Była godzina 9 .Kiedy otwożyłam oczy zobaczyłam,że na demną stoi Lauren.
-ciociu! Tata przyjechał! -powiedzała radośnie
-tak wiem przyjechał w nocy
- w nocy?
-tak.Jest na dole ić do niego
Lauren wybiegła z mojej sypialni i zeszła na dół.Ja chwilę później się tam udałam.
-Gotowa? -Zaptał Iran
-jeszcze nie gdzie Dave?
-Wyszedł za chwilę powinien wrócić
-Dokąd?
- sam nie wiem mówił,że ma jakąś "ważną sprawę" do załatwienia ale spokojnie na pogrzebie się pojawi.
- oby
-chodzmy bo się spóźnimy.
Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy. Dojechaliśmy na cmentarz i udaliśmy się do kaplicy gdzie za piętnaście mninut miała odbyć się msza pogrzebowa. Ja cały czas wspominałam moją siostrę.
Gdy dotarliśmy na miejsce zaczełam rozglądać się dookoła w poszukiwaniu Dave.Ale nigdzie go nie było.Zadzwoniłam do niego.Nie odpowiadał.Dopiero kiedy wszyscy wychodzili z cmentarza pojawił się.-Gdzie byłeś tak długo?
-musiałem załatwić pewną sprawę
-jaką?
-kolega zachorował i musiałem go zastąpić przepraszam, że nie zdążyłem.
-dobrze w porządku
-jak się czujesz?
-tak sobie- pwiedzałam ocierając chusteczką łzy
-Jedziemy?- Zapytał otwierając dzwi do samochodu.
-poczekaj chwlę.
-coś nie tak?
-nie w porządku.
- Lauren!Iran ! Jedziecie z nami.
Wsiadajcie-Dave ja jednak się przejdę-powiedzałam wychodząc z pojazdu.
-dlaczego?
-bo tak muszę zebrać myśli.
-no dobrze.
Gdy pojechali ja zostałam na parkingu. W pewnym momencie podzedł do mnie pewien wysoki, przystojny mężczyzna na wiek około 30 lat. W czarnym garniturze.
- Emilly? Czy to ty ? -zapytał
-Mark?
-tak to ja kurcze tyle lat.Opowiadaj-
Ja z Markiem chodziliśmy razem do liceum byliśmy przyjaciółmi.Ale kiedy wyjechał do Brazyli nasz kontakt się urwał.-To ty raczej opowiadaj boże tyle lat.
-ja mieszkam teraz w Londynie ożeniłem się mam dobrze płatną pracę a co u ciebie.
-Ja wyszłam za mąż pracowałam w firmie na ulicy Train center wiesz gdzie znajduje się ta firma?
- No kojaże
- no i spodziewam się dziecka.
-gratulacje! Emilly -powiedzał spoglądając na mój wyraźnie zaokrąglony brzuch
-A jeśli mogę zapytać który to miesiąc?
- Szósty
- oo a co ty właściwie robisz przed cmentarzem?
- Moja siostra....
-wiesz co może cię odprowadze. I opowiesz mi wszystko co?
-skoro tak to dobrze
Szliśmy aleją Mark słuchał mnie uważnie a gdy skończyłam przystanął i usiadł na ławce i spuścił głowę ku betonie. Po chwili zadumania podniósł głowę.
-Tak mi przykro Emilly. Przymij odemnie wyrazy współczucia.
Ja usiadłam na ławce obok niego. Chwilę później zaczął padać deszcz.
A Mark nic nie mówiąc dał mi swoją kurtkę.-Dziękuję Mark ale nie musiałeś.
-Daleko mieszkasz ?
-nie, niedaleko.
Przyszedł mi sms. To Dave martwi się o mnie bo ja do tej pory mie pojawiłam się w domu a jest już godzina 19.
-Przepraszam Mark ale ja muszę już iść.- Powiedziałam oddając mu kurtkę.
-Dobrze.Słuchaj Emilly może spotkalibyśmy się jeszcze? Oto mój numer Telefonu- i podał mi kartkę.
Jakbyś czegoś potrzebowała to dzwoń
- W porządku dziękuję do zobaczenia
-Do zobaczenia.
CZYTASZ
SŁOWA NA WIATR
Mistério / SuspenseEmilly Rouhse dwudziesto dziewięcioletnia pracownica firmy która mieści się w centrum Londynu na ulicy Train Center.Ma kochającego męża Davida. Ale któregoś dnia jej życie wywraca się o 360 stopni.