15.

142 22 3
                                    

To zawraca mi głowę, bardziej niż się spodziewałem. Stresuję się przed zerwaniem z Jamesem. Mam nadzieję, że przyjmie to spokojnie. Raz kozie śmierć. Wybrałem numer telefonu, wcisnąłem zieloną słuchawkę i wysłuchiwałem piosenki Pillowtalk, którą miał ustawioną na czas oczekiwania.

- No hej Tris. - Powiedział wesoło co jeszcze bardziej mnie zestresowało.

- James? Możemy się spotkać? - Starałem się nie wzbudzać podejrzeń. - Musimy porozmawiać, a wolałbym w cztery oczy.

- Pewnie, teraz?

- Tak, chodź do tego parku co zawsze.

- Ok. Tris, stało się coś?

- Eh, tak. Zaraz pogadamy. - Szepnąłem i się rozłączyłem.

Ale mi serce wali. Wezmę ze sobą Dobby, przynajmniej ona mi zajmie trochę myśli.

Mam nadzieję, że nie będzie bardzo źle. Spokojnie. Wdech, wydech.

Wciągnąłem bluzę, bo trochę dziś chłodo, a na nogi założyłem jak zwykle panterkowe trampki. Założyłem psu szelki i opuściłem mieszkanie.

Szedłem do parku wsłuchując się w hity tego roku.

Gdy doszedłem na miejsce, Jamesa jeszcze nie było. Usiadłem na ławce przy drodze i starałem się wszystko sobie ułożyć w głowie. Niestety nie zdążyłem, bo zobaczyłem zbliżającego się chłopaka. Wstałem i ruszyłem w jego kierunku.

- Cześć kochanie. - Pocałował mnie czule, czego nie odwzajemniłem.

- Mhm, hej.

Szliśmy chwilę w ciszy.

- Też to zauważyłeś? - Spojrzałem na niego.

- Co? - Zdziwił się.

- Że między nami już nie jest jak kiedyś.

- Nie rozumiem. - Patrzył na mnie przerażony.

- James, ja cię na prawdę lubię, ale coś tu wygasa. - Mówiłem powoli.

- Czekaj. - Zatrzymał się. - Chodzi o Brada, prawda?

Wypuściłem głośno powietrze.

- Tak. - Szepnąłem.

- Wiedziałem, że tak będzie. To było zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe. - Mówił ze łzami w oczach.

- Przepraszam. - Spojrzałem na niego smutno. - Myślałem, że to już minęło. Ale kiedy on tu wrócił, sam wiesz. - Mówiłem powoli.

- Okłamywałeś mnie te ostatnie trzy tygodnie? Już wtedy przestałeś coś do mnie czuć?

- Nie. - Podrapałem się po czole. - Zdałem sobie z tego sprawę dopiero kilka dni temu. Przepraszam.

- Trudno. - Wysilił się na mały uśmiech. - Skoro on jest powodem twojego szczęścia, muszę się z tym pogodzić.

- Strasznie mi głupio. Nie chciałem, żeby to się tak potoczyło.

- Serce nie wybiera. - Powiedział smutno. - Szkoda, bo myślałem, że coś z tego będzie. - Spojrzał w buty. - Droga wolna Tristan. - Odszedł.

- Przepraszam. - Szepnąłem.

Uzyskałem odpowiedź, która była zwykłym  pociągnięciem nosa. Widziałem też jak wyciera oczy.

Z jednej strony zrobiło mi się smutno i głupio, z drugiej strasznie mi ulżyło, że to już za mną.

Straciłem całkowite chęci na zabawę z Dobby, więc poszedłem do domu. Usiadłem w salonie i patrząc w ścianę rozmyślałem o ostatnich wydarzeniach.

- Co taki smutny siedzisz? - Mama zajęła miejsce obok mnie.

- Rozstałem się z Jamesem. - Powiedziałem niewyraźnie.

- Oj, nie martw się synku. - Starała się mnie uspokoić.

- Nie martwię się. To ja z nim zerwałem. - Zacząłem się bawić palcami u rąk.

- Zrobił ci coś?

- Nie mamo. Wszystko jest w jak najlepszym porządku. - Wstałem i skierowałem się do swojego pokoju, gdzie od razu rzuciłem się na łóżko. Wybrałem numer Brada.

- Chcesz wpaść do mnie? - Mruknąłem do komórki.

- Jasne, zaraz będę.

- Mama ci pewnie otworzy, wejdź od razu do góry.

- Ok, narazie.

Rzuciłem telefonem w kąt łóżka i przykryłem głowę poduszką. Z moich oczu mimowolnie popłynęły łzy. Dziwnie jest z myślą, że już nie jestem z Jamesem. Zżyłem się z nim. Nie chcę, żeby cierpiał, a widząc jego łzy, jestem pewien, że źle się to u niego skończy. Niby powinnienem się cieszyć, że wszystko się dobrze układa, ale czuję jakąś dziwną pustkę.

Starałem się zatrzeć łzy z policzków, jednak cały czas pojawiały się tam nowe.

Nie wiem czemu aż tak zareagowałem. Przecież tego właśnie chciałem.

Bradleya.

- Cześć Tris. - Usłyszałem Brada. - Twoja mama powiedziała, że zerwałeś z Jamesem i w jakimś złym humorze jesteś. Coś się stało? - Wyjął mi delikatnie poduszkę z rąk, przez co zmuszony byłem do spojrzenia na niego. Wybuchłem jeszcze większym płaczem.

- Brad... - Wyciągnąłem w jego stronę ręce nadal nie podnosząc się z łóżka. - Przytul mnie. - Powiedziałem przez łzy.

Szatyn zmarszczył brai, jednak od razu pochylił się nade mną. Oplotłem go rękami i przyciągnąłem do siebie, zmuszając, żeby się na mnie położył.

- Czemu płaczesz? - Uwolnił się z objęć i usiadł po turecku obok mnie.

- Nie wiem. - Starałem się uspokić.

- Powiedz mi. - Zachęcał mnie.

- Myślisz, że James się załamie?

- Nie wiem. - Potarł moje ramię dłonią. - Nie znam go, ale wygląda na silnego faceta. Będzie dobrze.

- Mam nadzieję. - Podniosłem się do pozycji siedzącej. - Dziś wylatujesz? - Starałem się zmienić temat.

- Tak, za jakieś cztery godziny.

- A kiedy wrócisz?

- Za tydzień.

- Mhm, ok.

- Spokojnie, szybko minie. - Szepnął.

Nie miałem już sił, żeby mówić, więc przymknąłem oczy, oparłem głowę o ramię Brada i wsłuchałem się w ciszę.

W końcu mowa srebrem, milczenie złotem, czy jakoś tak.

Poczułem na policzku ciepły oddech i po chwili usta Brada. Przechyliłem delikatnie głowę, dając mu do siebie lepszy dostęp.

- Kocham cię. - Szepnąłem.

Braddy tylko mruknął pod nosem i obdarował mnie kolejnymi uspokajającymi pocałunkami.

I'm Here For You • TradleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz