Rozdział 6

846 61 4
                                        

- A ty nie w łóżku? - Leondre z jakąś laską.
- Nie twoja sprawa.
- Alex poznaj Van.. - przerwałam mu.
- Dla niej Vanessa, cześć. - wstałam. Super to dlatego nie mógł przyjść, postara się jutro. W dupie mam jego starania.

Błąkałam się po osiedlu jakąś godzine a teraz siedzę już w pokoju, trochę zmarzłam.
- Możemy pogadać? - weszła Meg.
- Właśnie chciałam iść z tym do ciebie.
- To może ty zacznij. - usiadła.
- Chodzi o to, że nasze relacje z przed kilku tygodni poszły w pizdu. Nie ma cie ciągle w domu, cały czas siedzisz z Charlsem. Nie mam nic przeciwko ale no.
- Tak wiem, też to zauważyłam ale.. - złapała oddech. - Ale ja się wyprowadzam.
- Że co?! - podniosłam głos. - Teraz będe mieszkać z nimi tak? Po to przyjechali ?
- Nie, będzie cie odwiedzać raz w tygodniu ciocia Stella. Przepraszam. - przytulila mnie.
- Nie masz za co. - siedziałyśmy tak do północy. Meg jutro wyjeżdża i rodzice też, niestety dopiero wieczorem.

7:30 szybko wzięłam prysznic, pomalowałam się i inne takie

7:30 szybko wzięłam prysznic, pomalowałam się i inne takie

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

- Czekaaaj. - wybiegłam z domu krzycząc.
- Nie chciałam cie budzić. - wtuliłyśmy się i stałyśmy tak z kilka minut. Bez słowa wsiadła do samochodu i odjechała. Łzy spływały mi po policzkach. Była moją jedyną rodziną, nie mam rodziców, niestety.
- Już okej. - przytulił mnie ojciec, nie wiedziałam co zrobić ale pod wpływem emocji przytuliłam go tak mocno jak tylko mogłam.
- Zrobić Ci coś do jedzenia ? - stał przy lodówce.
- Nie trzeba, dzięki.
- Słuchaj, wiem że bardzo długo nas przy tobie nie było, prawie w ogóle się nie znamy. Dziwnie to brzmi dlatego chciałbym to zmienić. - a ja nie, serio nie chce obracać swojego życia do góry nogami. Zaczniemy być szczęśliwą rodzinką? Ja tak nie mogę.
- Ja nie potrafie tak szybko wszystkiego zmienić, lepiej będzie jak będziemy się spotykać chociaż raz na tydzień lub dwa żeby powoli się przyzwyczajać.
- Ale ty jesteś mądra. - znowu mnie przytulił, za dużo tego. Lekko się odchyliłam i chyba zrozumiał.
- Ale jest problem. - zaczęłam. - Nie chce mieć narazie kontaktu z matką. - na te słowa spuścił głowe. - Tato ja naprawdę nie moge.
- Rozumiem. - uśmiechnął się blado.
- Jestem. - o wilku mowa. - Jedziemy?
- Tak. - tata pocałował mnie w czoło i wstał.
- Gdzie jedziesz ? - wstałam za nim.
- Musimy załatwić pare spraw na mieście przed wyjazdem, potem jeszcze pogadamy. - wyszli.
Polubiłam go. Brzmi tak jakby chodziło jakiegoś kolege, a tu chodzi o mojego ojca, no cóż.
Włączyłam głośno muzyke i zaczęłam udawać, że śpiewam, heh.
- Hej. - Leondre jak on ?- Drzwi były otwarte. - wyłączyłam TV.
- To nie znaczy, że możesz wejść. - usiadłam.
- Wiesz takie ruchy, nie mogłem nie skorzystać z takiej okazji. - puścił mi oczko.
- Owszem mogłeś, ale wy używacie tylko kumpla z gaci.
- Nie zapędzaj się.
- Nie zapędzam.
- No w innych rzeczach. - poruszał tak dziwnie brwiami.
- Coś jeszcze?
- Co to wczoraj było z Alex? - usiadł obok.
- Ktoś ci pozwolił siadać?
- Tak, ja. Słucham.
- Powiedziałam jaka jest prawda.
- Jesteś zazdrosna. - uniósł brwi i się tak fajnie uśmiechnął. Nie ukrywam jest przystojny i w ogóle ma taki świetny uśmiech.
- Nie no weź. - a może, jestem jakaś dziwna ostatnio.
- Ja swoje wiem. - znowu puścił oczko.
- Ale nie wiesz, że już powinieneś wracać do domu.
- Ale wiem co powinienem zrobić. - przysunął się do mnie.



Jak wspomniałam wczoraj moja wena siadła. Mimo to postaram się jakoś ogarnąć i napisać lepsze.

🌟 i komentarze mile widziane.

Hope | L.DWhere stories live. Discover now