Dziś pojawi się jeszcze one-shot ,,Strawberry Cake''. Jest to krótkie opowiadanie z Harrym i Louisem w roli głównej. Kto ma ochotę dowiedzieć się jak pieką tort profesjonaliści to serdecznie zapraszam!
Zayn
Kręciłem się nerwowo po korytarzu. Żaden z nas się nie odzywał. Zegar wskazywał już ósmą rano. Panującą ciszę przerwał dopiero odgłos otwieranych drzwi. Po raz kolejny już dziś pojawił się doktor. Wyglądał na wykończonego.
- Coś z Niallem? - Harry jako pierwszy podszedł do lekarza w białym kitlu.
- Kilka godzin temu jego stan się pogorszył - zaczął - Musieliśmy go pilnie operować.
- Ale teraz jest już dobrze, prawda? - chciał się upewnić Styles, nerwowo bawiąc się palcami w ręki.
- Tak, operacja się udała. Chciałbym porozmawiać z jego rodzicami. Dotarł już ktoś z jego rodziny, krewnych?
- Jego matka wyjechała w delegację za granicę. Nie wiemy kiedy wróci. Próbowałem się z nią połączyć, ale nie odbiera telefonu. Oprócz niej nie ma nikogo. - wyjaśnił chłopak - Jesteśmy jego przyjaciółmi, jest dla nas jak brat. - kontynuował - Proszę pozwolić nam chociaż go zobaczyć.
- Jest świeżo po operacji. Wróćcie wieczorem - polecił mężczyzna - Powinniście też i o siebie zadbać - dodał - W razie czego mamy numer pana Malika, będziemy dzwonić.
Harry spojrzał się na mnie zdziwiony. Po chwili wręczył karteczkę ze swoim numerem lekarzowi. Mężczyzna ponownie zniknął za szklanymi drzwiami. Właśnie teraz kończył swój dyżur.
- Zamówię taksówkę - powiedział Louis, zabierając z krzesła swoją bluzę.
- Zabierasz się z nami? - zapytał po dłuższej chwili Harry, patrząc wyczekująco.
- Nie, jedźcie sami. Przejdę się. Poradzę sobie. - zapewniłem.
- Tak samo powiedział Ni - dodał cicho Louis kierując się do wyjścia.
Styles po chwili go dogonił i razem wyszli ze szpitala. Ostatni raz spojrzałem na korytarz i sale za szklaną powierzchnią drzwi i również opuściłem budynek. Przed szpitalem odetchnąłem świeżym, rześkim powietrzem. Deszcz przestał już padać. O jego wcześniejszej obecności świadczyły już tylko kałuże i mokra nawierzchnia asfaltu. Przetarłem dłońmi twarz, czując przytłaczające zmęczenie. Zacząłem kierować się w stronę domu.
*********&&*&&*********
Niall
Wszędzie dookoła mnie było ciemno. Nie widziałem kompletnie nic. Tak, jakbym znajdował się w pustce, nicości. Chciałem się podnieść, ale nie potrafiłem. Tak, jakby moje ciało ważyło tonę. Ponowiłem próbę, ale ani drgnąłem. Nie czułem rąk ani nóg. Zacząłem się niepokoić. Spróbowałem otworzyć oczy, ale również i to skończyło się niepowodzeniem. Co się dzieje? Gdzie ja jestem? Umarłem? Jeśli tak, to dlaczego? Co się takiego wydarzyło? Nagle usłyszałem jakiś głos. Wcześniej nie zwróciłem uwagi na równomierne pikanie jakiegoś urządzenia. Czy to szpital? Skoro tak, to wciąż muszę żyć. Wytężyłem słuch i wychwyciłem odgłosy jakiś kroków. Ktoś zatrzymał się bardzo blisko mnie, ale nic nie czułem, żadnego dotyku. Spróbowałem coś powiedzieć, ale nawet to mi nie wyszło. Mogłem tylko leżeć, choć i tego nie byłem pewien, nie wiedziałem w jakiej pozycji się znajduję.
- Wszystkie parametry w normie - usłyszałem obok siebie, gruby męski głos. - Miał ogromne szczęście, że z tego wyszedł. Z takimi obrażeniami to niemalże niemożliwe.
- Cud - tym razem odezwał się kobiecy głos, po mojej drugiej stronie - Ma ogromną wole życia. Na pewno z tego wyjdzie. Jego przyjaciele siedzieli na korytarzu przez całą noc.
- Są jeszcze w szpitalu? - spytał mężczyzna. - A jego rodzice?
- Doktor Parker odprawił ich do domu. Wyglądali na zmęczonych, poza tym czuć było od nich alkohol. Na nic nie przydaliby się tu, siedząc i czekając. Nikt z rodziny nie przyjechał.
- Rozumiem. Zanotuj proszę godzinę obchodu i możemy iść na przerwę. - powiedział kierując się zapewne do wyjścia - Jest dziesiąta zero dwie.
Harry i Louis tu byli? Miałem wypadek? Dlaczego nic nie widzę? Dlaczego nie mogę się podnieść i pójść do nich, aby powiedzieć, że wszystko ze mną dobrze?! Bałem się, zostałem teraz sam. Nie chcę tu być.
*********&&*&&*********
Zayn
Po wzięciu prysznica i zmiany ubrań udałem się do kuchni. W szafce, która służyła mi jako apteczka, odnalazłem proszki na ból głowy. Kac zaczął dawać o sobie znać. Szybko popiłem proszki i sięgnąłem po komórkę. Miałem siedem nieodebranych połączeń od Matta. Kiedy chciałem odłożyć już komórkę, ona ponownie zadzwoniła. Matt. Odebrałem i czekałem, aż głos po drugiej słuchawce coś powie.
- ''Zayn?'' - usłyszałem cichy głos chłopaka.
- Jesteś kurwa pijany! - wydarłem się do słuchawki, zanim dokończył - Po cholerę do mnie dzwonisz?
- ''Czy ta osoba żyje?''
- To Niall, to nie osoba, to Niall do cholery i mało co go nie zabiłeś! - po raz kolejny podniosłem głos - Jest w ciężkim stanie, nie wiadomo czy z tego wyjdzie.
- "Ja nie chciałem..." - wychlipał.
- To wszystko nie powinno się wydarzyć. - dodałem, rozłączając się.
Cisnąłem komórkę na łóżko i podszedłem pod okno, obserwując ludzi na ulicy. Matt był pijany. Po tym wypadku na pewno schlał się do nieprzytomności. Ciężar odpowiedzialności spada na nas dwóch. I dobrze o tym wiedziałem. Bałem się spojrzeć w oczy Niallowi, gdy już będzie po wszystkim. O ile w ogóle dane mi będzie go zobaczyć.
CZYTASZ
Na Zawsze ~ Ziall ✔️
FanfictionZayn i Niall poznali się jako dzieci. Późniejsze lata coraz bardziej ich od siebie oddalały. W końcu wszystko przepadło i mogłoby się wydawać, że to koniec ich przyjaźni. Czy jeden, niespodziewany wypadek jest w stanie wszystko naprawić? A może pr...