Rozdział 11 "Ostatnia Próba"

33 7 4
                                    

Biegłam wraz z Ell tak szybko, że przegoniłabym chyba najszybszego człowieka świata. Jeśli ktoś ma motywację, żeby gdzieś dojść, dobiec, nie myśli o zmęczeniu, tylko o tym co czeka go na mecie. Ja próbowałam zrozumieć, dlaczego zawsze coś się piepszy, gdy zaczynam wychodzić na prostą. A jak się już coś zacznie piepszyć, musi się spieszyć do końca. Przynajmniej w moim przypadku.

Nie wiedziałam jaki układ zrobię na castingu, nie wiedziałam, czy będę miała pasujący makijaż do stroju... nic. Ale to nie było ważne. Jeśli nie dobiegłabym na czas, mogłabym pożegnać się z marzeniami.

Utknęłabym w Los Angeles. Może zostałabym sekretarką i myślała tylko o tym jak przekonać do siebie szefa? Z akrobatyką mój kontakt by się urwał, bo po takim ciosie, raczej nikt nie powstałby. Więc, gdy ujrzałam w oddali halę odetchnęłam z ulgą.
10 minut.
Zostało 10 minut.

Nie miałam nawet w co przebrać się na rozgrzewkę, więc gdy dotarłam do budynku, rzuciłam się od razu na salę rozgrzewek. Jak na złość ubrana byłam w obcisłe rurki i luźny T-shirt. Cierpliwie znosiłam pogardliwe spojrzenia innych zawodniczek z okolicy. 5 minut a Matta, jak nie było, tak nie ma.

4 minuty.

3 minuty.

Zaczynam się denerwować. Czas leci nieubłaganie szybko. Trener patrzy na mnie oburzony. Zresztą nie dziwię mu się. Przez półtora tygodnia, przed najważniejszym egzaminem w moim życiu, nie chodziłam na treningi. Nie mógł wiedzieć, że pracowałam bardzo ciężko na własną rękę- nie czułam potrzeby zwierzać mu się ze swoich decyzji. Teraz jeszcze przychodzę na casting, bez stroju, bez fryzury....

Ell kończy mnie malować i zaczyna robić koka.
2 minuty...

Czy się denerwuję? Sama nie wiem... Z jednej strony za  100 sekund odbędzie się próba, od której zależy cała moja przyszłość.
Każdy kreuje swój świat; przez liceum, studia, później pracę, małżeństwo, dziecko, śmierć... Moja droga wyglądała zupełnie inaczej. Jeśli nie uda mi się ze sportem, moje życie przestanie mieć sens. Nie osiągnę nic. Będę nic nie wartym człowiekiem.
Olewałam szkołę dla sportu. Poświecałam wszystko, naprawdę wszystko! Starałam się ze wszystkich sił. Jednak los już dawno zaplanował co mi pisane. Dowiem się za 80 sekund. No teraz już 75.
Trener każe mi podejść na rozbieg. Pokazuje mu swoje ubranie, on tylko wzrusza ramionami. Widzę Ell, która zakrywa twarz dłonią. Nie chce na to patrzeć- w sumie to rozumiem. Zostało 60 sekund. Nagle moim oczom ukazuje się nieprawdopodobny widok. Widzę coś, o czym marzyłam od dłuższego czasu. Z trybun machają do mnie rodzice. Nie widzą, że na nich patrzę. Mama ma łzy w oczach, tata także niezauważalne ociera je wierzchniem dłoni. Czy to sen? Nie. Uszczypnęłam się i widzę ich jeszcze ostrzej. Większej motywacji nie mogło mi dać nic! Wiedziałam, że nieważne, czy mi się uda, czy nie, będą przy mnie rodzice. Wreszcie będę mogła liczyć na uścisk od bliskiej osoby i nawet niepozorne "będzie dobrze". Tak, teraz już wiem na pewno, że będzie dobrze.

W jednej chwili poczułam to, czego ciągle mi brakowało. Chęć, determinacja, skupienie i coś... cos czego nie da się opisać słowami. To czują tylko sportowcy. Niewyobrażalna radość, odczuwana  w całym ciele. Słyszę, że ktoś otwiera drzwi.

40 sekund.

Patrzę po raz ostatni na rodziców. Nasze spojrzenia się spotykają. Widzę w nich miłość i wiarę we mnie.

Nie bój się Clarisso. Uda się.

30 sekund.
Zaczynam powoli odpływać w "trans". Nic nie słyszę, nic nie czuję. Widzę sędziego i wyciągnięta chorągiewkę. Postanawiam nie ryzykować, mimo wszystko. Nie mogę ich teraz zawieść.

5 sekund.
4...3...2...

Ręka sędziego opadła. Kątem oka widzę Ell z siniejącymi rękami od ściskania kciuków. Rodziców już nieukrywających łez wzruszenia. Widzę nawet Matta, załamanego, że nie przyniósł mi stroju na czas. Wszyscy patrzą na mnie, tylko na mnie.

Dziękuję Bogu, że mam tak wspaniałych przyjaciół i rodzinę.
Z tą myślą z całych sił, odbijam się ze ścieżki...

💕💕💕💕💕💕💕💕💕💕💕💕💕💕💕

Sekunda, może dwie, już po wszystkim. Moje stopy dotykają materaca, na końcu rozbiegu. Co miałam zrobić- zrobiłam. Teraz mogę liczyć tylko na sędziów.

Potem wszystko działo się jakby w przyśpieszonym tempie. Łzy radości, uściski, gratulacje. Nawet trener przytulił mnie do siebie i szepnął do ucha:
"Jesteś niesamowita Clariss. Nie o to chodzi, żeby zawsze zwyciężać, lecz, żeby podnieść się po porażce i znów wrócić na szczyt. Wrócisz na szczyt. Choćbym bardzo chciał dalej Cię kształcić- nie u nas. Ale w akademii w Madrycie"

Potem nadszedł ten niezwykły moment, kiedy przytuliłam rodziców. Nie potrzebowaliśmy dużo słów.

- Dziękuję, że czekałaś Clar. Jestem z Ciebie taka dumna! Już nigdy Cię nie opuszczę!- szepnęła mama.

-Jeśli się kogoś kocha, czeka się, bez względu na wszystko- uśmiechnęłam się do Matta. W końcu to jego słowa.

- Znów Cię zawiodłem Clars- powiedział cicho.

-Nie zawiodłeś! Sama Twoja  obecność   daje mi siłę. Czekałam aż przyjdziesz i byłeś. Dziękuję Ci

Bo jeśli się kogoś kocha, czeka się bezwzględu na wszystko...- dopowiedział nieznośny głos w mojej głowie.

-Przez to, że nie zdążyłem, możesz się nie dostać! Nie mogę żyć z myślą, że pogrzebałem Twoje marzenia!

- Wątpisz w moje możliwości?- odparłam z ironicznym uśmiechem- Muszę iść, wołają mnie.

-Trzymaj się. Walcz o swoje, jak walczyłaś o powrót do akrobatyki- przytulił mnie.

Podeszłam do drzwi, gdzie odbywała się narada...

💕💕💕💕💕💕💕💕💓💕💕💕💕💕💕

-Przecież to skandal! Dziewczyna, która nawet nie była przebrana w strój startowy, ma dostać się do prestiżowej akademii?- krzyczała jakaś kobieta.

Od 15 minut kłócili się, czy przyjąć mnie do szkoły akrobatycznej w Madycie. Ja jedynie siedziałam cicho, skulona w kącie. Do czasu, kiedy zdenerwował mnie jakiś piskliwy głos starej baby:

- Skoro nie była nawet wystylizowana, z pewnością nie zależy jej na tym. Inne nasze kandydatki prezentowały się zjawiskowo i robiły wszytko, żeby nas zachwycić...a ona? Pewnie rodzice wykorzystują ją, na spełnienie swoich ambicji...

W tej chwili nie wytrzymałam, wstałam i krzyknęłam:

-Jak Pani śmie! Spędzałam CAŁE dnie na siłowni i na hali. Olewałam szkołę, swoich przyjaciół, życie towarzyskie. Tylko po to, aby wrócić do formy po wypadku. Po wypadku, przez który straciłam pamięć. Tak, przez akrobatykę straciłam pamięć. Posypało się całe moje życie. Mimo to, nie przestałam walczyć. Walczyłam o swoje marzenia i żeby udowodnić sobie, że nie jestem słaba. Wszystko robiłam sama, z pomocą dwóch najbliższych przyjaciół, bez najmniejszego wsparcia rodziny. I Pani śmie mówić, że mi nie zależy?!

Nagle zapanowała głucha cisza. Uświadomiłam sobie, że po tym co zrobiłam, mogę pożegnać się z marzeniami...

Never Give UpOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz