Bradley POV
- A więc jak tniemy? - Zapytała uśmiechnięta blondynka w fryzjerskim fartuchu.
- Na łyso poproszę.
- Na łyso? - Zdziwiła się. - Jest pan pewien? Ma pan bardzo ładne, długie włosy i można zrobić z nich kilka naprawdę świetnych fryzur.
- Tak, na łyso. Już zdecydowałem. - Uśmiechnąłem się.
- Już się robi. - Chwyciła w dłoń nożyczki i maszynkę do golenia.
Sam nie wierzyłem, że to się działo. Patrzyłem w swoje odbicie w lustrze i z każdym spadającym na ziemię kosmykiem chciało mi się śmiać coraz bardziej.
Kilknaście minut później na mojej głowie nie było już ani jednego włosa. Zapłaciłem za usługę i opuściłem salon fryzjerski.
Zapiąłem pod szyję zimowy płaszcz, a na głowę wciągnąłem wełnianą czapkę. Z delikatnym uśmiechem ruszyłem w stronę centrum. Wstąpiłem do kwiaciarni, gdzie kupiłem bukiet białych frezji i skierowałem się prosto do celu.
Na korytarzu zobaczyłem nastolatkę idącą w moim kierunku.
- Mam nadzieję, że żartowałeś. - Zmrużyła oczy. - Jak nie to możesz już uciekać.
- Ruth, uspokój się. - Uśmiechnąłem się.
- Tato! - Podniosła na mnie głos, zaraz po tym, gdy moja czapka znalazła się w jej dłoni. - Gdzie ty masz włosy?
- Przecież wiedziałaś, że ich nie będzie. - Wzruszyłem ramionami.
- Jesteś szalony. Ale uwielbiam to. - Zaśmiała się. - Muszę lecieć do szkoły. Będę się modliła, żeby tata cię nie zabił. - W jej policzkach pojawiły się dołeczki.
- Powodzenia. Kocham cię, słońce. - Przytuliłem ją.
- Ja ciebie też, tato. - Oplotła ramiona wokół mojego torsu i po chwili pobiegła na autobus.
A ja skierowałem się do drzwi z numerem 311. Zapukałem raz i od razu wszedłem. Mój mąż leżał w jasnoniebieskiej piżamie na szpitalnym łóżku.
- Cześć skarbie. - Rozpiąłem płaszcz, jednak nie ściągałem czapki, którą z powrotem oddała mi Ruth. Podszedłem do łóżka, pochyliłem się i złożyłem pocałunek na jego ustach. - Mam dla ciebie kwiaty. - Uśmiechnąłem się podając je Tristanowi
- Dziękuje. Są piękne. - Powąchał je.
- Jak się czujesz? - Położyłem dłoń na jego wychudzonym policzku.
- Dobrze. - Wiedziałem, że kłamał. Po prostu nie chciał nas martwić. Wyglądał o wiele gorzej niż ostatnio. - Pocałuj mnie, Bradley. - Szepnął.
- Oczywiście. - Pochyliłem się nad mężczyzną. On położył dłoń na moim karku i odwzajemnił pieszczotę.
Po chwili jednak wsunął palce za gumkę czapki i zesztywniał nie wykonując żadnego ruchu. Zsunął nakrycie głowy, a w jego oczach momentalnie pojawiły się łzy.
- Gdzie ty masz, kurwa, włosy? - Rozwarł szeroko oczy.
- Ściąłem dzisiaj. - Chwyciłem go za rękę, jednak on ostatkami sił wyrawał się i położył swoją na czubku mojej głowy.
- Dlaczego? Moje ukochane włosy... Dlaczego? - Po jego policzkach spłynęły łzy. - Powiedz, że to są jakieś jaja.
- Tak bardzo płakałeś ostatnio, że przez chemioterapię wypadły ci wszystkie, więc stwierdziłem, że zetnę żeby było ci raźniej.
CZYTASZ
I'm Here For You • Tradley
FanfictionJestem tu dla ciebie. Skoro mnie już nie chcesz, nic mnie tu nie trzyma...