9.

140 24 12
                                    

Ze snu jak zwykle wyrwał mnie telefon.

- Czego? - Odebrałem nie patrząc kto dzwoni.

- Spokojnie Tristan. - Usłyszałem głos Cona. - Chciałem tylko spytać czy pamiętasz o imprezce.

- Pamiętam.

- Ok, to widzimy się o 20:00.

- Dzisiaj? - Zdziwiłem się.

- Fajnie pamiętasz. - Prychnął. - Tak. Dzisiaj, u mnie o 20:00. - Zaśmiał się.

- Uhm, jasne, do zobaczenia.

- Narazie. - Rozłączył się.

Sprawdziłem godzinę. 16:42. Chyba muszę przestać robić popołudniowe drzemki. Chwyciłem w rękę czyste dresy i bezrękawnik i poszedłem do łazienki.

Po jakiejś godzinie opuściłem ją czyściutki, pachnący i ogolony.

Zszedłem na dół. Rodziców jak zwykle nie było w domu.

Postanowiłem zrobić sobie coś do jedzenia. Włączyłem radio w kuchni i przeszukiwałem szafki w celu znalezienia odpowiednich produktów.

Podśpiewywałem pod nosem piosenkę DJa Antonio Ma Cherie i kończyłem dojadać makaron z serem. Mój telefon znowu się odezwał.

Od: Brad:
Dziś jest ta impreza?

Do: Brad:
Ta, czekam przed twoim domem o 19:30.

Od: Brad:
Ok (:

~~~~~

Jak napisałem, tak zrobiłem. Punktualnie o 19:30, ruszyliśmy spacerkiem do domu farbowanego Szkota. Postanowiłem zrobić im niespodziankę i nie wspominałem, że zabiorę ze sobą kogoś więcej.

Stanąłem przed drzwiami przyjaciela, chowając uprzednio Brada za kwiatkiem w ogrodzie. Kulturalnie zapukałem i po chwili miałem przed oczami uśmiechniętego Connora.

- Zapraszam, w kuchni masz piwko. - Przytulił mnie przyjaźnie.

- Cześć Conny. Mam nadzieję, że się nie złościsz, ale przyprowadziłem kogoś.

Szatyn z blond grzywką uniósł jedną brew, gdy pokazałem mu żeby dał mi sekundę.

- Cześć. - Uśmiechnął się nieśmiale Brad, gdy przyciągnąłem go do drzwi.

- Braddy! - Con rzucił mu się na szyję. - Jak ja cię dawno nie widziałem. - Uśmiechnął się szeroko.

- Tęskniłem. - Szepnął szatyn a w jego oczach pojawiły się łzy.

- Ja też. - Pociągnął nas do środka budynku. - Jak ty to zrobiłeś? - Spojrzał na mnie.

- To nie ja. - Szepnąłem.

- Jakim pieprzonym cudem on wrócił do Anglii? Ile go namawiałeś? - Powiedział, gdy zauważył, że w pobliżu nie ma nikogo poza mną.

- W ogóle... - Wzruszyłem ramionami. - Sam się zdziwiłem, jak go spotkałem.

- Przyjechał tu sam z siebie? Na zawsze?

- Chyba tak. - Wziąłem do ręki kubek z alkoholem. - Za tydzień pojedzie do Kanady i wróci tu z powrotem. Tak przynajmniej mówił.

- To świetnie, nie? - Con stał się kupką szczęścia. - Będziecie znowu razem?

- Co? - Zaśmiałem się i jednocześnie odwróciłem, żeby sprawdzić czy Brad to słyszał, ale był na szczęście zajęty rozmową z dziewczynami. - Chyba nie.

- Czemu? - Na twarzy niebieskookiego zagościł grymas.

- Jakbyś jeszcze nie zauważył, jestem z Jamesem. - Zaśmiałem się.

- No i co z tego?

- To, że go kocham? - Prychnąłem.

- Nie rozśmieszaj mnie. - Con starał się utrzymać powagę. - Rób co chcesz. - Wstał od stołu i poszedł w głąb salonu.

Starałem się zignorować jego ostatnie komentarze, co średnio mi wychodziło. Może jak alkohol zacznie działać, będzie lepiej.

Usiedliśmy z Ashem na kanapie w salonie i zajęliśmy się rozmową. Było całkiem przyjemnie, dopóki mój wzrok zaobserwował coś, czego na pewno nie chciał, a mianowicie Bradleya całującego się z Demi. Przez całą moją głowę przebiegało dużo różnych myśli. Zauważyłem też, że mimo, że już dawno mnie z nim nic nie łączy, trochę to zabolało. Gdy dziewczyna znikła mi z oczu, poszedłem do kuchni pod pretekstem kolejnego piwa. Usiadłem koło Brada.

- Myślałem, że jesteś gejem. - Spojrzałem z zaciekawieniem na szatyna.

- Skąd takie podejrzenia?

- Chodziłeś ze mną przez rok?

- To nic nie zmienia. - Zwrócił swoją uwagę na kubeczek z alkoholem.

- Słucham? - Rozwarłem szeroko oczy. - Powtórz, bo chyba się przesłyszałem.

- To, że z tobą byłem, nie oznacza od razu, że jestem gejem, nie? W końcu nigdy nie powiedziałem ci tego wprost. - Mówił niewzruszony.

- Aha... Czyli najzwyczajniej w świecie, robiłeś mnie cały czas w chuja? Bawiłeś się mną i... agh... - Podniosłem głos.

- Tego też nie powiedziałem.

- Ale kurwa można to wywnioskować. - Wstałem z wysokiego stołka. - Fajnie wiedzieć Bradley. Powodzenia w życiu. - Krzyknąłem.

Świetnie. Po prostu zajebiście. Przez cały rok związku byłem oszukiwany. Byłem tylko głupią zabawką. Ewentualnie prywatną dziwką. Każdy sobie tłumaczy jak chce.

Szkoda.

Po ostatnich dziwnych snach i wielu przemyśleniach zauważyłem, że Brad znowu staje mi się bliższy. Ale po tym co przed chwilą usłyszałem, dam sobie spokój. Szkoda czasu na takich ludzi.

Chwyciłem jakiegoś kolorowego, i mam nadzieję, że mocnego drinka i wyszedłem niezauważalnie z domu Cona.

Nie chcę tu dłużej siedzieć. Idę do siebie.

I'm Here For You • TradleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz