3.

173 18 15
                                    

Spacer z Braddym dobrze mi zrobił. Fajnie czasem powspominać dzieciństwo i szkołę. Do tematu naszego związku raczej nie wracaliśmy. Ciężko mi o tym z nim rozmawiać, szczególnie, że teraz jestem z Jamesem. Mam nadzieję, że za niedługo będziemy bez problemu mogli o wszystkim rozmawiać. Zauważyłem, że teraz zachowujemy się dziwnie w stosunku do siebie. Tak jakbyśmy już sobie nie ufali? Ciężko powiedzieć.

Przyszliśmy właśnie do mojego domu w celu obejrzenia jakiegoś filmu. Rozłożyliśmy się na moim łóżku z laptopem na kolanach. Oczywiście Dobby nie byłaby sobą, gdyby nie zajęła miejsca między nami i nie domagała się głaskania, a ku mojemu zdziwieniu Brad chętnie się z nią bawił. Ciekawe kiedy mu się znudzi.

Jak zawsze wylosowaliśmy film, sprawdziliśmy opinie, które były zaskakująco wysokie i przeczytaliśmy opis. Film "Tajemnica Brokeback Mountain"  okazał się być o gejach. Serio? Czemu akurat teraz? Nie jestem pewien czy powinienem to oglądać z Bradem, więc zanim włączyłem, spojrzałem pytająco na szatyna, na co tylko wzruszył ramionami. Zgasiłem światło i włączyłem film. Zobaczymy czy fajny.

Czułem się conajmniej głupio oglądając to z Bradem. Film obfitował w dużo scen homo. Spojrzałem na szatyna. Patrzył w ekran laptopa. W jego oczach dało się zauważyć łzy.

- Coś się stało? - Wcisnąłem pauzę.

- Nie, nic... - Pozwolił łzom spłynąć po policzkach. Od razu je starłem.

- Jak nie chcesz, nie musimy tego oglądać.

- Nie, spoko. - Pociągnął nosem. - Włączaj.

- Dobra, ale jak coś, to wiesz, mogę wyłączyć.

- Mhm.

Włączyłem z powrotem film. Brad trochę się uspokoił. Oglądał w miarę spokojnie, jednak po chwili znowu się popłakał.

- Zaczekasz chwilę? Ja skoczę do toalety. - Podniósł się z łóżka.

- No leć. Pamiętasz gdzie?

- Tak, to w końcu kiedyś był mój drugi dom. - Mruknął cicho.

Brad nie wychodzi z toalety od jakichś 10 minut. Pójdę zobaczyć czy wszystko z nim w porządku.

Stanąłem koło drzwi i chwilę nasłuchiwałem. Było słychać szloch szatyna. Zapukałem delikatnie w drzwi.

- Braddy?

- Nie nazywaj mnie tak. - Pociągnął nosem.

- Ugh, dobrze.  No to Brad? - Prychnąłem. - Wszystko w porządku?

- Tak.

- To czemu płaczesz? Porozmawiaj ze mną.

- Nie potrafię Tristan.

- Wpuść mnie, proszę. - Zacisnąłem rękę na klamce drzwi.

Po chwili usłyszałem dźwięk przekręcanego zamka i zobaczyłem w progu zapłakanego szatyna. Bez słowa starłem łzy z jego policzków i delikatnie przytuliłem.

- Brad, spokojnie. - Wyszeptałem. - Nie płacz już.

- Przepraszam Tristan. - Wbił lekko paznokcie w moje plecy. - Mogę iść do domu? A film... kiedyś dokończymy.

- Możesz, ale powiedz mi, co się stało?
- Ehm... źle się czuję. - Widać, że skłamał, jednak postanowiłem już mu odpuścić.

- Bardzo źle? Może chcesz zostać na noc? Jeszcze tam zemdlejesz i nikt nie będzie wiedział.

- Nie, w porządku. Nie chcę sprawiać kłopotu. - Skierował się do drzwi frontowych.

- Jak wolisz... Narazie Brad.

- Do zobaczenia. - Podał mi rękę, ale ja zamiast odwzajemnić gest, zgarnąłem go do prztulasa.

- No co? Jesteśmy przyjaciółmi to chyba możemy się od czasu do czasu przytulić, nie? - Uśmiechnąłem się gdy niepewnie odwzajemnił uścisk.

- No tak... przyjaciółmi... - Szepnął i wyszedł z domu.

Wróciłem do pokoju. Wrzuciłem niedokńczony film do multimedialnej biblioteki. Kiedyś go dokończymy, a tak przynajmniej myślę. Ogarnąłem lekko pokój i położyłem się na łóżko wpatrując w sufit. Miałem złe przeczucia, ale starałem się nimi nie zawracać głowy. Zamiast tego zadzwoniłem do Jamesa. Po kilkunastu minutach rozmowy, włożyłem słuchawki do uszu i wyszedłem z Dobby do ogrodu za domem. Nie miałem sił, żeby iść gdzieś dalej, więc usiadłem sobie na małej, drewianej ławeczce. Na niebie widoczne były tysiące małych gwiazd. Kiedyś kochałem je oglądać. Teraz przywołują we mnie dużo wspomnień. Pięknych wspomnień. Do tego jeszcze pełnia księżyca. Czułem się jakoś dziwnie, tak jakbym był obserwowany. Mimo, że rozejrzałem się po okolicy, nikogo nie zauważyłem.

Całkowitą ciszę przerwał mój telefon. Prawie zawału dostałem. Na wyświetlaczu pojawił się nieznany numer.

- Słucham? - Powiedziałem spokojnie.

- Tristan? - Usłyszałem cichy głos Brada. Czy on ma nowy numer? Tamten znałem na pamięć i na pewno był inny.

- Co się stało?

- Pomożesz mi? Proszę. - Szepnął. - Muszę jechać szybko do jakiejś apteki.

- Jasne, ubieraj się, zaraz będę.

Rozłączyłem się, wpuściłem psa do domu, wziąłem bluzę i kluczyki z auta. Po kilku minutach pukałem do drzwi szatyna.

- Co ci jest Bradley? - Chwyciłem go za ramię i pociągnąłem do auta.

- Jak byłem w Kanadzie, wykryto u mnie jakąś odmianę depresji. Musiałem brać cały czas lekarstwa. - Zawiesił się. - No ale nie wziąłem ich ze sobą tutaj, bo stwierdziłem, że nie będą mi już potrzebne. - W jego oczach znowu pojawiły się łzy.

- Shh, spokojnie, nie płacz.

- Czuje jak mnie coś zaraz rozpierdoli od środka. Potrzebuję tych tabletek.

- Dostaniesz je bez recepty?

- Właśnie nie. - Rozpłakał się.

- Chodź, kupimy ci jakieś ziółka, a jutro pojedziesz do lekarza.

- Dzięki Tristan. - Szepnął.

Kurde, ta depresja wiele wyjaśnia. Już wiem czemu jest tak niestabilny emocjonalnie. I tak dobrze, że ma tyle w głowie, że dzwoni po pomoc i nie robi sobie krzywdy.

Po zakupieniu odpowiedniego lekarstwa, jeszcze w aucie przeczytałem wszystkie informacje odnośne dawkowania i tych innych rzeczy, a następnie podałem Bradowi dwie tabletki i butelkę wody. Odwiozłem go do domu. Zadbałem, żeby się przebrał i bezpiecznie położył spać.

- Tris? - Usłyszałem szatyna, gdy już wychodziłem z jego pokoju.

- Tak?

- Zostaniesz u mnie? Boje się. - Szepnął.

- Ymm... Jasne, będę w salonie.

- Dziękuję.

Postanowiłem powiadomić mamę, że mnie nie będzie.

- Cześć mamo. - Mówiłem cicho.

- No co jest?

- Zostanę na noc u Brada.

- Ja rozumiem, że się nie widzieliście dwa lata, ale śpijcie też trochę. - Zaśmiała się.

- Mamooo... Ja mam chłopaka, nie pamiętasz? - Odpowiedziałem trochę zirytowany. - Brad się po prostu źle czuje.

- Oh, a czy ja od razu powiedziałam co wy będziecie robić? Poza tym, osobiście uważam, że Braddy był lepszy, niż ten cały James.

- Coś jeszcze? - Zirytowałem się lekko.

- Bawcie się dobrze. - Rzuciła wesoło. - I pamiętaj o psie rano.

- Pa. - Rozłączyłem się i usiadłem na kanapie w salonie.

O co im wszystkim chodzi ostatnio? Przecież James jest na prawdę świetny. Czemu oni się tak na niego uwzięli? Trochę mi przykro z tego powodu.

Ale najważniejsze chyba, że ja jestem z nim szczęśliwy, nie?

I'm Here For You • TradleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz