśń. Wilki. Jakżeby inaczej skoro jestem najprawdopodobniej w samym środku lasu. Wycie nasila się z każdym moim ciężkim oddechem. Nie mam już siły na nic. Mój umysł jest coraz bardziej zamroczony. Przymykam oczy zgadzając się na taki koniec. Zaraz znowu się z nimi spotkam.

Tato...Mamo...Mari...Vichan... Czekajcie na mnie, zaraz znowu będziemy razem...

Czuje delikatnie muśnięcie na nosie. Z zaciekawieniem uchylam powieki i wstrzymuję oddech z zachwytu. Na moim nosie przysiadł motyl. Nie było by to nic nadzwyczajnego gdyby nie to, iż był środek zimy. Ponadto skrzydła tego motyla były czysto złote. Emanuje ciepłym światłem, które tworzy wokół niego coś na kształt aureoli. Delikatne kwiatowe wzory rozciągają się po całej długości skrzydeł.

Uśmiecham się na powrót zamykając oczy. Ostatnia samotna łza wypływa z kącika prawego oka. Jestem szczęśliwy mogąc widzieć coś tak cudownego podczas moich ostatnich chwil. Wiem, że zaraz odpłynę, więc zmuszam się do otworzenia oczu po raz ostatni chcąc spojrzeć na księżyc i rozgwieżdżone niebo.

Nie jest mi to jednak dane.

Ostatnim co widzę zanim ciemność spowija mój umysł są wielkie, zimne, lodowo błękitne oczy pochylającej się nade mną bestii...

/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\

~Sweet_Bloody_Lady

Czy potrafiłbyś pokochać Bestię? ~ VictuuriOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz