III

69 3 0
                                    


Obdarte ściany, porwana kanapa, gdzieś na obrzeżach, a jednak zawsze się tu wraca. Czemu? Może dlatego, że tu są tacy sami jak ja. Moi ludzie, z którymi pogadam, popije. Nie skrytykują,
bo popełniają te same błędy, przeżyli to samo. Oni rozumieją. Tu nikt na Ciebie krzywo nie spojrzy za to, ile wypiłeś, czy coś bierzesz. Prędzej podejdą i zaproponują coś lepszego od tego „gówna", które bierzesz. Jakby ich gównem nie było. Plotki krążą, wielu chciało tu wejść. Niestety skończyło się to zawsze zbyt krwawo, niż może powinno. Nikt z zewnątrz tego nie zobaczy, nikt tego nie zrozumie, a opowiadanie o tym co tu jest nie da tego samego co bycie tu.

Wchodzę, pierwszy głęboki wdech mary, którą te ściany są już przesiąknięte, napełnia mnie.
Tak to będzie mój wieczór.

Pięciu przy stoliku. Zero lasek, na razie. Jednak wypiłem wystarczająco, by zacząć się już rozglądać. Brunetka, wysoka, szczupła, ale decha. Szukamy kolejnej, czarna, śniada.
Te oczy i cycki. Tak będzie dziś moja. Już chcę wstawać, jednak ktoś był pierwszy.
Cholera, no ale tego kwiatu jest pół światu.

- Co ty robisz? - pyta Kamil dość głośno rzucając we mnie korkiem od butelki po jednym z...
no cóż z wielu trunków. Wnioskuje, że wcześniej go mogłem nie słuchać.

- Szukam sobie chłopaka, wiesz? - odpowiadam chamsko, no bo jakby nie wiedział co robię.

- Jeśli chodzi o chłopców, to wiesz kotku, że masz mnie. - puścił mi oczko.

- Czemu się patrzysz na inne, przecież masz Margę. - Zaciskam dłoń w pięść. Alkohol się odzywa. Gdyby to był ktoś inny już dawno dostałby w ryj.

- Nie mam żadnej Margi, ani innej dziewczyny. Nie wiem jak ty, ale chcę dziś poruchać. - wstaję od stolika i idę po tę brunetkę. Nie jest taka zła z bliska. Szkoda tylko, że kilka metrów za nią stoi blond skrzat z piegowatą twarzą i niewinną twarzyczką. Takie osoby jak ona, to tu rzadkość. Odwracam się w mgnieniu oka i idę w drugą stronę. Żeby mnie nie widziała, żeby nie podeszła. Nagle minęła mi ochota na zadowalanie kobiet, jeśli nie znajdę za chwilę jakiejś to przypierdolę komuś. Zadzwonił po nią. Wszystkiego się spodziewałem, ale tego, że zadzwoni w życiu.
Może to on powinien być z nią, jemu bardziej zależy na tym, niż mi.

Wpadam na jakąś laskę, już chcę się spierdalać, czemu stoi na środku, ale dzięki Bogu to Eva.

- Nie wiem jakie miałaś plany na dzisiejszą noc, ale idziesz ze mną. - szepnąłem jej do ucha wkurwiony. Poczułem, jak przeszedł przez nią dreszcz. Grzecznie dała się wyprowadzić bokiem, tak by za wszelką cenę ominąć skrzata i jego stolik.

Do mnie było bliżej, a już nie dawałem rady. Po drodze i tak kilka razy dostała w dupę. Nie był to namiętny seks kochanków jak z tego pojebanego filmu, na którym zresztą usnąłem. Bliżej temu do zaspokojenia dzikiej potrzeby. Wyrwałem jej guziki z bluzki, ze spodni też. Co za debil wymyślił same guziki zamiast suwaka. Stanik chyba ocalał, nie pamiętam jak majtki.
Nie obchodziło mnie to. Wiedziała czego chcę więc nie jęczała, że ją boli. Sama zresztą chyba tego potrzebowała. Szybko, mocno. Nawet nie wiem kiedy, a było już po. Opadłem na łóżko, ona na chwilę również. Jednak za chwilę się podniosła i pozbierała strzępy swoich ciuchów.

- Potrzebowałem tego. Wyjmij sobie kasę na taksówkę z portfela jest...

- Nie trzeba. Dam sobie radę. Na razie.

Zamknąłem oczy i poczekałem, aż zamknie wejściowe drzwi. Wstałem, wziąłem ze stolika fajkę i zapaliłem. Z okna wspaniale widać było pełnię. Księżyc rozświetlał delikatnie pokój. Wszystko wyglądało tak... Jakby czas na chwilę się zatrzymał. Nie ma Micka, Margi, Evy, nikogo. Tylko ja i moja fajka

How to be a bad bitchOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz