18.

104 21 0
                                    

Ja, jako od kilku dni dobry przyjaciel, zobowiązałem się do odebrania Jamesa z szpitala. Dziś już nie płakał. Wydawał się nawet szczęśliwy, nie wiem, nie pytałem.

Podpisał wszystkie ważne papiery i opuściliśmy budynek kierując się do mojego auta.

- Gadałem z Bradleyem. - Odezwał się nagle ciemny blondyn.

- Z Bradleyem? Jak?

- Zadzwonił do mnie. Nie wiem skąd miał mój numer, nie wnikam. W każdym bądź razie przepraszał mnie za wszystko, twierdząc, że to jego wina i on wszystko popsuł. - Mówił powoli.

- Skąd on w ogóle wie? - Powiedziałem sam do siebie. Nie wspominałem w końcu Braddyemu, że James jest w szpitalu.

- Mówił mi, że jeśli tak dużo dla mnie znaczysz, to jest w stanie się poświęcić i zejść nam z oczu.

- Co?! - Odruchowo mocniej zacisnąłem ręce na kierownicy.

- Spokojnie Tristan. - Mówił cicho. - On mówił mi o waszym związku, zanim się jeszcze przeprowadził.

Wypuściłem głośno powietrze.

- W sumie dość długo rozmawialiśmy... - Zamyślił się chwilowo. - On jest całkiem spoko. Wiesz jak on dobrze o tobie mówił?

- Co na przykład? - Uśmiechnąłem się do siebie, słysząc, że jestem chwalony przez Brada.

- Że zawsze chcesz dobrze, i że nie chciałeś mnie zranić tym wszystkim. Mówił, że po prostu się trochę pogubiłeś.

- Bo to prawda. - Szepnąłem.

- Wiem o tym... - Zamyślił się. - Dlatego tym razem to ja postanowiłem nie myśleć o sobie. Doszedłem do wniosku, że skoro będąc ze sobą obaj będziecie szczęśliwi, nie chcę stać wam na drodze. I szczerze wam życzę, żebyście przetrwali wszystko w zgodzie i miłości. - Dokończył szeptem.

- Dziękuję ci James. - Odwróciłem do niego lekko głowę. - Wiem, że to dla ciebie musiało być trudne.

- Szczerze, to myślałem, że będzie gorzej. - Zaśmiał się pod nosem. - Trochę już ochłonąłem, a rozmowa z Bradleyem dała mi jeszcze więcej do myślenia.

- Cieszę się, że nie robiłeś żadnych problemów, tylko rozmawiałeś z nami spokojnie.

- A ja się cieszę, że w końcu będziesz szczęśliwy. Choć trochę mi przykro, że ze mną się męczyłeś.

- Nie męczyłem się z tobą. To był na prawdę świetny czas w moim życiu. - Uchyliłem okno, bo zrobiło się strasznie gorąco. - Ja po prostu myślałem, że czasy Brada to już przeszłość, myślałem, żę już mi na nim nie zależy.  Myślałem tak dopóki go wtedy nie zobaczyłem. I to nie tak, że już wtedy chciałem z tobą zerwać, że już wtedy przestałem coś do ciebie czuć. Ja po prostu się pogubiłem. Byłem praktycznie pewien, że między mną a Bradem już nic nie wróci. Byłem też pewien, że to z tobą chcę być.

- I się rozmyśliłeś. - Zaśmiał się naturalnie.

- Tak wyszło, no. - Dołączyłem do niego.

- Może to nawet i dobrze? - Podrapał się bo nosie.

- Czemu dobrze?

- Nie wiem, ale skoro bóg tak chciał, to chyba nie bez powodu... - Odpiął pas bezpieczeństwa, gdy zatrzymałem się pod jego domem. - Dzięki Tris. - Uśmiechnął się. - Dbaj o niego, nie zmarnujcie drugiej szansy. - Wysiadł z auta uprzednio podając mi rękę.

- Do usłyszenia. - Szepnąłem do siebie i ruszyłem z piskiem opon w stronę swojego domu.

Kurde, muszę przyznać, James mnie trochę zdziwił. Nie spodziewałem się takich reakcji z jego strony.

Mimo wszystko, cieszę się, że zrozumiał jak wygląda sytuacja i przyjął to bez większych problemów. Mam nadzieję, że nie będzie próbował zrobić sobie znowu krzywdy.

I'm Here For You • TradleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz