Obiad Podano

553 106 10
                                    


(Yuri POV)

Wnoszę do jadalni srebrną tacę, na której stoją cztery parujące miski. Zapach potrawki wieprzowej rozchodzi się po pomieszczeniu w przeciągu kilku sekund. Stawiam przed każdym naczynie z posiłkiem i sam siadam przy wielkim stole zabierając ostatnią miskę.

- Mam nadzieję, że będzie wam smakować.- Mówię spokojnym głosem, który jednocześnie jest pełen emocji. Ta sytuacja przypomina mi, o rodzinnych obiadach, które zawsze odbywały się w pierwszą sobotę każdego miesiąca, kiedy jeszcze byłem młodszy.

- To pachnie cudownie Yuri! - Woła radośnie Phichit, uśmiechając się jednocześnie w moją stronę.

Jego uśmiech jest tak zaraźliwy, że nie sposób go nie odwzajemnić. Siedzący obok Victor i Yurio przytakują na słowa Phichita a moje serce z niewiadomych przyczyn zaczyna rosnąć.

- No więc smacznego! - Mówię z szerokim uśmiechem na ustach...

.../\/\/\/\...

Po około 20 minutach cała zawartość naczyń magicznym sposobem znika. Wszyscy odpoczywamy po posiłku, popijając zieloną herbatę w przyjaznym gronie.

- Yuri? Gdzie ty się nauczyłeś tak gotować? - Pyta Phichit z uśmiechem na ustach.

- Miałem kochaną mamę. - Odpowiadam z smutnym uśmiechem na twarzy. - Święta już niebawem. Jakieś specjalne życzenia względem potraw? - Pytam, starając się odejść od tematu mojej rodziny.

- Nie obchodzimy tutaj Bożego Narodzenia Yuri. - Mówi Victor zimnym głosem.

- Ale Victor, to przecież jest czas pełen radości i miłości, jak można nie uczestniczyć w takim wydarzeniu? - Pytam, kompletnie nie rozumiejąc co się dzieje. Victor był zawsze taki radosny i pogodny. Co się stało, że nagle w jego oczach nie ma nic poza lodowatą stanowczością?

- Nie i koniec tematu. W tej posiadłości nie ma i nie będzie Świąt. - Jego pewny, podniesiony głos przyprawia mnie o ciarki.

- Victor proszę cię...

- Powiedziałem nie! - Jego krzyk odbija się echem od ścian jadalni. Nawet Yurio i Phichita przechodzą dreszcze na dźwięk tak nietypowego tonu głosu Victora.

Wielkie ciało Tygrysa podniosło się z krzesła, przewracając je jednocześnie na marmurową podłogę. Victor szybkim, ciężkim krokiem opuszcza pomieszczenie, zostawiając nas w osłupieniu.

- Co się właśnie stało? - Pytam w przestrzeń, bojąc się odpowiedzi.

- Nie mam pojęcia. - Odpowiada Yurio. W jego oczach widzę zdziwienie wymieszane ze strachem.

- Yuri, czy możesz powiedzieć nam coś więcej o tych Bożym Narodzeniu? - Pyta Phichit przenosząc rozbiegany wzrok ze mnie, na drzwi którymi chwilę temu Victor opuścił pomieszczenie i z powrotem.

- Święta to czas szczęścia, miłości i zrozumienia. Każdy jest wtedy z rodziną, ciesząc się ciepłem, jaki daje dom i bliskie osoby. Jest to święto religijne, lecz dla mojej rodziny, był to zawsze jeden dzień w roku na spędzenie wspólnie czasu w pełnej zgodzie i radości. Każdy robił dla każdego drobny upominek, aby okazać drugiemu swoją miłość a po rodzinnej kolacji obdarowywaliśmy siebie nawzajem, siejąc radość w gronie bliskich.

- To musi być niesamowite. - Cichy szept Yurio dochodzi do moich uszu.

- Bo święta są niesamowite. - Lekki uśmiech pojawia się na mojej twarzy.

-Kiedy to jest?- Pyta Phichit z zainteresowaniem wymalowanym na twarzy.

- 25 Grudnia - Mówię, a jego oczy niespodziewanie ciemnieją.

Yurio spogląda na mnie tak, jakbym właśnie przepowiedział dla jego kota najgorszą z możliwych wersję przyszłości. Po wymianie porozumiewawczych spojrzeń z Phichitem odwraca się w moją stronę ze zmieszaniem w oczach. Jego głos drży, kiedy wyjaśnia mi o co chodzi:

- 25 Grudnia są urodziny Victora...

/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\

Nie bijcie....poprawię się... >,<

~Sweet_Bloody_Lady


Czy potrafiłbyś pokochać Bestię? ~ VictuuriOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz