Dodatek 3

77 12 16
                                    

Bradley POV

- A więc jak tniemy? - Zapytała uśmiechnięta blondynka w fryzjerskim fartuchu.

- Na łyso poproszę.

- Na łyso? - Zdziwiła się. - Jest pan pewien? Ma pan bardzo ładne, długie włosy i można zrobić z nich kilka naprawdę świetnych fryzur.

- Tak, na łyso. Już zdecydowałem. - Uśmiechnąłem się.

- Już się robi. - Chwyciła w dłoń nożyczki i maszynkę do golenia.

Sam nie wierzyłem, że to się działo. Patrzyłem w swoje odbicie w lustrze i z każdym spadającym na ziemię kosmykiem chciało mi się śmiać coraz bardziej.

Kilknaście minut później na mojej głowie nie było już ani jednego włosa. Zapłaciłem za usługę i opuściłem salon fryzjerski.

Zapiąłem pod szyję zimowy płaszcz, a na głowę wciągnąłem wełnianą czapkę. Z delikatnym uśmiechem ruszyłem w stronę centrum. Wstąpiłem do kwiaciarni, gdzie kupiłem bukiet białych frezji i skierowałem się prosto do celu.

Na korytarzu zobaczyłem nastolatkę idącą w moim kierunku.

- Mam nadzieję, że żartowałeś. - Zmrużyła oczy. - Jak nie to możesz już uciekać.

- Ruth, uspokój się. - Uśmiechnąłem się.

- Tato! - Podniosła na mnie głos, zaraz po tym, gdy moja czapka znalazła się w jej dłoni. - Gdzie ty masz włosy?

- Przecież wiedziałaś, że ich nie będzie. - Wzruszyłem ramionami.

- Jesteś szalony. Ale uwielbiam to. - Zaśmiała się. - Muszę lecieć do szkoły. Będę się modliła, żeby tata cię nie zabił. - W jej policzkach pojawiły się dołeczki.

- Powodzenia. Kocham cię, słońce. - Przytuliłem ją.

- Ja ciebie też, tato. - Oplotła ramiona wokół mojego torsu i po chwili pobiegła na autobus.

A ja skierowałem się do drzwi z numerem 311. Zapukałem raz i od razu wszedłem. Mój mąż leżał w jasnoniebieskiej piżamie na szpitalnym łóżku.

- Cześć skarbie. - Rozpiąłem płaszcz, jednak nie ściągałem czapki, którą z powrotem  oddała mi Ruth. Podszedłem do łóżka, pochyliłem się i złożyłem pocałunek na jego ustach. - Mam dla ciebie kwiaty. - Uśmiechnąłem się podając je Tristanowi

- Dziękuje. Są piękne. - Powąchał je.

- Jak się czujesz? - Położyłem dłoń na jego wychudzonym policzku.

- Dobrze. - Wiedziałem, że kłamał. Po prostu nie chciał nas martwić. Wyglądał o wiele gorzej niż ostatnio. - Pocałuj mnie, Bradley. - Szepnął.

- Oczywiście. - Pochyliłem się nad mężczyzną. On położył dłoń na moim karku i odwzajemnił pieszczotę.

Po chwili jednak wsunął palce za gumkę czapki i zesztywniał nie wykonując żadnego ruchu. Zsunął nakrycie głowy, a  w jego oczach momentalnie pojawiły się łzy.

- Gdzie ty masz, kurwa, włosy? - Rozwarł szeroko oczy.

- Ściąłem dzisiaj. - Chwyciłem go za rękę, jednak on ostatkami sił wyrawał się i położył swoją na czubku mojej głowy.

- Dlaczego? Moje ukochane włosy... Dlaczego? - Po jego policzkach spłynęły łzy. - Powiedz, że to są jakieś jaja.

- Tak bardzo płakałeś ostatnio, że przez chemioterapię wypadły ci wszystkie, więc stwierdziłem, że zetnę żeby było ci raźniej.

I'm Here For You • TradleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz