Rozdział 9 "Wizyta u Billa Collinsa"

37 7 7
                                    

Starałam szybko się ogarnąć, bo niezbyt komfortowo czułam się z faktem, że Matt siedzi w moim salonie i nie wiadomo co tam robi...
Próbowałam zgadnąć, gdzie pojedziemy i przede wszystkim po co. Nie ukrywam jednak, byłam strasznie podekscytowana. Nie codziennie w końcu jedzie się z najprzystojniejszym chłopakiem w szkole na całodniowy wyjazd. Na wszelki wypadek napisałam na kartcę krótką wiadomość do rodziców, że wrócę późno. Ale czy ich to w ogóle obchodzi? Czy ja ich jeszcze interesuję?

Ubrałam krótkie jeansowe spodenki i białą, luźną bluzkę na ramiączkach. Po 10 minutach wróciłam na dół, gotowa do drogi.

- Powiesz mi gdzie jedziemy?-poprosiłam chłopaka próbując zrobić słodką minę.

- Haha, nie ma tak łatwo. Wsiadaj i nie zadawaj niepotrzebnych pytań- uśmiechnął się w odpowiedzi.

-Skąd mam wiedzieć, że nie wywieziesz mnie za miasto w jakąś ciemną uliczkę, nie włożysz worka na głowę i nie zgwałcisz?- postanowiłam spróbować inaczej.

- Chciałabyś- zaśmiał się przekornie i odpalił pojazd.

W jego towarzystwie czułam się nieziemsko. Zapomniałam, że tak naprawdę to Matt- mój były szkolny wróg. Teraz naprawdę mogłam nazwać go przyjacielem. Wygłupialiśmy się śpiewając piosenki i rzucając w siebie chrupkami. Przypomniał mi się dzień, w którym jechałam z nim do szkoły, Bo byłam spóźniona. Tak naprawdę od tego momentu wszystko zaczęło się zmieniać między nami. Chwilę później zerwał z Madge i zastępował mi najbliższych, których ostatnimi czasy zabrakło w moim życiu. Wystarczyło, że powiedziałabym wtedy "NIE" (gdy zaproponował mi podwózkę) i nasze relacje potoczyłyby się zupełnie inczej. To dziwne jak na nasze życie wpływają małe, z pozoru nie ważne decyzję.

- O czym myślisz?- przerwał moje rozmyślania Matt.

- Przypomniałam sobie ten dzień, w którym zawiozłeś mnie do szkoły. Od tego momentu...było jakoś inaczej. Wcześniej byłeś dla mnie nikim (oprócz tego, że crushem, ale cii) i ja byłam dla Ciebie nikim. Byłam jak tysiące takich samych dziewczyn...

- ...Nie- przerwał mój wywód chłopak. Nigdy nie byłaś taka jak tysiące dziewczyn. Byłaś wyjątkowa, tylko ja zaślepiłem się swoim własnym ego. Nie zauważyłem Ciebie i twoich wspaniałych cech. Nie zauważyałem jaką niesamowitą  jesteś osobą. Uświadomiłem sobie to, w momencie, kiedy Ciebie zabrakło. Kiedy wydawało się, że nie ujrzę już nigdy tego uśmiechu, radości i determinacji. Dlatego teraz chcę to naprawić. Być wspaniałym...przyjacielem, który zawsze będzie Cię wspierał i motywował. Staram się- zakończył swoją przemowę.

- I udaje Ci się. Bez Ciebie nie dałabym rady. Dziękuję Ci, że jesteś, dziękuję, że byłeś i proszę żebyś był nadal- mimowolnie łza spłynęła mi po policzku- Jeśli kiedykolwiek uda mi się dostać do akademii, jeśli pojadę na Igrzyska, to będzie to Twoja zasługa- chłopak utarł dłonią moje łzy.

-Nie mów tak. To Ty jesteś silna, Ty ciężko pracowałaś, przezwyciężyłaś strach i własne bariery. A teraz musimy chyba przerwać ten festiwal szczerości, bo dojechaliśmy na miejsce- oznajmił.

Wyjrzałam za okno i nie mogłam uwierzyć własnym oczom! Wokół rozpościerał się nieziemski krajobraz. Łąka usiana kwiatami i wysoka góra, z której widok sięgał powierzchni całej okolicy. Jakby tego było mało, piękne alejki, mostki i plantacje otaczały nowoczesny budynek. Wytężyłam wzrok i nagle krzyknęłam z radości:

- Nie mogę uwierzyć! Akademia Billego Collinsa!

Dla niezorientowanych. Bill Collins to najlepszy trener personalny w całych Stanach. W dodatku jest ściśle związany z akrobatyką, choć niechętnie podejmuje się nawet pojedynczych treningów z gwiazdami. Rzuciłam się w ramiona Matta i zaczęłam mu dziękować. Znów popłynęły łzy, tym razem szczęścia. Dobrze, że wzięłam torbę treningową.

Never Give UpOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz