*02*

3.7K 284 27
                                    


Niall

Harry podjechał po mnie punktualnie. Po powrocie za szkoły, przez kilka godzin zastanawiałem się co włożyć na siebie na tą imprezę. W końcu zdecydowałem się na zwykły biały T-shirt i czarne, poprzecierane na kolanach spodnie. Szybko przeczesałem włosy i gdy stwierdziłem, że już w miarę dobrze wyglądam, wyszedłem z mieszkania. Wszedłem do samochodu witając się z chłopakami. Impreza odbywała się na drugim końcu miasta, więc po kilkunastu minutach dotarliśmy na miejsce. Przed budynkiem było tłoczno, w środku panował jeszcze większy chaos. Wraz z przemijającymi godzinami, impreza coraz bardziej się rozkręcała. Na zewnątrz znalazło się kilka śmiałków, którzy powskakiwali do basenu i w wodzie urządzali sobie zapasy. Przy brzegu zgromadził się tłum gapiów, którzy kibicowali chłopakom. Większość z tych osób zostało ochlapanych woda, co nieco ostudziło ich zapał do kibicowania. Wraz z chłopakami weszliśmy do środka. Lou załatwił nam alkohol w czerwonych kubeczkach i po chwili zaczęliśmy się świetnie bawić. Po którymś już z kolei zacząłem powoli odpływać. To był wyraźny znak, żeby więcej nie pić.

Nad ranem prawie wszyscy spali. Każdy kto znalazł choć kawałek podłogi usnął tu gdzie stał. Przed wyjściem, chciałem jeszcze skorzystać z toalety, ale szybko zrezygnowałem z tego pomysłu, gdy zauważyłem śpiącego i obrzyganego chłopaka w wannie oraz obściskującą się parę. Chłopak wręcz przyszpilił rudowłosą dziewczynę do kafelek w łazience i niemalże ją pochłaniał. Z powrotem wróciłem do salonu, odnajdując Harry'ego i Louisa. Siedzieli na krześle, w tymże Lou siedział na kolanach kręconowłosego i spał w jego ramionach.

- Zbieramy się? - zapytałem ziewając.

- Tak. - zgodził się - Nieźle wczoraj wypiliście. - dodał po chwili - Chyba ja jako jedyny mam tu rozum i umiar.

- Po prostu ty nie umiesz się bawić. - mruknął sennie Louis, bawiąc się włosami swojego chłopaka.

Zaśmiałem się na to stwierdzenie. Styles wstał, niosąc Lou na rękach. Dotarliśmy do samochodu po czym ruszyliśmy. Harry odstawił mnie do domu po czym pojechał do siebie. Nie chciał, by rodzice Tomlinsona widzieli go w takim stanie. Na szczęście mojej mamy nie było w domu. Była w delegacji w innym mieście.  Nawet nie pamiętam nazwy. Byłem sam w domu, co mnie w tej chwili ucieszyło.


*********&&*&&*********


Zayn

- Łeb mi pęka - powiedziałem podnosząc się z niewygodnej podłogi.

Matt leżał na fotelu, wciąż kurczowo ściskając czerwony, plastikowy kubeczek po alkoholu, a Luke znajdował się  w rogu pokoju we własnych wymiocinach. Skrzywiłem się na ten widok. Poszedłem do łazienki czując, jak zawartość mojego żołądka podchodzi mi do gardła. Omijałem śpiących ludzi, co chwila potykając się o czyjąś rękę bądź nogę. Miałem okropnego kaca. Wciąż jeszcze chwiejnym krokiem, zszedłem na parter w stronę kuchni. Próbowałem odnaleźć jakieś tabletki na ból głowy, ale nic takiego nie znalazłem. Zakląłem i ruszyłem na świeże powietrze. Cały dzisiejszy dzień będę zdychać. Gdy w końcu pozbędę się skutku picia, przyjdzie coś gorszego - pięć dni chodzenia do tego piekła, nazywanego szkołą.


- Zayn? - usłyszałem za sobą czyjś głos i odwróciłem się w tamtą stronę.

- Co chcesz John? - zapytałem wciąż trzymając się za głowę, która upierdliwie dawała o sobie znać.

- Masz faja? - zapytał drapiąc się po głowie.

- Nie masz swoich? - mruknąłem.

Nienawidziłem się dzielić. Nie chodzi tylko o papierosy, ale ogólnie. Zawsze mnie irytuje, gdy ktoś coś ode mnie chce. Jak ja czegoś potrzebuję, to nikt nigdy nic nie ma.

- Miałem - westchnął pokazując mi zmoczone fajki - Ale bardzo chciały popływać ze mną w basenie. -  zaśmiał się, wyrzucając paczkę niezdolnych do użytku papierosów na trawnik.

Przewróciłem oczami i wyciągnąłem paczkę Marlboro. Bez słowa wziął i wsadził papierosa do ust i zaczął szukać zapalniczki. Westchnąłem zirytowany i podpaliłem mu. Uśmiechnął się szeroko jak dziecko, które właśnie dostało lizaka. Potem zaczął opowiadać o zdarzeniach, jakie rzekomo wydarzyły się wczoraj podczas imprezy. Bo kto normalny uwierzyłby w rekina pływającego w basenie?

- Coś mi się zdaje, że wczoraj nie tylko fajki paliłeś - zaśmiałem się - Impreza była świetna, jak zawsze - dodałem klepiąc go w ramię i  wychodząc z posesji, kierując się w stronę swojego domu.

Nie miałem ochoty czekać na chłopaków, zanim łaskawie ruszą dupska. Pewnie będą tam dogorywać jeszcze przez kilka godzin. Bez proszków nie zostanę w tym miejscu ani chwili dłużej. Poprawiłem na sobie kurtkę i ruszyłem w kierunku domu. Dopiero w poniedziałek z opowieści innych dowiem się jak potoczyła się ta piątkowa impreza.

Na Zawsze ~ Ziall ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz